Kwiat Wiśni

Від Repescoo

20.4K 1.2K 1.1K

Sakura to wyjątkowe drzewo, które Lucjusz Malfoy sprowadził ze starej magicznej japońskiej hodowli z okazji n... Більше

ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII (18+)
ROZDZIAŁ VIII
ROZDZIAŁ IX
ROZDZIAŁ X
ROZDZIAŁ XI
ROZDZIAŁ XII
ROZDZIAŁ XIII
ROZDZIAŁ XIV
ROZDZIAŁ XV (18+)
ROZDZIAŁ XVI (18+)
ROZDZIAŁ XVII
ROZDZIAŁ XVIII
DODATKOWY ROZDZIAŁ - DRACO
PODZIĘKOWANIA

EPILOG - HERMIONA

632 35 12
Від Repescoo

Czy zdarzyło się wam wyobrażać sobie dzień własnego ślubu? Kiedy byłam sporo młodsza, dosyć często fantazjowałam o tym wyjątkowym wydarzeniu. Czasami stałam wtedy przed kościołem pełnym zaproszonych gości, w pięknym makijażu i klasycznej białej sukni w stylu księżniczki, a innym razem wysiadałam z luksusowej limuzyny, otoczona wianuszkiem druhen, niosących mój przesadnie długi welon. W moich wizjach zawsze było jednak miejsce na jeden wspólny element. W każdej z nich mój ukochany tata brał mnie pod rękę i odprowadzał do ołtarza, przy którym stał człowiek, który za kilka chwil miał zostać moim mężem.

Teraz gdy wreszcie nadszedł ten wyjątkowy dzień, na który zawsze czekałam, jestem świadoma tego, jak bardzo te wszystkie wizje różniły się od rzeczywistości. Dzisiaj nie stoję pod kościołem ani nie wysiadam z limuzyny. Nie jestem otoczona ani tłumem gości, ani nawet kilkoma druhnami. Na próżno szukać również wytwornej sukni, która nie pasowałaby ani do rustykalnego klimatu naszych zaślubin, ani tym bardziej do mojej osoby. Jednak nie jestem zawiedziona z powodu brak tych wszystkich rzeczy, ponieważ wiem, że na końcu drogi, którą będzie mi dane dzisiaj przemierzyć, będzie czekał na mnie mężczyzna, który każdego dnia naszego wspólnego życia patrzy i będzie patrzył na mnie, jak na coś najcenniejszego na świecie.

Właściwie żałuję tylko jednego. Tego, że nie ma tutaj ze mną moich rodziców, a mój ojciec nie odprowadzi mnie do ołtarza, ale przecież nie można mieć wszystkiego, prawda? Chociaż od czasu zakończenia wojny minęło sporo czasu, nadal nie odnalazłam swoich bliskich, którym wymazałam pamięć o mnie i wysłałam gdzieś do Australii. Wierzę jednak w to, że jeszcze kiedyś będzie mi dane wtulić się w ich ramiona i wytłumaczyć im dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej.

Mam jednak u swego boku cudownych przyszłych teściów, którzy już nie raz udowodnili, że traktują mnie jak córkę oraz niewielką grupę fantastycznych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć. Dlatego, chociaż nie ma przy mnie rodziców, wiem, że ten dzień będzie jednym z najpiękniejszych w moim życiu.

— Dobra, skończyłam! — krzyknęła Ginny, odrywając pędzel do makijażu od mojej twarzy i jednocześnie wyrywając mnie z głębokiego zamyślenia. — Draco padnie, kiedy cię zobaczy!

— Wolałabym, żeby jednak dotrwał do końca ceremonii — parsknęłam, wstając i kierując się w stronę lustra. — Chciałaby się chociaż przez chwilę nacieszyć tym, że mam męża, a nie od razu zostawać wdową.

— Przecież wiesz, o co mi chodzi — oburzyła się ruda.

— Wiem, wiem — zaśmiałam się. — Nie unoś się. Przecież w twoim stanie to niewskazane!

