I'm a Mess (Larry Stylinson)

By chojrak

388K 26.7K 116K

Kontynuacja i druga część Afire Love. Opis: Harry starając się nie rozpamiętywać wydarzeń z przeszłości kont... More

Prolog
Rozdział Pierwszy: I'm a mess right now inside out
Rozdział Drugi: All of my hopes are all over written on the signs
Rozdział Trzeci: I can't work it out how going through the motions
Rozdział Piąty: Put your faith in my stomach
Rozdział Szósty: Baby maybe I'm a liar, but for tonight I wanna' fall in love
Rozdział Siódmy: I messed up this time late last night
Rozdział Ósmy: All of my words will always below of all the love you spoke
Rozdział Dziewiąty: See the flames inside my eyes
Rozdział Dziesiąty: ...It burns so bright I wanna' feel your love
Rozdział Jedenasty: I feel it all over now
Rozdział Dwunasty: And for how long I love my lover?
Rozdział Trzynasty: You won't ever be alone wait for me to come home...
Epilog
Podziękowania!

Rozdział Czwarty: But you're on my road walking me home

26.5K 1.7K 10.7K
By chojrak

Słów: 4115

 To było jak rutyna. Śniadanie, nauka, kolacja, i odtwarzanie wszystkiego od początku, nieprzespane noce i myśli błądzące po jego głowie, bombardujące każdy najmniejszy zakątek jego świadomości, nie dając mu spokoju i dając o sobie znać znać w męczący sposób. Wstawanie rano było trudnością, kiedy dopiero co zasypiając alarm w jego telefonie dzwonił, a on zdawał sobie sprawę, że nie spał całą noc. Nie jedną, kilka nocy z rzędu, nocy, które zamiast dać mu ukojenie i błogi odpoczynek sprawiały, że stracił chęć nawet do nauki i relaksu, jakim było czytanie książek. Stracił chęć do posiadania jakichkolwiek uczuć, do posiadania świadomości i do życia. Cóż, może do życia nie do końca. Chciał spokoju. Odpoczynku.

 I chciał Louisa. Chciał Louisa i nie chciał Louisa, dwie sprzeczne dla niego emocje, które nim władały, wprowadzały go w obłęd, sprawiały, że sam nie wiedział, czego dokładnie chciał.

 Nie chciał Louisa. Nie chciał jego małych dłoni, nie chciał jego roztrzepanych włosów, jego szerokiego uśmiechu i malinowych ust rozciągniętych w szerokim uśmiechu, nie chciał jego błękitnych tęczówek i długich rzęs, i jego śmiechu i jego kości policzkowych. Nie chciał jego uroczego sposobu bycia, chichotania i paradowania bez koszulki, nie chciał jego dotyku i jego pocałunków, jego ciepłych, silnych ramion, w które wpasowywał się idealnie. Nie chciał go kochać, ale kochał go.

 Więc chciał Louisa, chciał, aby patrzył na niego i całował jego usta i każdą inna odkrytą część ciała, aby opuszkami palców przesuwał po jego gładkiej skórze i ścierał łzy z jego policzków, aby napawał się dumą, wywoławszy jego rumieńce i aby stawał na palcach, chcąc dosięgnąć jego twarzy i może tylko po to, aby spojrzeć mu w oczy. Chciał trzymać jego maleńkie dłonie i bawić cię ich palcami, chciał móc skradać mu nieśmiałe pocałunki i czochrać jego zmierzwione włosy, kiedy tylko najdzie go na to ochota. Chciał trzymać jego drobne, a zarazem umięśnione ciało w swoich ramionach, chciał przegryzać jego skórę na szyi i słuchać, jak satysfakcjonujący jęk wyrywa się z ust Louisa, patrzeć, jak wije się pod nim z przyjemności i chciał rozmawiać z nim, uczyć go, równocześnie pozwalając uczyć się tego, czego nie umiałby nauczyć się z książek. Mogliby nawzajem uczyć się i poznawać, mogliby uczyć się miłości, która z czasem wzmacniałaby się i wzmacniała.

Chciał Louisa. Ale nie powinien chcieć Louisa, nie może chcieć Louisa i nie może go kochać.

