I'm a Mess (Larry Stylinson)

By chojrak

388K 26.7K 116K

Kontynuacja i druga część Afire Love. Opis: Harry starając się nie rozpamiętywać wydarzeń z przeszłości kont... More

Prolog
Rozdział Pierwszy: I'm a mess right now inside out
Rozdział Drugi: All of my hopes are all over written on the signs
Rozdział Trzeci: I can't work it out how going through the motions
Rozdział Czwarty: But you're on my road walking me home
Rozdział Szósty: Baby maybe I'm a liar, but for tonight I wanna' fall in love
Rozdział Siódmy: I messed up this time late last night
Rozdział Ósmy: All of my words will always below of all the love you spoke
Rozdział Dziewiąty: See the flames inside my eyes
Rozdział Dziesiąty: ...It burns so bright I wanna' feel your love
Rozdział Jedenasty: I feel it all over now
Rozdział Dwunasty: And for how long I love my lover?
Rozdział Trzynasty: You won't ever be alone wait for me to come home...
Epilog
Podziękowania!

Rozdział Piąty: Put your faith in my stomach

22.8K 1.6K 6K
By chojrak

Słów: 3079

- Ja nie jestem gejem, Harry.

Czas jakby się zatrzymał. Słowa dudniące w jego głowie, ich znaczenie przekłuwające na wskroś jego serce, spazmatyczne śmiechy wokół.

- A-Ale... Ale Louis, proszę...

- Nie jesteś mnie wart. A teraz odejdź, zanim wszyscy zaczną śmiać się i ze mnie – syknął z jadem w głosie.Jego zmrużone oczy, usta wygięte w kpiącym uśmiechu i dłonie, z ostrymi jak brzytwa paznokciami, wbijającymi się w jego ramiona szponami, po których ściekała krew. To nie może być prawda, nie!

 Odwrócił przerażony wzrok od swoich ran i spojrzał na Louisa, a raczej na coś, w co się przemienił – jego oczy nie były już niebieskie, były jedynie żółtymi ślepiami, ostro na niego łupiącymi – zęby były długie i błyszczące, i zapewne byłby białe, gdyby nie ślady szkarłatnej cieczy pokrywające również jego szerokie usta.

 Rozejrzał się jeszcze raz, ale to już był kompletny absurd – nie znajdowali się w jego pokoju, ani w szkole, nie słyszał również śmiechów uczniów ani wyzwisk, jedynie, co był w stanie zobaczyć to płomienie. Długie i iskrzące się, czerwone, pomarańczowe i żółte, palące jego nagie – jak zauważył – plecy. Jego włosy przyklejone były do spoconego czoła, chciał poruszyć nogami, ale zdał sobie sprawę, że ich nie ma. A raczej nie czuje, ponieważ spojrzał w dół i widział, że są, tam, gdzie zawsze. A pod nimi zobaczył przepaść, tak odległą i ciemną, a zarazem przerażającą, że każdy największy grzesznik błagałby o śmierć, chcąc uniknąć spotkania z tym, co prawdopodobnie skrywa się po drugiej stronie – piekła.

- K-Kocham Cię Louis, kocham, kocham, kocham! – wybełkotał, nie tracąc świadomości, jedynie zdolność mówienia, którą utrudniał ogień sunący wzdłuż jego ciała, wpadający do uszu, nosa, oczu i gardła. Zaczął dusić się, kaszleć i wymachiwać rękoma, i zanim się obejrzał – w nich również stracił czucie. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że przed sobą cały czas widział tę samą twarz, ten sam kształt oczu – pomimo, że bardziej szparkowate – ten sam kształt ust i ten sam głos. Widział go i słyszał jego śmiech, kiedy dusił się, a może topił, sam już nie wiedział, i kiedy powoli jego oczy opadały, a on widząc to z punktu widzenia trzeciej osoby nie mógł nic zrobić. Tylko płakał...

...i to nie miało sensu.

 Ponownie rozejrzał się przerażony po swoim pokoju, łapczywie nabierając powietrza do podrażnionych płuc. Jego gardło paliło, mokra od potu koszulka przykleiła się do ciała a serce biło jak szalone, więc wyciągnął rękę w stronę szafki nocnej, szukając inhalatora, a po drodze strącił przez przypadek kilka leżących na niej przedmiotów, ale nie dbał o to. Odnalazł to, czego szukał, przyłożył do ust i starając się opanować drżenie dłoni zaczął brać szybkie wdechy, mrugając szybko, aby odgonić łzy, wzbierające się w jego oczach. Kilka sekund, a może i minut później odłożył go, uspokajając się na tyle, aby móc nie zadławić się powietrzem. Przyłożył rękę do czoła – był rozpalony. Dotknął również policzków, i zdał sobie sprawę, że były mokre.

