Take What You Need Sweetheart...

By ReadyToFlyx

67.7K 4K 731

Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi ich ponownie spotkać. Szczególnie w tak.. niesprzyjających warunkach. Kie... More

I. 'Wyrzuciłem ją'
II. 'Wątpię w to, że ją znajdziemy.'
III. "Zamierzam ją znaleźć"
IV. 'Łapać ją!'
V. 'Chciałem ją chronić.'
VI. 'Chcesz ją mieć.'
VII. 'Sam ją sobie zaprowadź.'
VIII. 'Zostaw ją w spokoju!'
IX. 'Mam ją na oku.'
X. 'Przyprowadź ją.'
XI. 'Zabić ją.'
XII. 'Pogodzisz się z tym, że ją zabiłeś?!'
XIII. 'Zaakceptują ją?'
XIV. 'Mamy ją.'
XV. 'Jak ją do siebie przekonać?'
XVI. 'Zanieś ją na górę.'
XVII. 'Co jeśli któryś z nas będzie ją miał?'
XVIII. 'A jeśli któryś ją skrzywdzi?'
XIX. 'To on ją przytula.'
XX. 'Skrzywdził ją.'
XXI. 'Chciał ją zgwałcić.'
XXII. 'Lubisz ją? W ten sposób?'
XXIII. 'Postaraj się, ją uspokoić.'
XXIV. 'Będę ją pilnował.'
XXV. 'Prawie ją uderzyłeś!'
XXVI. 'Czemu on ją tam ciągnie?'
XXVII. 'Bawią ją żarty Zayn'a'
XXVIII. 'Chętnie ją zabawię swoją osobą.'
XXIX. 'Przecież ją to zabije..'
XXX. 'Muszę ją zobaczyć, w całej okazałości..'
XXXI. 'Zmusili ją do tego.'
XXXII. 'Pora zobaczyć na co ją stać.'
XXXIII. 'Wolałem ją spokojną i opanowaną.'
XXXIV. 'Kocham ją.'
XXXV. 'Trafiłby ją szlag, na Twoje nieodpowiedzialne zachowanie.'
XXXVI. 'Nie udawaj, że tak ją znasz.'
XXXVII. 'Zraniłbyś ją, tymi słowami.'
XXXVIII. 'Zauważył ją.'
XXXIX. 'Za to ją polubiłem.'
XL. 'Prawie ją zgwałciłem.'
XLI. 'Mam ją oszukiwać?'
XLII. 'Zażyczyła sobie, abym ją zniósł na dół.'
XLIV. 'Upiła ją!'
XLV. 'Widzę, że darzysz ją, głębszym uczuciem.'
XLVI. 'Weź ją na górę i tam się nią zajmij.'
XLVII. 'Zamierzam ją zniszczyć.'
XLVIII. 'Trzymajmy ją z daleka, od niektórych spraw.'
XLIX. 'Ochronię ją.'
L. 'Będę ją czcił.'
LI. 'Kręci ją życie na krawędzi.'
LII. 'Dlaczego wszyscy wolą ją?'
LIII. 'Miałem Ci ją tylko wystawić!'
LIV. 'Porwał ją!'
LV. 'Będziesz mógł ją sobie wziąć.'
LVI. 'Znaleźliśmy ją.'
LVII. 'Moim zadaniem było ją bronić.'
LVIII. 'Zostawisz ją?'
LIX. 'Zmienił ją.'
LX. 'Zrań ją, a oni zranią Ciebie.'
LXI. 'I ktoś ją w końcu zdradził.'
Hi.
LXII. 'Zszokowałem ją.'
LXIII. 'Skąd wiedziała, o co chcę ją zapytać?'
LXIV. 'Gdy chciałem ją zdenerwować tak na nią mówiłem.'
Niepotrzebna. ||h.s.
LXV. 'Zabawia ją, w wiadomy sposób.'
LXVI. 'Teraz wszyscy mu ulegną, bo ją pieprzy.'
LXVII. 'Gdyby Ashton ją teraz widział..'
LXVIII. 'Jak wpadnie na jakiś pomysł i ją do niego namówi...'
LXIX. 'Straciłem ją.'
LXX. 'Wolałbym ją w to nie mieszać.'
LXXI. 'Powinienem był ją wysłuchać.'
LXXII. 'Czy nadal mogę ją tak nazywać?'
LXXIII. 'Ale on ją odnalazł..'
LXXIV. 'Pomszczę ją.'
LXXV. 'Chyba możemy ją jakoś wykorzystać?'
LXXVI. 'Trzymałem ją martwą w moich ramionach.'
Podziękowania.
Take What You Need sweetheart vol 2?
Look What You Make Me Do.