***

Teraz była środa. Była środkiem tygodnia, co Harry z ulgą przyjął do świadomości, kiedy skończył myć zęby i podniósł głowę, patrząc w lustro. Te same nudne, włosy, blada skóra i nudna, przygnębiona twarz; wymięta koszulka i zgarbione ramiona, to wszystko sprawiło, że zdołował się jeszcze bardziej. Znów stwierdził, że nie był nawet w najmniejszym stopniu atrakcyjny, w szczególności, kiedy grzywką starał się zakryć młodzieńczy wyprysk na czole i tym samym wzdychając, kiedy mu się to udało. Ale było mu już wszystko jedno, czy założy koszulkę na lewą stronę, czy zapomni umyć zębów; wychodził z domu tylko po to, aby powtórzyć kilka rzeczy (w przypadku pozostałych uczniów – nauczyć) i zapisać zbędne słowa w zeszycie, do którego i tak później nie zaglądał. Wszystko to miał w małym palcu, a teraz nawet stwierdził, że środkowym, razem z tym, że stał się bardzo ordynarny. I to już nie przez Louisa – Louis mu tylko pozwolił dorosnąć.

 Założył na nadgarstek zegarek, wysmarkał nosa i wyszedł z łazienki, po drodze sięgając torbę, aby móc zejść z nią na dół. Nie przywitał się z mamą, nawet jej nie widział, wczoraj słyszał coś tylko o „ważnym spotkaniu”, więc nie pytał, niezbyt zainteresowany. Może było to dość nieuprzejme z jego strony, zwłaszcza, że był jej synem, jednak zbyt dużo zwaliło mu się na głowę, aby nie myśleć teraz o sobie. Zabawne – pomyślał – najpierw altruista, teraz czysty samolub ze złamanym sercem.

 Kiedy ubrał się ciepło i wyszedł z domu, schował klucze do kieszeni spodni i wsadził ręce w te od kurtki, ponieważ Louis nadal miał jego rękawiczki. Na szczęście miał drugi szalik, aby nie musieć nosić tego który dal mu chłopak. Wystarczyło mu już samo myślenie o nim i dyskretne zerkanie na niego na korytarzu podczas szkolnych przerw, aby móc w dodatku dotykać szalika, który nosił, i który był przesiąknięty jego zapachem. Kiedyś ulubionych zapachem Harry’ego.

- Harry! – poczuł, jak coś szarpie go za ramię i odwraca w swoją stronę, a kiedy odzyskał śwadomość, spostrzegł wpatrującą się w niego parę błękitnych tęczówek. – Wołałam Cię!

- Och, hej... Przepraszam – wymamrotał zmieszany. – Nie słyszałem.

- Okej, chyba się zamyśliłeś, huh? – Lottie uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i zrównała z nim kroku, kiedy z powrotem ruszył przed siebie. Od sobotniego wydarzenia sprzed kilku dni nie rozmawiał z Lottie, nawet nie próbował, a nawet jeśli by chciał, to nie odważyłby się. Zbyt bardzo był zawstydzony swoim zachowaniem.

-Taa, można tak powiedzieć. – odchrząknął, siląc się na uprzejmy ton. – Co u Ciebie? Gdzie idziesz?

- Do szkoły? – uniosła jedną brew w górę. – Moja szkoła jest niedaleko waszej, ale stwierdziłam, że zamiast pójść na piechotę pójdę pieszo. – wzruszyła ramionami. – A co u Ciebie?

- Dlaczego Louis nie mógł Cię podwieźć? – ściągnął brwi, ignorując tym samym jej pytanie. – Skoro macie blisko, a on jest starszy i ma samochód.

Dziewczynka tylko westchnęła.

- Louis jest samolubny, więc nawet na to nie liczę. Chociaż dwa tygodnie temu podwiózł mnie na trening, więc się zdziwiłam.

- Co trenujesz? – zmienił temat, nie chcąc, aby rozmowa zaszła za daleko i mógłby tego żałować. Po ostatniej rozmowie z Lottie o Louisie wybiegł z jej pokoju roztrzęsiony, z trudem powstrzymując łzy i wybuch ataku paniki, nie wspominając już o chłopaku, na którego wpadł na korytarzu.

- Siatkówkę – odpowiedziała z dumą, i Harry mógł dostrzec ten sam uśmieszek, który widział również u Louisa. Również się uśmiechnął, nie mogąc się powstrzymać. – A, no i przeczytałam książkę! Szczerze powiedziawszy jest bardzo interesująca, jedna z tych klasycznych, ale mimo to dziękuję, że mi ją pożyczyłeś.