 Przez chwile poczuł lęk, że być może mógł obudzić swoją mamę nie tylko płaczem, ale i krzykami i gwałtownymi ruchami, które towarzyszyły mu podczas koszmarów – a było ich już kilka w ciągu miesiąca, co zapewniało mu dużo nieprzespanych nocy. Jego kołdra była skopana z łóżka i leżała na podłodze, więc z trudem podniósł ją i z powrotem ułożył na swoich nogach. To było nawet bardziej, niż żenujące, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że miewał koszmary. Za niedługo kończył siedemnaście lat i w dodatku był facetem, a i tak płakał i krzyczał przez sen z powodu głupiego koszmaru, który z punktu widzenia trzeciej osoby był wywołany czymś błahym. Raz nawet zdarzyło mu się zmoczyć łóżko, co na szczęście nie powiedział swojej mamie, zbyt zawstydzony. Miał szesnaście lat, do cholery!

 Mógłby zrozumieć strasznie sny, w których ktoś umiera, traci bliska osobę, wpada pod pociąg – jednak nie te, w których chłopak, w którym jest zakochany zmienia się w diabła! Z perspektywy czasu, tych kilkunastu minut, zdawał sobie sprawę, że to nie było straszne, a raczej śmieszne, więc pomimo zaistniałej sytuacji chciało mu się śmiać. Poczuł nawet przez chwilę ochotę, aby napisać do Louisa, czy ten przypadkiem nie jest jakimś tajemniczym stworzeniem i czy nie chce zabić Harry’ego, jednak ten pomysł wydał my się zbyt głupi. Louis jeszcze wziąłby go z jakiegoś pomyleńca.

- Za dużo fantasy, Harry – szepnął do siebie, zanim wziął kilka łyków wody ze szklanki i ułożył się ponownie na poduszkach. Naciągnął kołdrę aż pod samą szyję i spróbował zmusić się do spania, jednak nie mógł. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, ale nie z powodu głupiego snu, o którym zdążył – o dziwo – zapomnieć. Poprzedniego dnia oficjalnie Louis dał mu do zrozumienia, że żałuje i przeprosił go, a Harry poprosił go o czas, chociaż tak na prawdę tego czasu nie potrzebował. Szczerze mówiąc, wybaczył Louisowi od razu i mógłby pozwolić mu pocałować się w każdym momencie, on by tego potrzebował, jednak chciał również zobaczyć, czy Louisowi rzeczywiście zależy i żałuje, być może starając się o względy Harry’ego. Bo o to mu chodziło, prawda? I czy to znaczy, że jednak był gejem? Kilka bardzo ważnych kwestii wciąż pozostawało bez rozwiązania, o których Harry zdał sobie dopiero sprawę, jednak postanowił wyjaśnić je z Louisem dopiero później. Na razie chciał się nim nacieszyć.

Ale czy postępował słusznie?

***

 

 

 Czwartek. Czwartek był chyba okropny, według Harry’ego. Siedział właśnie na chemii i słuchał uważnie, bardzo uważnie, gdyby nie zapatrzył się w tablicę Mendelejewa i nie zamyślił się tylko na chwilkę. Była trzecia lekcja, więc jeszcze kolejne dwie i czekały go dwie lekcje wychowania fizycznego ze starszymi klasami, w tym również z tą Louisa, czego obawiał się najbardziej. Nie samego przebywania w obecności chłopaka, ale tego, jak powinien się zachowywać, i jak zachowa się Louis. Czy będzie go unikał, czy może zagada do niego lub chociaż się uśmiechnie? A może znów będzie zachowywał się, jakby go nie znał i jakby nigdy do niczego pomiędzy nimi nie doszło? Obawiał się o swoje złamane serce, o to, że złamie się i rozsypie ponownie i to przez tego, kto je złamał, i kto na powrót zaczął je sklejać.