XLIII. 'Spróbuj ją tylko zranić!'

870 44 8
By ReadyToFlyx

Nie sprawdziłam...

Liam POV

W końcu, wracamy do domu. To takie piękne, że aż niemożliwe. Nie sądziłem, że kilka dni, w czasie, których trzeba ustawić swoich ludzi, do pionu, może aż tak wykończyć człowieka.

-Ja pierdole, w końcu do domu.- mówię, zadowolony.

-Yhym.- Louis, mruknął w odpowiedzi, nie odwracając wzroku, znad drogi.

Przyglądam się mu, przez chwilę, marszcząc brwi. Coś jest z nim nie tak.

-Stary, co z Tobą?- odzywam się nagle, zirytowany.- Od kilku dni, jesteś jakiś nie swój. A mówiąc od kilku dni, mam na myśli od momentu, w którym wróciliśmy z klubu.

-Martwi mnie, ta sprawa z Joseph'em.- wzdycha ciężko.- Po prostu.. boję się o Red.. o wszystko.

Macha ręką, chcąc ogarnąć tym gestem wszystko. Kiwam głową, że zrozumiałem.

-Lou, ja też się martwię, ale to wcale nie oznacza, że zamieniam się w ponuraka. Wszystko będzie dobrze.- klepię go po ramieniu, chcąc dodać mu tym gestem otuchy.

-Skoro tak mówisz...- mówi cicho.

Nie wypytuję go o nic więcej, bo wiem, że tego nie lubi. Nic na siłę. Jak będzie chciał, to sam wszystko powie. Postanawiam zmienić temat.

-Wiesz co?- uśmiecham się szeroko, w jego stronę.

-No co?- patrzy się na mnie, jakbym urwał się z choinki.

-Pomyśl sobie, że jeszcze jakieś trzy miesiące temu, nie potrafilibyśmy razem wysiedzieć w jednym miejscu.

-Wysiedzieć byśmy wysiedzieli. Raczej, nie obyło by się, bez kłótni i bijatyk.- śmieje się Tomlinson.

-Nawet nie wiem, w którym momencie, Twoje towarzystwo przestało mi przeszkadzać. Mam na myśli, że wiesz, jak ona powiedziała kim jest... to i tak Cię nie znosiłem. Dopiero jakoś tak później.. znowu zacząłem Cię tolerować.

-Oh, więc Ty to mnie tylko tolerujesz?!- krzyknął, udając głęboko zranionego.

-Tak.- śmieję się głośno.- Nie no, lubię Cię.. bracie.

-Mimo, że jesteś wkurwiający jak jasna cholera, to też Cię lubię.. bliźniaku.

-Czemu bliźniaku?- marszę brwi, skonsternowany.- Nie mamy, tych samych rodziców..

-Ale traktuję Cię, jak brata bliźniaka, bo jesteś, niestety, w cholerę do mnie podobny, debilu.

-Ani trochę nie jestem do Ciebie podobny, idioto.

-Jesteś, pacanie. Mamy podobne charaktery.

-Ty to jesteś, jednak pojebany!

-Przynajmniej mamy, coś ze sobą wspólnego! Też jesteś pojebany!

Przez chwilę staram się powstrzymać, ale nie daję rady. Wybucham głośnym śmiechem, w tym samym momencie co Lou. Śmiejemy się przez dobre, dziesięć minut, bo nie jesteśmy w stanie się uspokoić.

-Co się z nami stało..- mówię w końcu, tłumiąc śmiech.

*****

Wreszcie, dojeżdzamy do domu. Louis parkuje auto, na swoim miejscu, po czym razem, ramię w ramię, zabieramy swoje rzeczy i wychodzimy z garażu. Wrzucam brudne cichy, do jednej z pralek i włączam ją. Idę do kuchni po coś do jedzenia.

Jest kilka minut po dziewiątej, więc wszyscy jeszcze na pewno, śpią. Sięgam do lodówki i wyciagam z niej jajka, mleko i ser. Mam ochotę na omlet. Wszystkie produkty, prawie wylatują mi z rąk, gdy nagle zauważyłem, że ktoś siedzi przy wyspie.

-Hej.- Larra, śmieje się ze mnie.- Aż taka straszna jestem?

-Nie.. po prostu, nikogo się nie spodziewałem o tej godzinie, na dole. Wszyscy zazwyczaj śpią do dwunastej.- tłumaczę się szybko.- Zjesz ze mną?

Jej uśmiech powiększa się, a w oczach widać, charakterystyczne ogniki. Jest taka śliczna...

-Skoro propomujesz.. to z przyjemnością.

-Czyję się zaszczycony, Madame.- uśmiecham się szeroko i biorę się za przygotowanie omletów.- Zawsze tak wcześnie wstajesz?