- Nie ma za co, jeśli byś chciała, mógłbym Ci jeszcze coś pożyczyć. – powiedział nieśmiało, czując, jak na jego policzki wpływa rumieniec. Nie do końca był przyzwyczajony do wchodzenia w interakcje z innymi ludźmi (oprócz Louisa, ale och zamknij się, Harry!), a planowanie czegoś i umawianie się z kimś nie należało do codzienności, przynajmniej dla niego. A pomimo, że prawie nie znał Lottie, była ona jedynie siostrą jego miłości, to zdążył ją polubić i stwierdził, że jest nie tyle mądra, co bardzo sympatyczna.

- Pewnie. Ale wiesz co... – zatrzymała się, więc Harry również to zrobił, dopiero dostrzegając, że stoją na skrzyżowaniu. Prawdopodobnie dziewczynka skręcała w prawo, podczas, gdy on szedł prosto. – najpierw napraw swoje relacje z Louisem. Pa! – może nie zauważyła jego rozchylonych w szoku ust i zakłopotanego spojrzenia i dlatego cmoknęła go w policzek odchodząc szybko w swoją stronę. Może nie i wedziała wielu rzeczy o Harrym, może nie wiedział wielu rzeczy o czymkolwiek, jednak jakim cholernym cudem...

 Nie, to nie możliwe, nie.

 Louis na pewno jej nie powiedział, nie mógłby, nie chciał, poza tym to był Louis i to była jego młodsza siostra, Louis na pewno siedział cicho, w szczególności, że kazał Harry’emu zapomnieć. A Jay? A bliźniaczki, Fizzy? A jego mama? A co, jeśli wszyscy już wiedzą? A co, jeśli w szkole zauważyli, kiedy Harry nieświadomie ślinił się do Louisa i podśmiewali się za jego plecami, podczas, gdy on tego nie widział?

 Ukrył twarz w dłoniach, modląc się, aby gorąca temperatura jego ciała nie doprowadziła do tego, że na minusowym mrozie dostanie gorączki i nie zachoruje, albo, o zgrozo, zemdleje na środku ulicy. Próbował wziąć się w garść, jednak tym razem wzięcie kilku głębokich wdechów nie pomagało, a liczenie samochodów jedynie powodowało, że robiło mu się coraz słabiej.

 Pokręcił głową, zirytowany swoim zachowaniem i swoją reakcją. To nie jest prawda. Lottie się wydawało, ona widziała w nich po prostu przyjaciół, lub go podrywała. Dopiero teraz uświadomił sobie, że pocałowała go w policzek, wiec uspokoił się lekko. Po prostu się jej podoba.

 Zanim się obejrzał, uspokoił się na tyle, aby jego nogi przestały drżeć. Zerknął na zegarek.

Świetnie, pięć minut do dzwonka. 

***

 Ten dzień Harry mógł zaliczyć do nudnych, może pomijając jedną z rzeczy, które nie zdarzały się często. Kiedy spóźnił się na lekcję nauczyciel poprosił Harry’ego, aby został po lekcji, co zaskoczyło nie tylko jego, ale i resztę klasy, która przypatrywała się temu z niedowierzaniem. Więc kiedy zadzwonił dzwonek, Harry wykonał polecenie i pakował wszystko wolniej, aby wszyscy mogli zostawić jego i pana Binnsa samych. Ale nie była to – jak się spodziewał – nieprzyjemna reprymenda i uwaga do dziennika. Ku zaskoczeniu Harry’ego, przeprosił go jedynie za zajmowanie jego czasu i spytał, czy wszystko w porządku, i że obserwuje go od dłuższego czasu, będąc zaniepokojony jego zachowaniem. I może Harry lubił pana Binnsa i nie tylko dlatego, że był jego wychowawcą, ale i tak poczuł się zażenowany tym, że widać po nim, że coś jest nie tak. Wytłumaczył jedynie, że to tylko zmęczenie i jak najszybciej wyszedł, czując mimo tego poczucie winy, że skłamał. Ale nie chciał mówić mu prawdy, czuł, że nawet nie powinien. Nie jest do tego upoważniony i to, co się dzieje w jego życiu jest tylko i wyłącznie jego prywatną sprawą.

