Red Kingdom

De AnaTheEvening

54.2K 4.7K 9.8K

Wszystko było skończone, wszystko powinno było wrócić do normalności i upragnionego szczęścia Marietty King. ... Mais

#1 ' Idziemy jutro na imprezę. '
#2 ' Wódka z Colą. '
#3 ' Daj mi swój telefon. '
#4 ' Zrobię to. '
#5 ' Nie umiemy być ze sobą szczerzy. '
#6 ' Wszystko w swoim czasie. '
#7 ' Czy z nim jest okej? '
#8 ' (...) Cię. '
#9 ' (...) z dziewczynami się nie zadziera '
#10 ' To był czas, by się odegrać. '
#11 ' Czemu nie lubisz urodzin? '
#12 ' Chcę, byś była moja. '
#13 ' Nie mogę się na ciebie napatrzeć (...) '
#14 ' Chcę się z tobą kochać. '
#15 ' A jest dobry dla ciebie? '
#16 ' Scottowie, miło was znowu widzieć. '
#17 ' Marietto, proszę, porozmawiajmy. '
#18 ' Ciebie też kolejny raz zniszczę, jak pół roku temu. '
#19 ' To jest zbyt podejrzane. '
#20 ' Daniel żyje? '
#22 ' Nie dasz rady. '
#23 ' Miałeś być szczery w tym, co robisz. '
#24 ' Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. '
#25 ' Proszę, nie zostawiaj mnie. '
Epilog

#21 ' To ja mogłam umrzeć. '

1.5K 157 160
De AnaTheEvening

Momentalnie przed moimi oczami pojawił się mrok. Nie był on spowodowany uderzeniem, czy inną równie dynamiczną czynnością, a słowami, w które nie byłam w stanie uwierzyć.

Przecież to nie mogła być prawda, że osoba, która kochała mnie nad swoje życie, odeszła. Ona nie mogła tego zrobić, nie mogła nas zostawić i odejść.

Oddech zastał mi w gardle, wypuszczając jedynie ciche i urwane westchnięcie z moich zesztywniałych ust.

Daniel próbował odpiąć moje nogi, ale paraliż, jaki przeszłam, uniemożliwiał mu całkowicie współpracę ze mną. Nie ruszyłam się ani na chwilę, a jedynie przechodziłam wewnętrzną wojnę z samą sobą, której nikt inny nie mógł usłyszeć.

Nie mogłam się z nią pożegnać, nie wiedziała, jak bardzo ją kochałam. Chciałam jej to powiedzieć, przytulić i nie wypuszczać. To, że jej nie było, musiało być jakimś nieśmiesznym i tragicznym żartem.

Ona zapewniła mi dom, opiekę, miłość, a ja nawet nie byłam w stanie być z nią w ostatnich momentach jej życia. Cały mój dziecięcy świat wspomnień się rozsypał, wrzucając mnie w otchłań rozpaczy.

Nie wiedziałam, czy chciałam wiedzieć, jak umarła. Nie przyswajałam tej wiedzy. Odpychałem te myśli najbardziej, jak się tylko dało, próbując sobie wmówić, że żyłam w jakiejś innej rzeczywistości, albo w śnie, z którego pragnęłam się wybudzić.

Prosiłam o pomoc, klęcząc na kolanach, a nikt nie był w stanie zapewnić mi tego, co przez tyle lat dawała mi ona. Śmierć rodzica od dawien dawna była czymś, czego nie chciało się przeżywać i wywierało ogromny wpływ na życie dziecka. Nieważne było to, ile ono miało lat, bo osoby młode, te po studiach czy po pięćdziesiątce zawsze przeżywały tę stratę.

Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie zdawałam sobie sprawy z jej odejścia. Nikt nie był na to przygotowany i gotowy, bo mama była okazem zdrowia i piękna, jakiego nigdy nie widziałam.

No właśnie, była.

Była najcudowniejszą kobietą, jaką mogłam kiedykolwiek mieć u swojego boku, a fakt, że nie zawsze byłam dla niej odpowiednio dobra, zabijał mnie. Chciałam cofnąć czas, by ją przeprosić i zapewnić, że zawsze będę ją kochać i że żałowałam każdego słowa, które ją zraniło. Ona zasługiwała na więcej, a dostała jedynie zniszczone dziecko, przez które musiała zginąć.