-Nie, po prostu, jakieś piętnaście minut temu, obudził mnie Luke, który dobijał się do pokoju Ash'a. Potem zszedł szybko na dół, a zaraz po nim, wyszedł Ash z Red. Pojechali gdzieś samochodem... W sumie minęliście się z nimi.

Stawiam przed nią omlet, nie komentując nagłego wyjazdu mojej siostry. Zadzwonię do niej później. Jemy śniadanie, cały czas rozmawiając i śmiejąc się.

Larra, jest na prawdę cudowną kobietą. Dałbym wiele, abym mógł się z nią umówić, albo żeby choćby zwróciła na mnie uwagę. Patrzę się na nią uważnie, śledząc każdy jej ruch. Jest idealna..

-Co..?- pyta z pełną buzią, co wywołuje u mnie śmiech.- Mam coś na twarzy?

-Nie. Nie. Zastanawiam się tylko...

-Nad..?- dopytuje się, gdy nie kończę.

-Umówisz się ze mną?- wyduszam w końcu z siebie.

Louis POV

Martwi mnie ta sprawa z Joseph'em. Jedno z moich większych kłamstw. No może nie do końca, bo owszem, to co on planuje, również spędza mi sen z powiek.

Ale jest coś jeszcze; Caroline.

Od imprezy urodzinowej Red, nie mam z nią kontaktu. Byłem nawet w mieszkaniu, które wynajmowała, ale teraz mieszka tam ktoś inny.

Co się do cholery z nią dzieje? Gdzie jest? Zaczynam odchodzić od zmysłów. Może stała jej się krzywda?! A może ktoś ją porwał?! Nie. To nie możliwe.. wszystkim się zajęliśmy, więc ta druga opcja, odpada całkowicie.

Wątpię, aby mnie unikała. Nie ma ku temu powodów. Choć może..

'Louis, proszę nie.. chciałam po ślubie'

Nie.. nie uciekła ode mnie, z tak głupiego powodu. Nie mogła! Nie ma prawa mnie zostawić!

Łapię figurkę, która stała na półce i rzucam nią w przeciwległą ścianę. Zaczynam chodzić zdenerwowany, po pokoju, ciągnąc się za włosy.

Caroline, jest moja i jeżeli, choćby przez myśl jej przeszło, aby mnie zostawić, to gorzko tego pożałuje. Nie lubię, kiedy ktoś ze mną pogrywa!

Znajdę ją i jeżeli moje przypuszczenia, będą prawdziwe.. przestanę być taki miły, wobec niej.

Red POV

-Podejrzewam, że Caroline jest w ciąży. Nie, słowo 'podejrzewam', jest nieadekwatne.

Patrzę się, to na Car, to na Vicky. Moje usta uformowały się, w literę 'O', a oczy, podwoiły swój rozmiar.

-Ż.żartujesz, prawda?- nie potrafię ukryć, swojego zszokowania.

-Chciałabym.- starsza wywaraca oczami.- Jestem lekarzem i znam symptomy; spóźniony okres, poranne mdłości i 'smaki'. A wszystkie badania potwierdziły, moje przypuszczenia. Ona jest w ciąży.

-I co teraz zrobicie?

-Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia, jak sobie z tym poradzimy, zważając na to, że ona nawet nie wie z kim ma to dziecko, bo byliśmy wtedy na imprezie!- chowa twarz w dłoniach, zrezygnowana. Widać, że to wszystko ją przerasta.- Wybacz, ale teraz moja kolej.

Odchodzi szybko w stronę okienka. Ja natomiast, swój wzrok skupiam na Car.

W moim umyśle panuje chaos.

To dość nawet zabawne, jeżeli spojrzeć na to, pod odpowiednim kątem. Prędzej, spodziewałabym się, że to Vicky, będzie w ciąży.

Dlaczego? Ponieważ wszystkim, którzy znają Caroline, wydaje się, że jest ona.. jakby spowolniona, taka flegmatyczna. Że na wszystko reaguje z opóźnionym zapłonem, refleks szachisty, że ma swój własny świat, swoje kredki, własny Hogwart  i te sprawy. Wydaje się też trochę niedojrzała, a delikatne rysy twarzy, sprawiają, że wygląda jeszcze jak dziecko. Dlatego też, nie budzi większego zainteresowania, wśród facetów.

Ale prawda jest taka, że dziewczyna, jest po prostu, istną oazą spokoju. Nie rusza jej nic. Możesz na nią wrzeszczeć, rzucać czymkolwiek popadnie, a ona i tak zachowa spokój. Jest strasznie poważna, jak na swój wiek. W sumie zawsze taka była. Podchodzi do życia dojrzale i twardo stąpa po ziemi. Jest też strasznie uparta i żyje według swoich twardych zasad. No cóż, najwyraźniej jedną z nich złamała...