 Na zewnątrz było jeszcze zimniej, niż kiedy wychodził rano z domu więc schował twarz głębiej w miękkim szaliku, kiedy zimny podmuch wiatru uderzył w jego policzki. Było po szesnastej i stwierdził, że musi przemóc się i pewnego dnia porozmawiać z mamą, czy nie mogłaby kilka razy odebrać go ze szkoły w razie takich sytuacji. Nie chciał zawracać jej głowy i marnować jej czasu, w szczególności, że ostatnio była bardzo zajęta, jednak była jego matką i taki był jej obowiązek. Ale Harry był pewien, że gdyby poprosiłby ją o to – zgodziłaby się, jak zawsze z resztą. To nie tak, że często wykorzystywał jej dobroć, ona po prostu sama troszczyła się o Harry’ego i dbała o niego jak najlepiej, więc nigdy niczego mu nie brakowało.

 Wyciągnął telefon i słuchawki (które kupiła mu mama kilka dni temu) i kiedy miał je podłączyć w celu posłuchania muzyki, usłyszał dźwięk klaksonu. Zatrzymał się, nie do końca kontrolując swoje ruchy – jego nogi po prostu same tak jakby wrosły się w ziemię, więc odwrócił głowę, zdezorientowany rozglądając się po szkolnym parkingu. Niedługo musiał szukać – jego wzrok zatrzymał się na dobrze znanym mu samochodzie, który zatrąbił ponownie, więc potrząsnął głową i szybko ruszył w jego stronę. Rozejrzał się, czy aby na pewno nikt go nie obserwuje, po czym pochylił się do okna.

- Co ty robisz? – spytał od razu, kiedy Louis opuścił szybę.

- Trąbię? – odparł lekko zmieszany, lecz po chwili ochrząknął i przegryzł nerwowo dolną wargę, wydając się być zdenerwowanym. – Wsiądziesz? – spytał nieco łagodniej.

Harry przytaknął powoli i obszedł dookoła samochód, starając się uspokoić trzęsące się dłonie. Wsiadł na miejsce obok Louisa, tradycyjnie kładąc torbę na tylnym siedzeniu i zapiął pas, dając tym samym znak Louisowi, że może odpalić silnik. Poprawił swoje włosy, co ostatnimi czasy zwykł robić często. Położył dłonie na kolanach i dostrzegł, że są suche i zaczerwienione – zapewne od mrozu.

- Do domu? – Louis spytał po kilkusekundowej ciszy, chcąc pewnie dać czas Harry’ego na przyswojenie informacji i uporządkowanie myśli.

- Nie – jego odpowiedź była krótka i cicha, jednak stanowcza i to być może zbiło Louisa z tropu, kiedy posłał Harry’emu zdziwione spojrzenie. Ale Harry nadal uporczywie wbijał wzrok w przednią szybę, wiedząc, że gdyby tylko spojrzałby w niebieskie tęczówki, złamałby się. I pomimo, że sam nie wiedział, dlaczego tak brzmiała jego odpowiedź, to w głębi duszy chciał, aby tak się właśnie stało – w końcu – aby Louis zabrał go gdzieś i pozwolił spędzić ze sobą trochę czasu. Nie powinien, sam to sobie obiecał, jednak był zakochany, zakochany i głupi i gdyby miał możliwość przebywania w obecności Louisa, z pewnością by się na to zgodził.

 Jednak nadal nie czuł się zbyt komfortowo w jego towarzystwie, w szczególności po wydarzeniu z soboty, i nie tylko – z całych dwóch miesięcy, po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce; po pocałunkach, spojrzeniach i słowach. Wszystkie te rzeczy nadal pozostawały w głowie Harry’ego bez wyjaśnienia, one się zdarzyły i sam nie wiedział dlaczego, i nawet, gdyby chciał, aby trwały dłużej – również nie wiedząc dlaczego skończyły się tak szybko, jak się zaczęły. I zasługiwał na jakiekolwiek wyjaśnienia od Louisa, nie potrzebował deklaracji, jedynie zdecydowania, czego chłopak od niego chce.

- Mam nadzieję, że...

- Nie, jest okej – przerwał mu, tym samym odpinając pas, kiedy Louis zatrzymał auto w dobrze znanym mu miejscu. Nie patrzył na niego, jeszcze nie teraz, kiedy wyszedł z auta i przystanął przy masce samochodu. Jednak, ku jego zaskoczeniu, Louis miał inne plany, kiedy wszedł wgłąb drzew, odwracając się do Harry’ego przodem i wyciągając ku niemu dłoń.