— Proszę cię, chociaż ty nie praw mi kazań. Wystarczy, że Blaise powtarza mi to jakieś dwieście razy dziennie. Odkąd podzieliłam się z nim tą radosną nowiną, totalnie mu odbiło. Mój mąż najchętniej zamknąłby mnie w domu i kazał leżeć przez cały czas, a to dopiero trzeci miesiąc! Aż strach pomyśleć, co będzie dalej.

— Nie dziw mu się. To jego pierwsze dziecko. Mam ci przypomnieć, co Draco wyprawiał, kiedy ja byłam w ciąży? — wywróciłam oczami na samo wspomnienie, a moja najlepsza przyjaciółka zaczęła się głośno śmiać.

— Dobra przyznaję, miałaś zdecydowanie gorzej, przynajmniej do czasu, aż Narcyza przemówiła mu do rozsądku!

Tak. Muszę przyznać, że to był prawdziwy koszmar. Kiedy Draco dowiedział się, że noszę pod sercem Scorpiusa najprawdopodobniej zamienił się z inną częścią ciała na głowy. Chciał wyręczać mnie we wszystkim. Nie pozwalał mi pracować, wykonywać podstawowych zadań domowych i najchętniej załatwiłby mi całodobową opiekę medyczną. Na szczęście Narcyza bardzo szybko powstrzymała jego zapędy i zapewniła go, że ciąża to nie choroba, a kobiety na całym świecie prowadzą w tym okresie całkiem normalne życie i nie muszą być z tego powodu ubezwłasnowolnione.

— Mam nadzieję, że podczas ewentualnej kolejnej ciąży będzie zachowywał się normalnie — westchnęłam. — Ale o tym będziemy myśleć dopiero po ślubie.

— Otóż to! Najpierw zostaniesz panią Malfoy, a dopiero później zajmiecie się powiększaniem rodziny. Najlepiej podczas podróży poślubnej, żeby moja córka miała przyjaciółkę, z którą uda się w swoją pierwszą podróż do Hogwartu! — odchrząknęła wymownie, za co zgromiłam ją wzrokiem. — No co! Ja tylko dbam o dobro swojego przyszłego potomstwa!

— Ginny...

— No dobra! Mogłabyś po prostu wesprzeć mnie w tej trudnej i wyboistej drodze! Dlaczego tylko ja mam teraz odmawiać sobie wina i tych wszystkich smakołyków, które uwielbiam?!

— Zawsze możesz wybrać to bezalkoholowe...

— Przecież wiesz, że...

— Tak wiem — przerwałam jej i przytuliłam ją mocno. — Ale zapewniam cię, że ta mała kruszynka, która w tobie rośnie, wynagrodzi ci z nawiązką wszystkie wyrzeczenia, kiedy tylko pojawi się na świecie.

— Dobra. Koniec tych sentymentalnych pogaduszek, bo mam w torebce tylko jedną paczkę chusteczek, zarezerwowaną na czas składania przez was przysięgi małżeńskiej, więc nie mogę się teraz zbytnio rozczulać, bo w przeciwnym razie będę musiała płakać w rękaw osoby, która będzie stała najbliżej mnie, a chyba nie chcesz, abym zniszczyła tę piękną suknię — zaśmiała się. — Pójdę lepiej zawołać Harry'ego i sprawdzić, czy wszyscy zajęli już swoje miejsca. Do zobaczenia na dole pani Malfoy!

Nim jednak zdążyłam jej odpowiedzieć, usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, więc znów zostałam sama ze swoimi myślami. W oczekiwaniu na przybycie Harry'ego, który miał odprowadzić mnie do ołtarza, wyjrzałam przez okno, aby upewnić się, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.

Na miejsce naszych zaślubin wybraliśmy ogród mojej przyszłej teściowej, który był wyjątkowo barwny o tej porze roku. Odkąd zamieszkaliśmy w Malfoy Manor, mogłam zachwycać się jego pięknem każdego dnia. Nie musiałam przy tym nawet opuszczać naszej sypialni, ponieważ z okna, przez które w tej chwili wyglądałam, miałam na niego doskonały widok, dlatego teraz mogłam bez przeszkód obserwować, co dzieje się na dole.