Przepraszam mamo.

- Chcę pojechać do taty. - Powiedziałam, przysuwając się bliżej chłopaka, który czuł moją rozpacz.

- Najpierw musisz zobaczyć, co się stało w ciągu tych dwóch tygodni. - Oznajmił oschle, podnosząc mnie niczym mąż pannę młodą.

Nie miałam pewności, czy dałabym radę wyjść o własnych siłach, więc dziękowałam Danielowi za to, że sam na to wpadł i był w stanie się mną zająć.

Wyszliśmy z piwnicy, pnąc się po umazanych krwią schodach na górę, gdzie pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam, był zabity brunet, który mnie wcześniej więził.

Patrząc na niego, nie czułam skruchy. Wręcz cieszyłam się, że taki potwór opuścił nas, choć zasługiwał na gorętsze tortury.

Poza nim nie zauważyłam żadnych innych ofiar, co ucieszyło mnie i zmartwiło w jednym. W środku stał Styles, Victor i Noen, którzy trzymali Peytona, trzymając przy jego szyi nóż.

- Przewieźcie go do bunkra, a Olivia się nim zajmie, tak samo, jak Harper. - Powiedział pewnym tonem Daniel, na co inni przytaknęli, wyprowadzając go z domu.

Widziałam, że cieszyli się na mój widok, więc starałam się odwzajemnić uśmiech na tyle, na ile tylko mogłam w tamtej sytuacji.

Gdy drzwi się otwarły, przeszłam kolejny szok, na jaki nie byłam przygotowana. Porter Brook było zniszczone, palące się i pełne graffiti, sztandarów, plakatów i ulotek. To nie było już to samo spokojne miasto, w jakim mieszkałam. Tutaj odbywała się prawdziwa wojna, a my musieliśmy walczyć o przetrwanie.

Gdy opuściliśmy ten zniszczony dom, do moich uszu napłynęły krzyki, dźwięki skrzynia się ognia i co jakiś czas nawet wybuchy o różnej masie. Nie wierzyłam, że znajdowałam się w tym samym miejscu, w którym byłam dwa tygodnie temu. To, co stało się z tym miastem, rozwalało mój mózg, wprawiając mnie w szaleństwo i osłupienie. Ja musiałam śnić.

Na ulicach dało się ujrzeć plamy krwi, naboje od pistoletów, a okna w większości domów zostały wybite. To miasto zamieniło się w całkowitą ruinę, z którego ludzie uciekali, martwiąc się o swoje życie.

- Gdzie jest tata? - Zapytałam, patrząc Danielowi w jego choć trochę uspokajające oczy, gdy wpakowywał mnie do swojego samochodu, który był w gorszej kondycji niż ostatnim razem.

- Po tym, jak oberwał, gdy podłożyli bombę małego wysadzenia pod waszym domem, przetransportowaliśmy go do schronu obok bunkra, w którym aktualnie mamy bazę. Tam jest bezpieczny i jako tako wrócił do sił. - Odpowiedział, wzdychając całą klatką.

Ktoś podłożył bombę pod moim domem. On nie istniał, a moje wspomnienia, których nabawiłam się przez parę lat mieszkania tam, nagle stały się nierealne. Nie mogłam tam wrócić, bo nie miałam do czego, a sam fakt, że mój dom nie istniał, mama nie żyła, a tata był poturbowany, skrzywiła moje serce doszczętnie.

To ja mogłam umrzeć.

- Wtedy moja mama umarła? - Zadrżałam, mówiąc te okropne słowa, które jeszcze nie dały rady zagnieździć się w moim umyśle. One były dla mnie tak kuriozalne, że aż potwornie śmieszne i choć wiedziałam, że Daniel nie zarysowałby w takiej sprawie, ja nadal prosiłam, by w końcu powiedział, że chciał mnie wkręcić. Byłoby to lepsze niż myśl, że jej już nie ma ze mną.

- Tak, nie przeżyła wybuchu. - Mruknął, zaciskając szczękę i palce na brudnej kierownicy. On sam nie był w stanie tego przyswoić, a te słowa dla niego były równie trudne do wypowiedzenia.

Lecz to jednak była moja mama i ból, który odczuwałam, był nie do opisania.