Jest kompletnym przeciwieństwem Victorii, która jest strasznie wybuchowa i apodyktyczna.

-Kiedy..?- pytam się, przerywając tym samym ciszę między nami.

-Na imprezie, ponad dwa tygodnie temu.. początek listopada.- odpowiada spokojnie.

-Wiesz z kim.- bardziej stwierdzam, niż pytam.

-Tak. W prawdzie, znam tylko jego imię, ale spotkaliśmy się wcześniej, kilka razy...

-I co teraz zamierzasz?

-Nie usunę, ani nie oddam, jeżeli o to Ci chodzi.- mówi hardo.

Wzdycham głośno, przecierając twarz dłońmi. Biedactwo. Ma ledwo osiemnaście lat, a już jest w ciąży. Z facetem, którego ledwo zna. Dodatkowo, jest zagrożona ze strony swojego brata, który powinien zapewnić jej bezpieczeństwo.

-Jeżeli będziesz kiedyś czegoś potrzebowała, to zadzwoń, okej?- podaję jej kartkę, z moim numerem telefonu.- Nie zostawię Cię z tym Car.

-Dlaczego to robisz?- marszczy brwi, skonsternowana.

-Ponieważ mogę i chcę. Poza tym, znamy się, od dłuższego czasu i to nie Twoja wina, że Joseph, jest jaki jest. Nie zasłużyłyście, na taki los. Dzwoń o każdej porze, dnia i nocy. Zawsze wam pomogę.

Przytulam ją mocno, na pożegnanie, po czym wracam do samochodu.

Staram się iść normalnie, ale ból coraz bardziej daje mi się we znaki. Każdy krok, jest coraz to gorszy. Dobrze, że Hemmo przeparkował auto, dzięki czemu moja droga skróciła się o połowę.

Gdy tylko zajmuję miejsce z tyłu, samochód rusza. Zapinam szybko pasy, starając się zająć czymś swój umysł i nie zwracać uwagi na ból. Ciężko.

-Aż tak bardzo boli?- szepcze mi, do ucha Ash, po czym całuje mnie w szyję.

-Jest okej. Da się wytrzymać.- uśmiecham się do niego, starając się wyglądać przekonująco.

-Proszę Cię, chociaż w tej sprawie, nie kłam. Mam oczy i widzę, że nie jest aż tak okej, jak chcesz mi wmówić.- mówi ostrzegawczym tonem.

Westchnęłam tylko, ale nie odpowiedziałam mu. Zamiast tego pocałowałam go w policzek, po czym podniosłam jego rękę i przytuliłam się do jego torsu. Ash owinął mnie ramieniem, przyciągając bliżej siebie.

-No i gdzie masz te swoje witaminki?- zagaduje po chwili blondyn.

-Zapomniałam recept z domu.- śmieję się cicho.

-Serio?- patrzy się na mnie w lusterku, a w jego oczach widać wesołe ogniki.- Jesteś taką gapą, Red.

-Wiem, wiem.

Wielka dłoń Ashton'a, ląduje na moim udzie i masuje je delikatnie. To przyjemne, więc cichutko mruczę z aprobatą. Mam najlepszego, najczulszego i najkochańszego chłopaka na świecie. Jest wszystkim tym, czego potrzebuje.

Nawet nie wiem kiedy; zasypiam.

*****

-Kochanie, wstawaj. Już prawie jesteśmy.- na pograniczu świadomości, słyszę głos mojego chłopaka, a chwilę po nim, czyjś śmiech.- Co Cię tak bawi, Hemmimgs?

Ton jego głosu, stał się bardziej mroczny i groźny. Luke automatycznie zaczął śmiać się jeszcze głośniej. Obudziłam się, ale postanowiłam, że poudaję, że śpię.

-Nie poznaję Cię Ash. Jesteś wobec niej taki.. opiekuńczy.. zachowujesz się jak nie Ty. W życiu bym nie pomyślał, że jakaś kobieta, zawróci Ci w głowie.

-Jak kiedyś, znajdziesz kobietę swojego życia, też się dla niej zmienisz i zrobisz wszystko, aby ją uszczęśliwić.- poczułam miękkie usta, na swoim czole.- Wstawaj, Kruszynko.

Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na uśmiechniętego Irwin'a. W jego pięknych brazowych widziałam bezgraniczną miłość.

-Kocham Cię.- szepnęłam, jego oczy zabłysły, a uśmiech powiększył się.