 Spojrzał w bok, na chłopaka siedzącego z nim w drugiej ławce, który niczym nie zainteresowany lekcją bazgrał coś długopisem na ostatniej stronie swojego zeszytu. Wiedział tylko, że ma na imię Damien i już drugi rok powtarza tę klasę, ale nigdy nie zastanawiał się, dlaczego z nim właściwie usiadł. Chyba nie chciał siedzieć po prostu sam, i pomimo, że nigdy nie rozmawiali, to nie czuł się tak niezręcznie w jego towarzystwie, wręcz przeciwnie. Dobrze by było jednak, gdyby pewnego dnia któryś z nich odważyłby się na rozmowę, i Harry postanowił, że zrobi to pewnego dnia.

 Przeniósł wzrok na zegarek. Dwanaście minut do dzwonka.

 

***

  Nieważne, że był bardzo wysoki i wzrostem przewyższał większość szkoły, jego status społeczny i opinia publiczna sprawiała, że pośród ogromnego tłumu na szkolnym korytarzu czuł się mały, prawie że niewidoczny. Kilka minut stał pod ścianą ze spuszczoną głową, mocno przyciskając do piersi swój zeszyt, a kiedy stwierdził, że mógłby spokojnie przejść, nie będąc przez nikogo potrącanym ruszył do swojej szafki. Zatrzymał się przy niej i odetchnął z ulgą – było bezpiecznie. Zanim jednak zdążył otworzyć ją szyfrem – już wyciągał rękę – poczuł silne uderzenie i twardą podłogę, która pozostawiła po sobie piekące ślady na kolanach i biodrze, co będzie widoczne pod postaciami siniaków. Z trudem podniósł się i odgarnął włosy wchodzące mu na twarz spoglądając w dół, a kiedy dostrzegł, z kim zderzył się i kto w tym momencie leży na ziemi zamarł, czując, jak jego serce ponownie przyśpiesza.

- O, Boże! Przepraszam, przepraszam, przepraszam – podał chłopakowi dłoń, chcąc pomóc mu wstać i przez chwilę był pewien, że ten przyjmie jego pomoc, jednak wstając pociągnął rękę Harry’ego w dół, sprawiając, że po raz kolejny się przewrócił. – Ałć. – syknął cichutko.

- Co Ty sobie wyobrażasz, gówniarzu – splunął, patrząc na niego z pogardą i otrzepał swoje spodnie. Jego wściekły wzrok utrzymywał się na Harrym, a następnie przeniósł się na dziennik leżący obok, wiec szybko podniósł go, zanim Harry mógł zareagować.

 - Zayn, proszę nie, oddaj mi to! – wyciągnął ręce, a krew odpłynęła z jego twarzy. Nie umiał się teraz podnieść, nie, kiedy jego kolano bolało, a serce groziło wyskoczeniem z piersi. Poczuł łzy w oczach, błagając w myślach, aby nie rozpłakać przed całą szkołą, która patrzyła na całe widowisko.

- Chciałbyś! Hmm, co my tu mamy... To pamiętnik? – ignorował prośby Harry’ego, który był coraz bardziej zdesperowany. – Ach tak! To są wiersze. No, no Styles, powiem Ci, że talentem to ty nie grzeszysz.

- O-Oddaj mi to, proszę... – jego głos załamał się a po policzku spłynęła pierwsza łza, której i tak nie udało się ukryć, bo po niej przyszła kolejna i kolejna i kolejna. Próbował ścierać je wierzchem dłoni, jednak na marne.

- Wiersze Harry’ego Stylesa dla wszystkich za darmo! – krzyknął i zaczął wyrywać wszystkie kartki, rozrzucając je po korytarzu, jednak nikogo już to nie bawiło. Niektórzy byli po prostu zmieszani, nie wiedząc, jak maja się zachować – jednak patrzyli. A Harry płakał, siedząc na podłodze i tłumiąc szloch w rękawie bluzy, którym zakrywał usta. Czuł się zawstydzony i upokorzony, tak, jak jeszcze nigdy, pragnął zniknąć, umrzeć, uciec ze szkoły i rzucić się od pierwszy, lepszy samochód, byleby nie znosić tych wszystkich spojrzeń i tego, że teraz wszyscy poznają jego słabość – jego wiersze, które zapisywał od trzech lat w dzienniku, w miejscu, gdzie przelewał wszystkie swoje uczucia, całą swoją wrażliwość na szorstki pergamin i tylko on miał do nich dostęp. Teraz nie miał już nic.