Znajdowałam się przez dwa tygodnie w piwnicy, a w ciągu mojej krótkiej nieobecności, tak dużo zdołało się zmienić. Przecież to wszystko było wprost nienormalne. Dodatkowo fakt, że chłopacy mnie znaleźli, był prawdziwym szczęściem w nieszczęściu w tym przypadku.

- Jak to się stało, że w ogóle mnie znaleźliście? Ten film i to wszystko... - Nie wiedziałam, jak poprawnie to ubrać w słowa. Żyłam w przeświadczeniu, że nagle cały mój świat się wywrócił, a ja nie miałam zielonego pojęcia, jak go powinnam była poskładać na nowo.

- Kochanie, na tym filmie może i znajdowała się praktycznie identyczna dziewczyna, ale po to zrobiliśmy tatuaż, nieprawdaż? Ona go nie miała, a oni musieli przegapić taki szczegół, więc od razu wiedziałem, że kręcą, lecz znalezienie ich nie było takie łatwe. Dobrze, że Harper mieliśmy w garści od dwóch dni, a ona wszystko śpiewała ze względu na swoich rodziców, których mieliśmy pod ostrzałem. - Złapał delikatnie za moje udo, przesuwając po nim delikatnie i odprężająco rękę. - Przysięgam ci, że jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko, byleby pomścić twoją matkę i przywrócić szczęście na twoich ustach.

Mimo że nie miałam szczerej chęci, uśmiechnęłam się mimowolnie. Jakoś jego słowa, a szczególnie po tak długim i wyczerpującym czasie, wpływały na mnie w zupełnie inny sposób, niż zawsze. Mimo tego, że za pierwszym razem nam nie wyszło, wiedziałam, że teraz było o wiele lepiej i stabilniej. Było między nami dobrze i nawet zdrowo, jak na takie warunki, z którymi się zmagaliśmy na co dzień.

Czego wtedy pragnęłam? Nie miałam bladego pojęcia. Byłam cholernie rozdarta i potwornie pusta. Mina mojej mamy, jej uśmiech, wspomnienia w naszym domu, który już nie istniał... to wszystko kumulowało się, wyżerając moją duszę i zostawiając największe straty, z jakimi udało mi się spotkać.

Chciałam wrócić do normalności za wszelką cenę, ale ona już była poza moim zasięgiem. Byłam skazana na wieczne tortury lub ucieczkę przed światem, na którą nigdy bym się nie zdecydowała. Pragnęłam pomścić mamę.

Wszyscy tam byliśmy zniszczonymi przez przeszłość dziećmi z klamką, papierosami i śmiercią w prawej ręce i uczuciami oraz miłością w lewej. Logiczne było więc, że będąc praworęcznymi, używaliśmy częściej naszej głównej ręki.

Nadszedł również czas, by użyć jej w moim przypadku.

Jechaliśmy przez miasto, które było dosłownymi zgliszczami moich nastoletnich wspomnień. Zdążyłam już zakodować, że moje miasto zaczynało się przeistaczać w ruiny, ale zastanawiała mnie jedna rzecz.

Na maskach zepsutych samochodów, ulicach czy w oknach widniały maski, które kojarzyły mi się z hackerami z filmów. To wszystko, co tam się działo było po prostu posranie nieprawdopodobne, a pytania bez odpowiedzi namnażały się w mojej głowie, niczym wystrzelone pociski z karabinu maszynowego.

- Czemu tu jest tyle masek anonymous? - Zapytałam, cały czas oglądając zgliszcza za oknem auta.

- Prawdopodobnie jest to związane z naszymi awariami telefonów sprzed trzech tygodni i naszymi domysłami wkładu komputronika. - Wyjaśnił, agresywnie skręcając w lewo i wymijając znak miasta.

Gdy usłyszałam o kolejnej osobie, która znajdowała się w wielkiej trójcy, poczułam, jak chwilowy paraliż przerażenia wstrząsa całym moim organizmem. Mój biologiczny ojciec stał na czele, na drugim miejscu znajdowała się mama Daniela, a na trzecim właśnie ten nieznany nikomu jegomość, który dość mocno zamieszał w ostatnim czasie. Nikt nie miał pojęcia, kim on był, ale wiedzieliśmy, że rozpoczęła się prawdziwa krwawa jatka, której koniec nie malował się tęczą.