-Kocham Cię.- odpowiedział, całując mnie w kącik ust.- Jesteś dla mnie wszystkim.

-Zaraz się porzygam.- jęknął blondyn.

-Spierdalaj, Luke.- warknęłam.

-Woah! Red, nie mów tak, kobiecie to nie przystoi!- karci mnie Ashton.

-Nie pouczaj mnie!- fuknęłam.

-Przestań się kłócić, kotku.- chłopak bez ostrzeżenia wpija się w moje wargi, całując mnie żarliwie.- Uwielbiam kiedy jesteś zdenerwowana. Robisz się wtedy drapieżna i to niesamowicie na mnie działa.

-Skończyliście już? Bo jesteśmy na miejscu.

Luke sprawnie parkuje na podjeździe, po czym opuszcza samochód, stając przy drzwiach wejściowych. Chcąc nie chcąc, my również wychodzimy.

-Aż tak boli?- pyta się mnie, troskliwie Ash.

-Nie. Jest okej.- uśmiecham się w jego stronę, robiąc dobrą minę do złej gry.

Chłopak wzdycha, ale nie mówi już nic. Wie, że kłamię.

Dzwonię do drzwi. Dosłownie po kilku sekundach, drewniana powłoka ustępuje, a naszym oczom, ukazuje się babcia Eliza.

Jest dość niska i szczupła, a jej piękne brązowe włosy, sięgają do ramion. Ann po niej odziedziczyła urodę.

Babcia, nie zmieniła się ani trochę, no może pojawiło się na jej twarzy kilka zmarszczek, a na ciele, kilka dodatkowych tatuaży. Tak, moja babcia, uwielbia takie klimaty.

Uśmiecha się szeroko na mój widok, ukazując pełne uzębienie.

-Red, kochanie!- przytula mnie mocno, miażdżąc mi żebra. Ma kobieta krzepę.- Tak dawno mnie nie odwiedzałaś! Myślałam, że się na mnie obraziłaś! Nie ładnie, wnusiu!

-Wiem, przepraszam babciu.- robię smutną minę. Ona nie wie, że Bradley wyrzucił mnie z domu. I nich tak zostanie.- Postanawiam poprawę!

-No ja myślę! Wejdzie, proszę!- Przepuszcza nas w drzwiach. Gdy tylko wchodzę, ponownie zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku.- Tęskniłam! Uu.. a co to za dwaj młodzieńcy?

Eliza szybko poprawia swoją fryzurę i prostuje sylwetkę. Nic a nic się nie zmieniła; ani z wyglądu, ani z charakteru. Nadal jest kokietką.

-Babciu, to jest Ash.. mój chłopak.

-Miło mi, Panią poznać.- Irwin całuje moją babcię w rękę, niczym rasowy dżentelmen.

-Przystojnego masz tego absztyfikanta.- puszcza do mnie oczko, śmiejąc się głośno.

-Wiem, gustuję w towarach z najwyższej półki. Byle czego nie biorę.- żartuje sobie, a moja babcia, porusza zabawnie brwiami.

-Dobrze Cię wychowywałam.- klepie mnie po plecach, śmiejąc się ciągle.

-A to Luke.- wskazuje na wysokiego blondyna, który wygląda, jakby zaraz miał zejść na zawał.

-Dzień dobry.- Hemmings nagle oprzytomniał, on również pocałował Elizę w rękę, uśmiechając się szarmancko.

-Uroczy są!- wykrzyknęła Eliza.- Idźcie do salonu, a ja zaraz przyniosę coś do picia.

Gdy wchodzę do środka, stwierdzam, że nic się tu nie zmieniło. Dom nadal jest utrzymany w ciepłych barwach i nadal jest przytulny, nawet pachnie tu tak samo, jak przed laty.

Ściągam kurtkę i buty, kierując się w stronę jadalni, połączonej z salonem.

Tutaj również nic się nie zmieniło. Pokój jest średniej wielkości, pomalowany na brązowo-biało. Naprzeciw drzwi, jest kominek, w którym wesoło strzela ogień. Po lewej stronie, jest wejście do kuchni, a niedaleko od niego mały stolik, z czterema krzesłami. Po prawej stronie, w rogu znajduje się mała meblościanka z telewizorem i tysiącem półek, na których stoją różne figurki. Oczywistym jest to, że są to tylko i wyłącznie figurki Star Wars, różnej wielkości, bo moja babcia, jako wielka fanka, nie mogłaby sobie pozwolić na jakieś inne ozdoby domu. Naprzeciw meblościanki, stoi wielka kanapa, z tysiącem poduszek, dwa fotele i stolik do kawy.