- Nigdy nie wchodź mi w drogę, dzieciaku. Pamiętaj. – z tym z całej siły uderzył go z otwartej ręki w policzek, nie tak mocno, jednak na tyle, aby Harry poczuł.

 I nie umiał wytrzymać dłużej. Ignorując tępy ból w kolanie podniósł się i przepchnął przez tłum uczniów, po części tracąc widoczność przez łzy w oczach, których już nie hamował. Jego dolna warga drżała, dlatego mocno zagryzał ją, aby nie rozpłakać się bardziej, chociaż i tak nie miało to dla niego znaczenia. Wiedział już, że w tej szkole był skończony, a jego plan pozostania niezauważonym został zniszczony przez jego nieuwagę, mimo, że tak na prawdę nie miał na to wpływu. To wina Zayna, co bał się oczywiście mu zarzucić, ponieważ to nie było możliwe, aby ten przypadkowo go potrącił – to było po prostu zamierzone.

 Zanim zdążył podnieść głowę, znów się z czymś zderzył, jednak z trudem uzyskał równowagę. Zamrugał kilka razy i spojrzał na Louisa podpuchniętymi, czerwonymi oczami. Louisa, stojącego przed nim, z zaskoczonym wyrazem twarzy i może trochę zmartwionym. Trzymał za rękę Eleanor, jednak szybko puścił ją, kiedy tylko zauważył spojrzenie młodszego. Harry szybko odwrócił wzrok na dziewczynę, znów na Louisa i na kilkadziesiąt osób, które zostały w tyle razem z Zaynem, jednak nadal patrzyli na niego – na Harry’ego. Cisza była zupełnie taka, jak na filmach, pełna uciążliwego napięcia, Harry w centrum uwagi i ludzie, którzy obserwowali każdy jego ruch i to, co za chwilę zrobi, czy coś powie, lub postawi się. On jednak miał inne plany, zupełnie zaskakując samego siebie, chociaż sam zdążył już stwierdzić, że jest tchórzem.

 Wyminął Louisa i Eleanor, nie odezwał się do niego słowem, znów uciekając, i przyśpieszył kroku, kiedy był już na zewnątrz. Dopiero wtedy, kiedy przekroczył próg drzwi wejściowych złapał się za piekący policzek i pozwolił, aby kolejny szloch uciekł z jego ust, a łzy ponownie spłynęły wzdłuż jego twarzy. Był teraz nie tylko upokorzony przed Zaynem, przed całą szkołą, ale i przed z Louisem, który prawdopodobnie wszystko widział. Widział, jak Zayn potrąca Harry’ego, jak uderza go i jak sięga po jego dziennik, tym samym ujawniając tajemnice, których strzegł jak ognia. Wiersze były jego tajemnicą, a tym czasem każdy będzie miał do nich dostęp. I do końca swoich dni w tej szkole wiedział, że będzie uważany nie tylko za aspołecznego dziwaka, ale i również za ckliwego dzieciaka i być może za geja, a tego się obawiał najbardziej. A w tej sytuacji Louis na pewno z niego zrezygnuje, stwierdzi, że Harry jest rzeczywiście taki, jakim go opisują i nie warto z nim nawet rozmawiać.

 Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się jeszcze bardziej, stojąc na środku szkolnego parkingu. Zagryzł wargę tak mocno, że poczuł w ustach metaliczny smak krwi, który z trudem przełknął, razem żółcią napływającą mu do gardła. Było mu niedobrze i kręciło mu się w głowie, co sprawiło, że poczuł się jeszcze gorzej, a marzył teraz jedynie o tym, żeby zniknąć.

 Jego nogi były jak z waty, dlatego nie poczuł, ledwo kontaktując ze światem, jak ktoś owija ramie wokół jego talii i prowadzi do nieokreślonego punktu, nie zauważył, kiedy usiadł na miękkim siedzeniu czyjegoś samochodu ze stopami na twardym betonie i ocknął się dopiero wtedy, kiedy poczuł delikatne dłonie, ujmujące jego policzki.

- Harry, hej... Już wszystko w porządku, jestem tutaj. Już okej, shh, nie płacz.

Pociągnął nosem, wciąż drżąc i łkając, jednak pomimo łez jego obraz wyostrzył się i zobaczył Louisa, klęczącego przed nim na zimnym, oblodzonym asfalcie przy jego samochodzie.