- Idziesz?

Harry zmierzył go niepewnym spojrzeniem, omiótł wzrokiem otoczenie i zawahał się, stawiając powoli krok do przodu.

- Gdzie?

- Zobaczysz – mały uśmiech wkradł się na jego usta.

- Louis... – pokręcił głową, jednak ten mu przerwał.

- Ufasz mi?

Zamrugał kilka razy, słysząc cichy głos Louisa, który aby usłyszeć, musiał odczekać kilka sekund, zanim sens słów do niego dotarł. I zamarł, nie wiedząc co ma odpowiedzieć Louisowi. Ponieważ wiedział, że mu nie ufał, że stracił do niego jakiekolwiek zaufanie, stracił wiarę w to że może on całkowicie się zmienić, że może naprawić to, co zniszczył. I jedną z tych rzeczy było zaufanie.

Nie ufam Ci.

- Prowadź – szepnął, jednak był pewien, że Louis usłyszał go bardzo dobrze a uśmiech na jego twarzy poszerzył się, kiedy Harry pozwolił ująć swoją w dłoń w jego mniejszą. Zaskoczył również Harry’ego, splatając ich palce, a po jego ciele przeszły dreszcze.

 Starając się zignorować fakt, że Louis własnie po raz kolejny trzyma go za rękę rozejrzał się jeszcze raz, próbując wywnioskować coś z tego, gdzie zmierzali. Nie mógł jednak stwierdzić, gdzie się znajdowali, byli po prostu w lesie, daleko od domu i Harry może mógł powiedzieć, że nie ufał Louisowi, jednak w tej sytuacji czuł się z nim bezpiecznie. Przypomniał sobie sytuację sprzed kilku miesięcy, kiedy podejrzewał Louisa o to, że chłopak może być mordercą i uśmiechnął się pod nosem, stwierdzając, że były to dobre czasy. Nie dobre, ale przynajmniej takie, w których nie wiedział jeszcze, co go czekało.

 Nie minęło kilka minut, kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać, nadal jednak pozostając w równych odstępach i dostrzegł wznoszący się ku górze, kilkumetrowy kamienny posąg. Wokół było kilka innych drzew, niczym nie różniących się od pozostałych, jednak kiedy podeszli bliżej, Harry zauważył, że pośród kamiennej otoczki znajdował się zamarznięty lód, więc wszystko wskazywało na to, że była to fontanna, ale nie taka, jaką spotyka się na filmach – była naturalnie piękna i nie zdobiona sztucznie jakimiś kamieniami i nie szlifowana, po prostu zwykła i magiczna, i Harry’emu nagle przewróciło się w żołądku.

- Wow... – wyrwało się z jego ust i zerknął na Louisa w tym samym czasie, w którym on na niego. Usiadł na krawędzi i zachęcił Harry’ego, aby usiadł obok, wiec ten zrobił to. – Co to za miejsce?

- A jak tym razem je nazwiesz? – zapytał z uśmiechem, zwracając tym uwagę zharrye’go, który znów był oczarowany jego pięknem. A piękno tego miejsca i piękno Louisa komponowało się ze sobą doskonale, ponownie budząc w Harrym falę sprzecznych uczuć. – Harry... – zaczął po dłuższej chwili, podczas, gdy Harry po raz kolejny śledził wzrokiem prostotę tego miejsca. – wiem, że to nie w porządku. I że zasługujesz na wyjaśnienia.

- Tak? – nutka nadziei była wykrywalna w jego głosie, a serce gwałtownie przyśpieszyło na słowa Louisa. Dopiero wtedy zauważył, że cały czas trzymał jego rękę, która razem z nią spoczywała na kolanie Louisa. A Louis, w mniemaniu Harry’ego, wyglądał uroczo denerwując się i bawiąc się jego palcami, próbując jakoś dobrać słowa.

- Pamiętasz... pamiętasz, kiedy Ci powiedziałem, że powinniśmy zapomnieć? – kilku sekund ciszy, zanim podniósł wzrok na Harry’ego. Chłopak skinął niepewnie głową. – Niestety jest pewien problem.

Harry przełknął z trudem ślinę.

- Jaki?

Znów zastanawiał się chwilę. Ale nie zbyt długo, jakby od początku był pewny tego, co mówił.

- Ja nie potrafię zapomnieć.