Patrzę się na ściany i zdziwiona zauważam, że jedna cała ściana, jest pokryta kolażem zdjęć; moich, Louis'a, mamy, młodego Carol'a.. nawet Liam się tu znalazł! I jakiś nieznany mi facet, z dzieckiem na rękach.

Słyszę za sobą kroki. Do pokoju wchodzi Ash i Luke. Ten pierwszy przytula się do moich pleców i daje mi buziaka w policzek.

-Towar z najwyższej półki, huh?- szepcze mi, do ucha zmysłowym głosem, przez co wszystkie mięśnie w moim podbrzuszu, kurczą się przyjemnie.

-Yhym..- mruczę tylko, gdy jego usta, atakują moją szyję. Odchylam głowę, dając mu tym samym większy dostęp.

Luke nie zwraca na nas uwagi, ponieważ krąży po pokoju, oglądając zdjęcia.

-Jest mój tata..- wskazuje na zdjęcie przedstawiające jego ojca i babcię Elizę.

-Widzisz? Nie kłamałam.- mówię, na co on kiwa tylko głową, nie zwracając na mnie uwagi.

Ash odsuwa się ode mnie i siada na kanapie. Klepie swoje kolana, dając mi znak, żebym na nich usiadła, na co chętnie przystaję. Opieram się wygodnie o jego klatkę, a on owija swoje ramiona, wokół mnie.

-Jesteście, tacy słodcy.- odzywa się Eliza, gdy tylko wchodzi do pokoju.

Stawia przed nami, kubki z kawą i siada obok nas. Luke, zajmuje miejsce na fotelu. Podaję Ash'owi jeden kubek, a sama biorę drugi.

-Tacy słodcy, że czasem po prostu, nie mogę tego znieść.- blondyn zabawnie marszczy nos.

-Miłość, co zrobisz? Co u moich dwóch, pozostałych wnuków? Myślałam, że przyjechałaś z braćmi. Oni też w końcu mogliby mnie odwiedzić.

Czy wspomniałam, że Eliza, traktuje Liam'a, jak swojego wnuka?

-Jeszcze żyją, ale to tylko dlatego, że nie mam czasu, aby się ich pozbyć.- żartuję.

-No to się pośpiesz! Ile można czekać?!- spoglądamy na siebie i wybuchamy gromkim śmiechem.

Ash i Luke, patrzą się na nas dziwnie, choć wcale im się nie dziwię.

-Nie, a tak serio, to u nich wszystko, w porządku.. ostatnio tylko Liam miał małe problemy ze zdrowiem, ale.. już jest dobrze.- przecież nie powiem, że miał przeszczep, bo by się niepotrzebnie martwiła. Kocha go tak samo, jak mnie czy Louis'a.- Louis strasznie się o niego martwił. Siedział przy nim dzień i noc.

-Oh, czyli w końcu się pogodzili. Widać, że mądrość przychodzi z wiekiem.

-Nie w ich przypadku.- odzywa się Luke, biorąc łyk swojego napoju.

-Tak..- śmieje się moja babcia.- Zawsze byli dziwni.

Rozmawiamy, przez dłuższy czas, aż w końcu moja babcia postanawia, podać obiad. Idę jej pomóc.

*****

-Uh.. to było pyszne!- odzywa się zadowolony Irwin.

Odchylił się na krześle i zaczął masować swój pełny brzuch. Włosy opadły mu na czoło, przez co wyglądał.. uroczo. Uśmiechnęłam się na ten widok.

-Bardzo się cieszę, że Ci smakowało.

Luke, z pełną buzią, mruknął coś na kształt aprobaty, co do kuchni mojej babci. W sumie, to nie musiał nic 'mówić', ponieważ fakt, że trzy razy prosił o dokładkę, mówi sam za siebie.

Wstałam od stołu i zaczęłam zbierać brudne naczynia.

Gdy udało mi się je upchnąć w zmywarce, zrobiłam nam po kolejnej, kawie i podałam ciasto.

-Więc, co was do mnie sprowadza?

-Była Pani..

-Mówcie mi babciu.- uśmiecha się w stronę chłopców.

-Byłaś.. siostrą Carol'a Hemmings'a..- Luke drapie się nerwowo po karku, nie wiedząc od czego ma zacząć.

-Tak.. Carol.. cudowny człowiek. Taki wesoły i żywy.. bardzo się załamał po śmierci swojego jedynego syna..

-Co?!- wykrzyknęliśmy równocześnie w trójkę.

-Ale to ja jestem jego synem! I jeszcze żyję, jak widać!- Luke nie potrafił ukryć swojego wzburzenia.

-Synem.. Luke..- zamyśliła się głęboko.- Luke Hemmings... Pamiętam Cię!- klasnęła radośnie w dłonie, uśmiechając się szeroko.- Jak Ty urosłeś! I no proszę, jaki przystojniaczek się z Ciebie zrobił!