- O-Oni się z-ze mn-mnie śmieją, Lou-Louis... – zapłakał cicho, chcąc spuścić głowę, jednak dłonie Louisa skutecznie mu to uniemożliwiały.

- Nikt się z Ciebie nie śmieje, spokojnie...

- Wi-Widziałem... – zachłysnął się powietrzem i czknął niespodziewanie, łzy spływające swobodnie po jego czerwonych policzkach nie ułatwiały mu tego, jedynie się nimi dławił. – O-On uderzył m-mnie, Lou...

- Gdzie? – spytał zmartwiony, kciukami wycierając jego mokre policzki.

- W tw-twarz... uderzył mnie...

- Już Cię nie uderzy, dobrze? – Harry pokiwał głową, uspokajając się na tyle, aby móc w pełni swobodnie oddychać, i to bez użycia inhalatora. Louis położył na jego kolanach dziennik i przeczesał jego włosy do tyłu, odgarniając również mokre kosmyki, które przykleiły mu się do twarzy. – Ten sukinsyn już Cię nie tknie, obiecuję.

Przyciągnął go do siebie i mocno przytulił, więc Harry nie mógł zrobić nic innego, jak tylko wtulić się w ciepłe ciało Louisa. Pociągnął nosem, zdając sobie sprawę, że potrzebuje chusteczki, dlatego też wyciągnął jedną z kieszeni spodni i wytarł nos. W jego głowie nadal się kręciło, jednak nie tak bardzo, jak wcześniej. Poczuł chłód i dopiero wtedy zauważył, że wybiegł ze szkoły bez kurtki, lub chociażby szalika, czy butów. Był pewien, że się przeziębi.

- Załóż – Louis polecił mu, w tym samym czasie zarzucając na jego ramiona granatową kurtkę. Harry zawahał się, zanim wsunął ręce w rękawy kurtki.

- Jesteś pewien? – spytał cicho i chwycił leżący na swoich kolanach dziennik, szepcząc ledwo słyszalnie „dziękuję”. Okładka była  nienaruszonym stanie, jednak kartki, które prawdopodobnie pozbierał Louis powkładane były w środek, przez co był mu bardzo bardzo wdzięczny. Może nie wszystko stracone.

- Tak, wsiądź do auta. Pojedziemy do domu, okej? – znów skinął głową na oświadczenie Louisa i zamknął drzwi, wygodnie usadawiając się na tylnym siedzeniu i zapinając pas bezpieczeństwa. Wtulił się bardziej w kurtkę Louisa i spojrzał w okno, nie protestując, kiedy chłopak wsiadł na miejsce kierowcy i odpalił samochód, zmierzając do domu. Nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie, był mu wdzięczny, że pomoże mu jak najszybciej uciec w tego, właśnie znienawidzonego przez siebie miejsca, czyli szkołą. Oparł czoło o szybę i zamknął oczy, będąc zbyt zmęczonym. Potrzebował odpoczynku.

***

- Wszystko okej? – Louis spytał go po raz piąty dzisiejszego dnia, kiedy siedział na krawędzi jego łózka, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Jego nogi wciśnięte były w krótkie koszykarskie spodenki, pożyczone od Louisa, ponieważ były jedynymi, które na niego pasowały. W rzeczywistości dla sportowców powinny być trochę większe, jednak na niego pasowały jak ulał i wyglądało to trochę śmiesznie. Jednak nikt się nie śmiał.

- Mhm – przytaknął i złożył ręcznik w kostkę, kładąc go na materacu obok siebie. Louis, który w tym momencie wchodził do pokoju postawił kubek z herbatą i talerzyk z kanapkami na biurku i gestem zachęcił Harry’ego, aby usiadł na krześle i zjadł. Więc Harry wykonał jego polecenie, nieśmiało upijając kilka łyków z kubka.

- Więc... – zaczął po dłuższej chwili, kiedy Harry zjadł drugą i ostatnią kanapkę, którą dla niego zrobił. – co się tak właściwie stało?

- Nie byłeś tam? – Harry spytał zdziwiony.

- Własnie zmierzałem w tamtym kierunku... – podrapał się po karku i usiadł na łóżku, na przeciwko Harry’ego.