Woah.

- L-Louis... – wstrzymał oddech.

- Nie potrafię, nie chcę, nie umiem, Harry błagam – powiedział szybko zdesperowanym głosem, ściskając obie ręce Harry’ego, który natychmiast zamknął buzię. – Wiem, że jestem idiotą, i nie jestem gejem, i nawet... ja... Kurwa, Harry, po prostu przepraszam. Jestem dupkiem.

- J-Jesteś... – powtórzył po nim, pociągając nosem. Może z powodu zimna, a może dlatego, ponieważ łzy ponownie wezbrały się w kącikach jego oczu, przez co spuścił głowę w dół. Nie wiedział, czy były to szczęścia, smutku, porażki, czy może upokorzenia – a może wszystko na raz? Przegryzł wnętrze policzka i zdał sobie sprawę, że to, na co czekał tak długo, czego obawiał się a zarazem na co stracił już dawno nadzieję nagle się wydarzyło, i nie było to takie, jakie sobie wyobrażał. Był zagubiony jeszcze bardziej, niż wcześniej, był zraniony i szczęśliwy jednocześnie. Próbował szukać jakieś wskazówki, czegokolwiek, co pomogłoby mu wybrać, jak należy postąpić w takiej sytuacji i jakiego wyboru dokonać. Czy było to trudne – mało powiedziane, ponieważ Harry nadal bardzo przezywał słowa Louisa i to, że chłopak przekreślł wszystko, co wydarzyło się pomiędzy nimi w ciągu dwóch tygodni. A dla Harry’ego miało to ogromne znaczenie, ponieważ zdążył się w nim zakochać i zrobił sobie złudną nadzieję i namydlić sobie oczy tym, że chłopak może jednak odwzajemni jego uczucia – jak widać, bezskutecznie.

 Ale dlaczego Louis tłumaczył mu to, skoro nie musiał? Dlaczego teraz trzyma Harry’ego za rękę, dlaczego wygląda na zdenerwowanego i zdeterminowanego zarazem, dlaczego on tu jest, z Harrym, i dlaczego nie może zapomnieć?

- Harry... Harry spójrz – głos Louisa w końcu wyrwał go z zamyślań. Spojrzał na niego, jednak Louis nie patrzył na niego, tylko na jakiś nieokreślony punkt nad ich głowami.

- Co? – zadar; głowę do góry, szukając kierunku, w który wpatrywał się Louis.

- Spójrz, to jemioła – pokazał mu palcem.

- Louis, to jest liść...

Mimowolnie zachichotał, widząc, jak Louis wzdycha teatralnie i spojrzał na niego mrużąc oczy.

- To jest jemioła!

- To liść, Louis...

- Jemioła!

- Louis...

- Po prostu mnie pocałuj, głupku!

Te słowa spowodowały, że Harry przestał się uśmiechać, wpatrując się w Louisa z szokiem wymalowanym na twarzy. Rozchylił usta, ale nie potrafił wydobyć z nich żadnego sensownego dźwięku, kiedy gula w gardle skutecznie mu to utrudniała. Po raz kolejne, częściej, niż zwykle poczuł przyjemne kopnięcie z brzuchu, coś ciepłego, rozlewające się po chwili po całym jego ciele i razem ze zdenerwowaniem przyszła fala podniecenia i nie ukrywał, że to stwierdzenie go przerażało.

- C-Co? – wydukał tylko. Louis mocniej ścisnął jego dłonie, już mniej pewny.

- Pocałuj mnie – Harry zauważył ruchy jego jabłka Adama, kiedy z trudem przełykał ślinę i jego dolną wargę, która utkwiona była pomiędzy jego zębami, i którą nerwowo przegryzał. Wiedział, że im dłużej zwleka z odpowiedzią, a raczej z prośbą Louisa, którą zdecydował się przeciągać, nawet, jeśli jego pragnienie powoli daje o sobie znać.

 Słowa Louisa sprzed kilku minut dopiero do niego dotarły, dotarły do niego słowa i ich sens, dotarła do niego powaga sytuacji i to, jaki miała ona  wpływ na jego dalsze życie. I nie tylko jego, najprawdopodobniej również życie Louisa, dla którego owe słowa musiały coś znaczyć, jeśli zdecydował się wyjaśnić wszystko Harry’emu, będąc przy tym uroczo zdenerwowanym, jak jeszcze nigdy. Ale być może jego uczucia nie były przekreślone, być może Louis odwzajemniał jego uczucia i potrzebował po prostu czasu (w najmniej dojrzały sposób, ale jednak), uświadamiając sobie jednak, że kocha Harry’ego, lub może nawet lubi?