-Pamiętasz mnie?

-Oczywiście!- uszczypnęła go w policzek.- Trzymałam Cię na rękach, kiedy byłeś taaaki malutki! Poczekajcie chwilę.

Wstała szybko i poszła do jednego z pokoi na parterze.

-O co, tu w ogóle chodzi?- zapytał się Luke teatralnym szeptem.

-Nie wiem.- mruczę.

Sama nie mam zielonego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Przecież wszystkie dokumenty, które sprawdziłam, mówiły o tym, że Carol jest ojcem Luke'a! Nawet ten cholerny akt urodzenia!

Po chwili do pokoju wchodzi Eliza, z naręczem albumów.

-Gdzieś to tu mam. Gdzieś jest... O!- Wyciąga jedną z fotografii i podaje ją Luke'owi.- To jest Carol, obok niego jego syn Persiwal, a przy jego boku Caytiln, jego żona. Tu- wyciąga kolejne zdjęcie.- jest Persie, trzyma na rękach..

-Mnie..- Luke bardziej zapytał, niż stwierdził.

-Tak. Kiedy się urodziłeś, chodził dumny niczym paw. Miał syna, z kobietą, którą kochał. Był szanowny i ważny. Trzymał w garści pół Londynu, dzięki współpracy z Arthur'em i Cornell'em. Czego chcieć więcej?

-Co się z nim stało?

-Zginął w wypadku samochodowym, wraz z Caytiln, trzy miesiące po tym, jak się urodziłeś.

-Skoro Luke, jest synem Persiwal'a, to dlaczego we wszystkich aktach, napisany jest Carol, jako ojciec?- ta jedna rzecz od początku nie dawała mi spokoju.

-Kochanie, myślisz, że dla niego to był problem, pozmieniać dane w aktach?

-W sumie..

-No właśnie.

-Ja.. muszę na chwilę wyjść, na świeże powietrze.- odezwał się Luke, wstając szybko od stołu. Opuścił salon.

-Powinienem pójść za nim..- powiedział Ash, o istnieniu którym zdałam sobie sprawę, przed chwilą.

-Zostań. On musi sobie wszystko przemyśleć, w samotności.- westchnęła.- Jest Hemmings'em, a oni już tacy są.

-Uh. Skoro Pani tak twierdzi.- podrapał się po karku.

-Mówiłam Ci; mów do mnie babciu, kochaniutki.

-Dobrze..

-Więc, umawiasz się z moją wnuczką. Opiekujesz się nią, mam nadzieję.- i w tym momencie, wyczułam, że żarty się skończyły.

Co jak co, ale Eliza, nigdy nie pozwoliła nikomu mnie skrzywdzić. Zawsze byłam jej oczkiem w głowie, broniła mnie niczym lwica. Jest kobietą z mocnym charakterem.

-Oczywiście. Nigdy nie pozwolę, aby stała jej się krzywda.

-Red proszę, zostaw nas samych.

A nie mówiłam?

Ashton POV

Nie powiem, że byłem trochę przerażony, gdy Pani Eliza, kazała Red sobie pójść. Bałem się jak jasna cholera tej rozmowy, bo kobieta budziła respekt.

Owszem, jest miłą i ciepłą osobą, co dała nam odczuć, ale jeżeli chodzi o jej rodzinę, to będzie jej bronić niczym tygrys swojego terytorium. Red, ma to po niej.

Kobieta przygląda mi się intensywnie, przez co wiercę się na krześle. Czuje się, jakbym miał iść na ścięcie.

-Kochacie się.- stwierdza w końcu.- To widać.

-Uh.. tak..- mówię cicho.

-Jedyną rzeczą, którą chcę Ci powiedzieć, a raczej Cię poprosić, to Dbaj o nią. I nie pozwól jej, od siebie odejść.- chwyciła mnie za rękę, ściskając ją lekko.- Ale spróbuj ją tylko zranić!

-Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna i szczęśliwa. Przyrzekam, że nigdy jej nie zranię, jest jedyną kobietą, którą kocham.

-Cieszę się. To cudowne, widzieć moją jedyną wnuczkę, tak szczęśliwą, już dawno, jej takiej nie widziałam. To wszystko dzięki Tobie, młodzieńcze...

-Ash, Red, musimy wracać.- do pokoju wpada Luke.- Dzwonił Liam... Gdzie Red? RED! WRACAMY!

-IDĘ.

Słychać tupot jej stóp, dochodzący z góry. Dosłownie po chwili, do salonu wpada moja Kruszynka. Oddycha troszkę szybciej, a jej włosy, są lekko poburzone. Mimochodem, zagryzam wargę na jej widok. Jest seksowna...