- To są oczywiście tylko domniemania. - Dopowiedział, wciskając mocniej gaz. - Weźmiemy dzisiaj Harper i Peytona pod lufę i poczekamy, aż zaczną śpiewać.

W końcu byli naszą zakochaną parą z koszmarów. Nigdy nie pragnęłam tak bardzo kogokolwiek udusić, jak tę dwójkę w tamtym momencie. Nie była to tylko przenośnia, a szczere chęci, co z każdą chwilą brzmiało coraz to bardziej makabrycznie, ale nie mogłam się przejmować takimi rzeczami.

Musiałam pomścić mamę, a oni przyłożyli się do jej śmierci.

Gdy Daniel skręcił w kolejną leśną uliczkę, znaleźliśmy się na gęsto otoczonej polanie, na której znajdowały się ruiny jakiegoś wielkiego budynku. Wyglądał on na jakiś starodawny magazyn z wybitymi oknami i drzwiami, które zastąpiła dzika i bujna roślinność.

- Bunkier jest za tą wielką budowlą, ale w środku są już nasi ludzie i Peyton z Harper. Zresztą słychać ich. - Mruknął chłopak, obejmując mnie ramieniem i prowadząc po betonowych schodkach.

Ilość ludzi, która znajdowała się w środku opieczonego budynku, była horrendalnie wielka. Byli bardzo głośno, jedli, rozmawiali i obmyślali plany, pokazując sobie bronie, aż do momentu, gdy Daniel zagwizdał, skupiając na sobie uwagę wszystkich.

Oczy ludzi powędrowały na mnie. Gdzie nie spojrzałam, pojawiły się uśmiech skierowane w moją stronę, a ludzie zaczęli klaskać.

Było mi oczywiście miło, choć zupełnie nie wiedziałam, czemu klaskali. Mimowolnie na moich ustach pojawił się lekki uśmiech, a moje ciało zostało otulone ramionami chłopaka.

- Cieszą się, że cię widzą i że akcja nam się powiodła. - Mruknął mi na ucho, składając na policzku z tej samej strony niewinny całus.

Daniel zaczął mnie prowadzić przez tłum ludzi, wchodząc na wyższe piętra, na których było coraz mniej osób. Na samej górze znajdowali się moi przyjaciele i jedna dziewczyna.

- Kto to? - Zapytałam po cichu, wskazując na blondynkę.

- To Olivia, wyjątkowo wredny okaz. Lepiej  unikaj kontaktu wzrokowego. - Zaśmiał się, poprawiając uchwyt na mojej talii. - Żartuje, miła jest, jak się nie denerwuje.

Dziewczyna z blond włosami, dużymi ustami i krystalicznie niebieskimi oczami, które były podkreślone przez okulary, wyglądała przepięknie. Jednak musiałam się już przyzwyczaić do tego, że byłam otaczana pięknymi ludźmi.

Gdy jednak po chwili każdy nas zobaczył, uśmiechnął się, praktycznie podniecając w moim kierunku.

Daniel aż się odsunął, dając miejsce innym, by mnie przytulili. Znajdowali się tam wszyscy. Carly, Tabitha, Victor, Noen, Gwen, Carmine, Styles i Jenny nagle rzucili się na mnie, zamykając moje kruche ciało w tak szczelnym i mocnym uścisku, że myślałam, iż zaraz się uduszę.

- Moje kochanie. - Usłyszałam nagle z tylu grupki niższy, męski głos, który od razu wywołał u mnie zaszklenie się oczu.

Gdy wszyscy mnie ścisnęli, pokazując, jak bardzo się za mną stęsknili, wyszłam za grupę, patrząc w oczy pierwszemu mężczyźnie, którego naprawdę obdarzyłam miłością.

- Tata. - Zawołałam łamiącym głosem, praktycznie podbiegając do blondyna i przytulając się z całej siły do jego torsu.

Był trochę pogruchotany, tak jak ja, więc musiałam zachować umiar, by nic żadnemu z nas nie zrobić. Jednak samo zobaczenie go, było dla mnie wspaniałym przeżyciem, które jednocześnie wprawiło mnie w potwierdzenie najgorszego.

Tata był sam, więc mama naprawdę nie żyła.