Na czas ceremonii, wzdłuż dróżki prowadzącej do dwóch kwitnących wiśni ustawione zostały cztery rzędy jasnych krzeseł, które w większości były już zajęte. Jednym z drzew była oczywiście wiśnia, którą Lucjusz posadził z okazji narodzin Draco, natomiast druga symbolizowała fakt, że Scorpius jest dzieckiem zrodzonym z połączenia bratnich dusz. Po jego narodzinach mój przyszły małżonek, tak jak wcześniej jego ojciec, wybrał się na plantację rodziny Aoki, która mieściła się na wyspie Ryukyu, aby wykopać zasadzone tam wcześniej ziarno, a następnie posadzić je tuż obok swojej wiśni. Dlatego teraz przed prowizorycznym ołtarzem, który został ustawiony na ich tle w takiej odległości, aby drzewa nie zrobiły nikomu krzywdy, stał już urzędnik ministerstwa, czekający, aby udzielić nam ślubu. Mężczyzna przenosił ciężar ciała z jednej nogi na drugą, co chwile zerkając na zegarek, który nosił na lewej ręce, tak jakby gdzieś się spieszył, chociaż planowo ceremonia miała odbyć się dopiero za dwadzieścia minut.

W pierwszym rzędzie, na jednym z miejsc przeznaczonym dla rodziców siedziała już Narcyza, ubrana w wytworną, chabrową suknię, trzymająca na kolanach mój największy skarb. Mojego niespełna dwuletniego syna — Scorpiusa, który był idealną kopią Draco i oczkiem w głowie swoich dziadków.

Po tym, jak udało nam się z sukcesem otworzyć kancelarię i dać nauczkę Skeeter, która została skazana i otrzymała dożywotni zakaz wykonywania zawodu za wykorzystywanie do zdobywania informacji swoich zdolności do zmiany w zwierzę, których do tej pory nie zarejestrowała, pomimo że przyłapałam ją na ich używaniu, będąc w czwartej klasie, zdecydowaliśmy się z Draco na dziecko. Oczywiście nie udało nam się ani za pierwszym, ani nawet drugim razem, ale już zawsze będę pamiętać wyraz jego twarzy, kiedy powiedziałam mu, że wreszcie się udało.

— Hermiono jesteś gotowa? — zapytał Harry, zaglądając przez uchylone drzwi. — Już czas — dodał, wślizgując się do środka. — Och! Wyglądasz przepięknie!

— Dziękuję — uśmiechnęłam się. — Tak, możemy iść — odpowiedziałam, zerkając jeszcze ostatni raz przez okno, skupiając wzrok na moim przyszłym mężu, który pochylał się właśnie nad naszym dzieckiem, tłumacząc mu coś, uśmiechając się przy tym od uch do ucha. — Najwyższy czas zostać panią Malfoy.

— Nie wiem, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do twojego nowego nazwiska. Dla mnie już zawsze będziesz Hermioną Granger. Mogłaś chociaż dodać jego nazwisko do swojego, byłoby mi trochę łatwiej — zaśmiał się.

— Przecież wiesz, że nie mogłam, bo to kolejna rodzinna tradycja!

— Wiem, tylko się zgrywam. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa! Jednak jakby ktoś powiedział staremu mnie, że w przyszłości oboje zwiążemy się z byłymi ślizgonami, wysłałbym go na przymusowe leczenie do Świętego Munga.

— Jak widać, niczego nie można być w życiu pewnym, bo jak się okazuje, nawet najbardziej zażarci szkolni wrogowie mogą zakochać się w sobie bez pamięci.

Harry uśmiechnął się promiennie, potakując, a następnie podał mi swoje ramię i oboje wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę ogrodu. Kiedy znaleźliśmy się na końcu dróżki prowadzącej do ołtarza, Ginny podała mi bukiet lekko różowych peonii, a mój przyjaciel dał znać muzykom, aby zaczęli grać, po czym zapytał mnie jeszcze ostatni raz:

— Jesteś tego pewna? Bo wiesz, jeżeli zmieniłaś zdanie, zawsze możemy stąd uciec.