-Co jest?

-Wracamy.

-Co? Dlaczego?

-Bo musimy..

Nie mówi, już nic, tylko idzie się ubrać. Eliza, odprowadza nas do drzwi, ściskając każdego po kolei.

-Dbaj o nią!- mówi do mnie.- I karm to maleństwo, bo jest strasznie chuda!

-Babciu..- jęczy Red.

-No co? Facet nie pies, na kości nie leci.- kobieta kładzie ręce na biodra.

-Ale też nie sikorka, żeby słoninkę wpieprzać.- Red kopiuje jej postawę, a ja dopiero teraz, dostrzegam jaka jest podobna do swojej babci.

Joseph POV

Otaczają mnie sami idioci! Niekompetentni imbecyle! Jak mogli pozwolić Brandon'owi uciec?! Jak?!

Razem z Harry'm i kilkoma innymi ludźmi, szukamy go przez cały dzień, w całym Londynie. Sprawdzamy każdy zaułek i każdą uliczkę.

Szukamy go tak długo, że złapał nas zmierzch. Będzie mu łatwiej się ukryć.

Wychodzę na główną ulicę, panuje tu niezły ruch. Nagle zauważam dwie niskie szatynki. Kłócą się niemiłosiernie.

-Car, musisz tam pójść! Tabletka, już nie pomoże!

-Nie zamierzam go usuwać! Jesteś jakaś pyschiczna! Jest moje!

-Kurwa! Choć raz zrób to, o co Cię proszę! Jesteś na nie za młoda!

Nie wiem, o co się kłócą, ale jakoś nie specjalnie mnie to obchodzi. Skoro mam okazję, to ją wykorzystam.

-Witam, drogie Panie.- odzywam się do nich, uśmiechając się szarmancko.

Jak na znak, obie odwracają się w moją stronę. W ich oczach, widzę przerażenie, co niesamowicie mnie cieszy. Strach, jest tu wręcz nakazany.

Chcą mi uciec, ale szybko chwytam je za nadgarstki i ciągnę w stronę pierwszego, lepszego zaułku. Z całej siły, popycham je na ścianę. Gdy tylko uderzają o nią, słyszę świst powietrza, które ulatuje z ich płuc.

-W końcu się spotykamy.- śmieje się cicho.- Tęskniłem.

-Zostaw nas!

Vicky popycha mnie, za co dostaje w twarz. Upada na kolana, spogląda na mnie z dołu i chwyta się za bolące miejsce. Caroline pomaga jej wstać.

Wyciagam broń zza paska, celując w te dwie szmaty. Jeżeli tylko się poruszą; pociągnę za spust. W międzyczasie piszę smsa do Harry'ego, żeby szybko przyjechał.

-Myślałyście, że uda się wam ode mnie uciec? Że nie będę was szukał?- mówię, starając się brzmieć na miłego.- Wasz błąd.

-Jose, proszę zostaw nas.- odzywa się cichutko, najmłodsza.

-Caroline, Caroline.. byłaś mi najukochańszą siostrą. Zrobiłbym dla Ciebie wszystko.. A Ty tak po prostu, ode mnie uciekłaś! Zostawiłaś mnie, jak jakiegoś idiotę! Miałem plan! Wszystko było gotowe! Wystarczyło, żebyś się pojawiła, a Ty co zrobiłaś?! Uciekłaś!

Wymachiwałem bronią, zdenerwowany.

-Zostaw je!- usłyszałem za sobą, a później, zostałem uderzony czymś w głowę.

______________________
Zauważyłam, że lubię pisać rozdziały, z perspektyw kilku osób ;o

Continue Reading

You'll Also Like

240K 13.3K 59
ON nie wierzył w miłość... ONA kochała go od zawsze. Zander Kane to diabeł skrywający się pod maską gentelmana w drogim, dobrze skrojonym garniturze...
16.9K 440 39
Pewnie wiele osób czytał jakaś książkę o niewolnictwie więc wiadomo jak to ogólnie działa. Prawda? Więc tak to będzie trochę inna opowieść bo Alex i...
Na Sprzedaż By Azriaxx

Mystery / Thriller

268K 6.5K 26
Miałam być jedną z tych dziewczyn, które zostaną wystawione na sprzedaż. Krótko mówiąc miałam zarabiać własnym ciałem. Jednak nawet w tamtym czasie d...
283K 15.2K 196
Witam w mojej książce z tłumaczeniami Sowiego domu :D Znajdziesz tu zarówno komiksy jak i czasem mogą zdarzyć się talksy !Występują spoilery !Może z...