 I jeśli Louis kocha Harry’ego, jeśli go lubi lub nawet jest w nim zauroczony to nie miało dla Harry’ego najmniejszego znaczenia – Louis wytłumaczył mu wszystko i Harry już wiedział, na czym stoi. Louis zabrał go tu i zdecydował, co wybiera, zdecydował, że wybiera Harry’ego. Trzymał go za rękę i chciał go pocałować, a dla uszanowania jego godności nawet spytał go, czy mu n to pozwala – bo było to pozwolenie, prawda?

 Ale Harry nie potrzebował pytań od Louisa, nie potrzebował, aby pytał o zgodę, czy może go pocałować, dotknąć czy chociażby przytulić – od i tak by mu na to pozwolił, pozwoliłby Louisowi na wszystko. To był Louis, jego Louis.

-  Harry... drżysz – poczuł drobną dłoń na jego mokrym policzku, a on nie zauważył nawet, kiedy płakał. Nie miał powodu do płaczu, co jedynie do łez szczęścia, które w tym momencie były jak najbardziej uzasadnione.

 Nie odpowiedział, przynajmniej nie słownie, tylko zabrał dłoń Louisa i pochylił się, zaskakując tym ich obu, kiedy złączył usta Louisa z tymi swoimi. Owinął rękę wokół jego pasa, drugą nadal mając splecioną z tą drugą, chłopaka, aby mało przygotowany na ten nagły gest chłopak nie zachwiał się i nie upadł do tyłu, a kiedy poczuł wolną dłoń szatyna na swoim karku nieśmiało poruszył ustami, uzyskując tym samym satysfakcjonujący pomruk, który wydał Louis.

 Szczerze powiedziawszy, przez ten miesiąc zdążył zapomnieć, jak to jest całować Louisa. Zdażył zapomnieć wielu rzeczy i kiedy stwierdził, że za pocałunkami Louisa tęsknił najbardziej – mylił się, utwierdzając się w tym dopiero teraz, kiedy wreszcie miał okazję ich posmakować. Dopiero dotykając ich, miękkich i lekko spierzchniętych, zdał sobie sprawę, że smakowały o niebo lepiej, niż poprzednio. Smakowały cudownie, jak Louis i były perfekcyjnie, jak cały on; były małe i wąskie i pasowały do tych Harry’ego idealnie, tak samo jak ich dłonie i ciała, w przekonaniu Harry’ego.

 To było zabawne, ale kiedy tylko dotknął warg Louisa swoimi był przekonany, że wokół nich jak gdyby wybuchły fajerwerki, jak w filmach, które polubił oglądać. I rzeczywiście jak w książkach, miał ochotę skakać i piszczeć i krzyczeć w najmniej odpowiednim momencie, więc po prostu ścisnął mocniej dłoń Louisa który odwzajemnił jego uścisk uśmiechając się przez pocałunek. Pocałunek.

 Pocałunek był nieśmiały i trochę niepewny, jednak decydował o wszystkim – Harry to wiedział – i zawierał wszystko to, co towarzyszyło mu przez ostatnie dni – ból, tęsknota i miłość. Jedak nie poruszał agresywnie ustami, muskał je jedynie delikatnie, tak, aby nie spłoszyć Louisa swoją natarczywością i pokazać mu, że pomimo wszystkiego nadal czuje się zraniony, i nie daje Louisowi szerokiego pola manewru.

- Dziękuję – usłyszał, kiedy odsunął głowę, od razu oblizując swoje lekko napuchnięte usta. Louis wyglądał podobnie, jak i on sam – zarumienione policzki i nieśmiało spoglądające na niego oczy. Być może byli tak samo zawstydzeni i niepewni tą sytuacją, jednak dla obu była, z całą pewnością, tym, na co czekali od bardzo dawna.

- Za co? – zabrał rękę z pleców Louisa i wsadził ją do kieszeni kurtki, zdając sobie sprawę, jak bardzo przemarzła.

- Za to, że pozwoliłeś mi to zrobić.. i za drugą szansę.

Harry ściągnął brwi, skonsternowany.

- Drugą szansę na co?