— Jestem pewna — odpowiedziałam, zerkając na Draco, który zajął swoje miejsce u boku Blaise'a. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zobaczyłam w jego oczach bezgraniczną i bezwarunkową miłość.

Złapałam Harry'ego ponownie pod rękę i ruszyliśmy przed siebie równym krokiem, mijając po kolei wszystkich zaproszonych gości, których obdarzyłam promiennym uśmiechem. W ceremonii nie uczestniczył nikt przypadkowy, byli z nami tylko członkowie rodziny, garstka przyjaciół i najbliżsi współpracownicy, bo nikogo więcej nie było nam trzeba. Chociaż od dnia ogłoszenia naszych zaręczyn członkowie magicznej społeczności prześcigali się w snuciu domysłów na temat zmiany naszego stanu cywilnego, począwszy od miejsca zaślubin, aż po ilość zaproszonych gości, która według plotek miała wynosić nawet ponad pięćset osób. Jednak my od samego początku wiedzieliśmy, że postawimy na skromną ceremonię, w miejscu, do którego nie dostanie się żadna przypadkowa osoba.

Gdy wreszcie dotarłam do ołtarza, a Draco ujął moje dłonie, wszystko wokół nas przestało istnieć. Nie widziałam już ani zebranych gości, ani nawet urzędnika z ministerstwa, który udzielał nam ślubu. Widziałam tylko jego — mojego ukochanego i najlepszego przyjaciela w jednym. Dracona Malfoya, który przysięgał mi miłość i wierność po kres naszych dni.

Po przypieczętowaniu zawarcia naszego małżeństwa pocałunkiem przyszedł nas na przyjęcie życzeń, uroczysty obiad oraz odtańczenie pierwszego tańca, jako państwo Malfoy. Nie zdecydowaliśmy się na wzięcie kilku lekcji pod okiem profesjonalisty, dlatego nie mieliśmy ułożonej choreografii. Poszliśmy na żywioł i myślę, że wyszło całkiem nieźle. Ani razu nie nadepnęłam swojemu mężowi na stopę, więc myślę, iż można uznać to za sukces!

Pod koniec przyjęcia zniknęliśmy na chwilę w swojej sypialni, aby zmienić ubrania i zabrać z niej przygotowane wcześniej walizki. Po powrocie do ogrodu pożegnaliśmy się z zebranymi, dziękując im za to, że zechcieli towarzyszyć nam w tym podniosłym wydarzeniu, zapewniając ich jednocześnie, że mogą bez przeszkód świętować do rana, gdy my udamy się w naszą krótką podróż poślubną. Na końcu ucałowaliśmy Scorpiusa, który już lekko przysypiał w ramionach Narcyzy. Wprawdzie nie chcieliśmy jechać bez niego, ale Malfoyowie zapewnili nas, że zajmą się nim podczas naszej nieobecności i w nagłym wypadku od razu nas powiadomią.

I chociaż było nam bardzo trudno się z nim rozstać, kiedy nadszedł czas, wyszliśmy przez bramę Malfoy Manor i wtuleni w siebie czekaliśmy na aktywację świstoklika.

— Czy teraz możesz mi już powiedzieć, dokąd się wybieramy? — zapytałam.

— Jest pani bardzo niecierpliwą osobą pani Malfoy — odpowiedział mój mąż, łącząc nasze usta w krótkim pocałunku. — Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie — dodał, uśmiechając się przebiegle. — Chodź, bo świstoklik nie będzie na nas czekał.

Oderwaliśmy się od siebie i złapaliśmy za rączki naszych walizek, jednocześnie trzymając w dłoniach stary skórzany but.

— Gotowa? — zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.