- Okej – skinął głową ze zrozumieniem i oblizał spierzchnięte usta, po chwili kontynuując. – Więc... Szedłem sobie do szafki, żeby schować książki i zabrać strój na wychowanie fizyczne. No i Zayn potrącił mnie, uderzył i podarł mój zeszyt. – zakończył na wydechu, od razu spuszczając wzrok na swoje zaciśnięte na kolanach dłonie. Bał się reakcji Louisa, tego, że może pomyśli sobie o nim źle i na dodatek mu to powie, w momencie, w którym Harry potrzebował go najbardziej. Bo tak na prawdę to nie było powodu, aby płakać – był facetem – jednak właśnie zrobił to i ośmieszył się na oczach całej szkoły i Louisa.

- To w porządku, Harry. Nie musisz się tego wstydzić, to jest to, kim jesteś. – Louis klęknął obok niego i złapał dłonie Harry’ego w swoje, na co Harry momentalnie rozluźnił uścisk pięści, rozluźniając również swoje spięte mięśnie. Sam nie wiedział, kiedy dotyk Louisa zaczął działąc na niego tak... uspokajająco. – Nikt się z Ciebie nie śmiał, ale bali się też stanąć w twojej obronie. Nikt Cię nie ma za dziwaka. To Zayn jest tu dupkiem i zapłaci za to, jasne?

- Ale to twój przyj...

- Jasne? – powtórzył, przerywając mu. Harry patrzył przez chwilę w jego oczy, zanim odpowiedział:

- Jasne.

- Jasne. – uśmiechnął się lekko i pochylił, składając czuły pocałunek na czole Harry’ego. Puścił jego dłonie i wstał, zbierając brudne naczynia. – Jeśli chcesz, możesz pójść już do siebie. Oczywiście nie musisz – dodał szybko, kiedy zdał sobie sprawę, że zabrzmiało to, jakby go wyganiał. Ale Harry w pełni go rozumiał i nie miał mu tego za złe.

 Uśmiechnął się lekko i wstał, sięgając po swoją bluzę i założył ją na ramiona.

- Jest okej, Lou. Dziękuję. – spojrzał na niego nieśmiało i znów spuścił wzrok na swoje dłonie, których palcami nerwowo się bawił. Nie był pewien, co powiedzieć, wiec po kilku sekundach znów podniósł głowę. – Bez Ciebie zrobiłbym chyba coś głupiego.

- Nie ma sprawy. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.

Teraz już wiem.

Wziął głęboki oddech, kiedy poczuł, jak jego serce ponownie zaczyna bić szybciej, tym razem wywołane słowami Louisa. Po dłuższym czasie, który zdawał się być wiecznością Louis w końcu odwzajemnił uśmiech i odłożył trzymany przez siebie talerz i kubek z powrotem na biurko.

- Zawsze, niezależnie, jaki kiedyś byłem – podszedł bliżej niego i niepewnie ujął dłonie Harry’ego w swoje, a Harry mu na to pozwolił. Pozwolił, aby Louis złożył czuły pocałunek na jego lekko obdartych, z powodu upadku, knykciach. – Czekaj na mnie jutro po szkole, okej?

Słabo pokiwał głową na znak zgody, obserwując, jak Louis z powrotem wycofuje się ze swojego pokoju.

- Do jutra – rzucił jeszcze, zanim wyszedł.

Wyszedł, zostawiając Harry’ego z kompletnym bałaganem.

Od autora: Jeśli chcecie wiedzieć, kiedy pojawi się nowy rozdział to błagam, najpierw sprawdźwie hasztag #ImaMessPL na twitterze, zanim mnie spytacie indywidualnie, bo w efekcie dostaję takich pytań kilka i już się gubię, rozumiecie mnie? Tam zawsze informuję, a jesli nie - to tam również możecie spytać, nie gryzę. I pytajcie śmiało o co chcecie, odpowiadam zawsze. 

Continue Reading

You'll Also Like

62.1K 3.4K 117
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
3.3K 341 12
"Tylko na razie nic mu nie mów. Chcę, żeby to była niespodzianka." © 2018 copyright by plovescalum opowieść może zawierać sceny seksualne, wulgarny j...
64.8K 12.5K 116
Co mnie denerwuje na tej pięknej platformie zwanej Wattpad Książka w celach chumorystycznych, czasem jest to przesadzone i nie ma sensu, nie zgłaszać...
154K 7.9K 101
Bella ma nowe hobby pieczenie ciast. Harry bardzo kocha dziewczynę i zrobi dla niej wszystko czyli pójdzie do sklepu po mleko. Dalszy ciąg przygód B...