- Um... – Louis zmieszał się lekko, drapiąc się ręką po karku. – Myślałem...

- Louis, po prostu... Daj mi czas, okej? – przegryzł dolną wargę, po raz setny dzisiejszego dnia i spuścił wzrok na swoją dłoń trzymającą tą mniejszą, ich palce były splecione. – Muszę to przemyśleć.

Kątem oka zauważył skinięcie głową Louisa, a sam chłopak zdawałoby się, spochmurniał. Wyplątał swoją dłoń i zabrał z uścisku Harry’ego i pomimo tego, jak bardzo go to za bolało i jak tęsknił za uczuciem jego ciepła, to nie mógł nic zrobić, ponieważ sam zaproponował Louisowi, aby dał mu czas. Zgadzał się z jego gestem i tylko jego świadomość, jakaś jej część, odpowiadająca za kochanie i tęsknotę za Louisem podpowiadał mu, aby rzucił to w cholerę i wybaczył mu od razu, jednak było to nierozsądne i prawdopodobnie żałowałby tego, więc tego nie zrobił.

 Siedzieli jeszcze przez chwilę w ciszy, dosłownie kilka minut, więc Harry widząc, że Louis prostuje nogi sam podniósł się. Na zewnątrz zdążyło zrobić się już ciemno, były pewnie już po siedemnastej, a on znów ie napisał mamie, gdzie jest.

- Jedziemy już?

Louis przytaknął, wcale nie zaskoczony jego pytaniem i również wstał. Być może to było powodem tego, że liść który Louis wcześniej uważał za jemiołę spadł, prosto pod jego nogi. Starszy szybko go podniósł i schował do tylnej kieszeni spodni, co tym razem nie uszło uwadze Harry’ego.

- Po co Ci liść? – zachichotał, idąc z Louisem z powrotem do samochodu. Ale ten jedynie wzruszył ramionami, więc Harry zamilkł. Nie miał za złe Louisowi, że nie chce z nim rozmawiać, sam to rozumiał, jednak bez jego głosu i śmiechu i rozbawionych oczu czuł się pusty i nie mógł zaprzeczyć temu, że żałował swoich słów. Mógł powiedzieć to łagodniej, lub chociaż dodać coś o tym, że nie jest już na niego zły, a jedynie musi to przemyśleć.

 W samochodzie również panowała cisza, ale nie tak niezręczna i Harry zastanawiał się, czemu Louis nigdy nie używa radia. Może słucha go tylko sam, lub z przyjaciółmi, bo Harry ma okropny gust muzyczny? Albo może dlatego, że zazwyczaj rozmawiają?

 Zacisnął dłonie w pięści kilka razy, próbując uspokoić swoje zszarpane nerwy i szybko bijące serce, kiedy spostrzegł, że powoli zbliżali się do domu. Trzy ulice, dwie, jedna...

- Dzięki za podwiezienie – odpiął powoli swój pas i wypuścił wstrzymywane powietrze. Odwrócił się w stronę Louisa i może nie powinien, ale ponownie pochylił się i przycisnął na kilka sekund usta do jego policzka, składając tam delikatny pocałunek. – Ale wybaczam Ci Louis. Tylko daj mi czas, żebym mógł ci znowu zaufać.

Od autora: Przeszkadza Wam lekki fluff, nadużywanie przekleństw, wzmianki o alkoholu/używkach/treściach przeznaczonych dla osób dorosłych, zbyt długie/krótkie opisy, rozwijanie myśli głównego bohatera, zbyt krótkie/długie rozdziały, mały/duży zasób słów, błędy ortograficzne/interpunkcyjne/stylistyczne/składniowe, niezrozumiałe nazwy, częstotliwość dodawania rozdziałów, dokładne opisy scen +18, zbyt powolne rozwijanie się akcji, treść homoseksualna, notki od autora, zawiłość fabuły, brak perspektyw widzenia niektórych bohaterów, zastosowanie niektórych środków stylistycznych, zbyt krótkie dialogi lub cokolwiek innego? 

Continue Reading

You'll Also Like

75.4K 2.5K 43
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
154K 7.9K 101
Bella ma nowe hobby pieczenie ciast. Harry bardzo kocha dziewczynę i zrobi dla niej wszystko czyli pójdzie do sklepu po mleko. Dalszy ciąg przygód B...
141K 4.4K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
11.7K 543 23
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...