Draco spojrzał na zegarek, po czym zaczął odliczać do trzech. Nim wypowiedział ostatnią cyfrę, poczułam w okolicach pępka szarpnięcie niewidzialnej siły, a moje stopy oderwały się od ziemi. Mknęliśmy z prędkością światła pośród migających barwnych plam, by wreszcie wylądować, uderzając stopami o twarde podłoże.

— Witamy w Transatlantik Hotel and Spa! — powitała nas Yasemin, uśmiechając się promiennie. — Pani Granger, panie Malfoy, bardzo miło gościć państwa ponownie.

— Tak w gwoli ścisłości to teraz oboje nazywamy się Malfoy — poprawił ją mój mąż, uśmiechając się jak wariat i chwytając mnie za dłoń.

— Najmocniej państwa przepraszam! — odpowiedziała lekko zmieszana. — Pokój już czeka! Tak, jak zaznaczył pan w rezerwacji, ten sam, co ostatnio. — odpowiedziała, podając nam dwie karty. — Życzę miłego pobytu!

— Dziękujemy! — uśmiechnęłam się ciepło, odbierając przepustki, byśmy wreszcie mogli ruszyć w stronę dobrze już nam znanej windy.

— Zaskoczona? — zapytał mnie, kiedy drzwi zamknęły się za nimi.

— Trochę tak, ale podoba mi się, że wróciliśmy w miejsce, gdzie to wszystko między nami tak naprawdę się zaczęło — odpowiedziałam, gładząc go delikatnie po policzku.

Kiedy winda wydała charakterystyczny dźwięk oznajmiający dotarcie na miejsce, a złota krata rozsunęła się, podeszliśmy do drzwi pokoju, który zajmowaliśmy podczas pierwszego pobytu. W ich górnej części nadal znajdował się błękitny okrąg z wizerunkiem statku. Przyłożyłam kartę w odpowiednim miejscu, szarpnęłam za klamkę, a wrota uchyliły się, a wtedy Draco złapał mnie w talii i wziął mnie na ręce, a ja pisnęłam na cały korytarz.

— Co ty wyprawiasz wariacie?!

— Przenoszę przez próg swoją ukochaną żonę — dodał, wchodząc do przestronnego holu, od razu kierując się w stronę sypialni, tej, w której znajdowało się jacuzzi.

Wyciągnęłam różdżkę i przywołałam zaklęciem bagaże, zamykając przy okazji drzwi wejściowe do apartamentu.

— Czyżby sugerował pan panie Malfoy, że już pora położyć się spać? — zapytałam rozbawiona, kiedy ułożył mnie na brzegu łóżku.

— Oczywiście, że nie! Zdradzę pani pewien sekret pani Malfoy — odpowiedział, akcentując wyraźnie moje nowe nazwisko, nachylając się tuż nad moim uchem. — Mam zamiar pierwszy raz kochać się ze swoją piękną żoną i mam nadzieję, począć dzisiejszej nocy naszą córkę, która w przyszłości będzie tak piękna, jak jej mama.

Zarumieniłam się lekko, usłyszawszy jego słowa. Kiedy Draco pochylił się nad moją twarzą, przytknęłam swoje usta do jego, łącząc je w namiętnym, pełnym pasji pocałunku. Moje myśli powędrowały do chwili, gdy pojawiliśmy się w tym hotelu po raz pierwszy, jeszcze jako przyjaciele. Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że po kilku latach znajdziemy się w tym samym hotelu i to w dodatku, jako mąż i żona.

A teraz byliśmy tutaj naprawdę, jako państwo Malfoy. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym nasza wspólna miłosna historia miała swój początek.

Продовжити читання

Вам також сподобається

60.4K 2K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
2.2K 167 11
Po traumatycznych przeżyciach przyjaciele próbują wrócić do normalności. Jednak nie tak łatwo zapomnieć... Druga część „Złudzenia" • • • Zapraszam...
9.2K 536 10
Ona - Naczelny Mag Wizengamotu. Zdeterminowana, bezkompromisowa, nieugięta. Już dawno porzuciła to, kim kiedyś była. On - arystokrata skupiony na os...
85.1K 3K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...