Po moich policzkach kolejny raz zaczęły płynąc łzy, a oddech wraz z biciem serca przyspieszał coraz to mocniej. Dopiero w tamtym momencie doszło do mnie to wszystko, co tu się przydarzyło i jak bardzo byliśmy w niebezpieczeństwie, gdyż nikt nie był z nas chroniony i nawet najbardziej niewinni mogli zginąć z rąk barbarzyńców.

Wytarłam łzy w rękaw, spoglądając lekko w górę na twarz mojego taty. Widać było na niej liczne zadrapania czy rany, które doprowadzały mnie do równie mocnego płaczu. Nigdy nie chciałam, by żadnemu z moich rodziców coś się stało, więc były to dla mnie przeżycia iście traumatyczne, które kroiły serce każdego dziecka.

- Tato, proszę, wyjdź z tego miasta. - Powiedziałam, podnosząc głowę i napotykając jego niezdecydowany i pełen troski wzrok.

Wiedziałam, że zaraz mi odpowie nieprzychylnie. Nie chciał mnie zostawiać tam samej, bo bał się o swoje jedyne dziecko, którego może i nie spłodził, ale wychował. Wychował mnie jako swoją jedyną córeczkę i oczko w głowie, które kochał nad swoje życie. Dlaczego tak często nie docenialiśmy miłości naszych rodziców do nas, zanim nie spotkała nas jakakolwiek tragedia, która otworzyłaby nam zalesione oczy?

- Proszę cię, musisz je opuścić. - Powtórzyłam, widząc, jak jego usta drżą z niezdecydowania względem wydania końcowego werdyktu.

- Nie chcę byś ty również umarła. - Powiedział cichym, ale dobijającym głosem.

Musiałam być twarda i choć nie miałam pewności, czy sama nie umrę, wiedziałam, że jego nie powinno tu nigdy być. Zbyt bałam się straty kolejnego rodzica i wiedziałam, że sobie z nią nie poradzę.

- Nie zginę, bo jestem zbyt cenna tato. - Pociągnęłam nosem, utrzymując ledwo co łzy, które paliły moje spojówki, chcąc wyjść na zewnątrz za wszelką cenę. - ja wiem jednak, jak łatwym celem dla naszych przeciwników będziesz ty, więc proszę cię. - Złapałam go za rękę, patrząc w oczy i próbując dać do zrozumienia, że robiłam to tylko i wyłącznie z ważnych powodów. - Musisz mnie posłuchać i wyjechać, póki jeszcze możesz, bo ani ja, ani mama nie chciałybyśmy, byś ty również odszedł, zostawiając mnie samą.

Były to cholernie mocne słowa skierowane w stronę mojego taty i wiedziałam, że nie wpłyną na niego pozytywnie. Oszołomienie, jakie nim chwilowo wstrząsnęło, dało mi znać, że faktycznie uzyskałam zamierzony efekt chwilowego przemyślenia całej sytuacji. Wiedziałam, że może za mocno postąpiłam i użyłam zbyt okropnych słów, ale nie miałam innego wyboru. Efekt musiał być natychmiastowy.

- Jesteś tego pewna? - Zapytał, a po jego policzku spłynęła łza.

Podniósł wzrok, spoglądając na całą grupę, stojącą za nami, która definitywnie czekała na werdykt końcowy. Gdy wrócił ponownie do spoglądania na moją osobę, pokiwałam delikatnie głową, a ten westchnął.

- Proszę, tylko ty mnie jeszcze nie opuść. - Powiedział, zamykając mnie w szczelnym, ojcowskim, pełnym troski i bezpieczeństwa uścisku, którego nikt za żadne skarby świata nie był w stanie podrobić.

- Dam panu moje auto na drogę, ono i tak się tu teraz nie przyda i jedynie zmarnuje swój potencjał przez jakieś strzelaniny czy wyścigi. - Mruknął Styles, wyciągając kluczyki z kieszeni i rzucając je w naszą stronę.

- Jesteś tego pewny młody? - Zapytał mój tata, patrząc na znaczek przy kluczykach, który wskazywał na markę.

- Jak najbardziej. - Uśmiechnął się przyjaźnie, lecz niemrawo, łapiąc Gwen za rękę. - Zaprowadzimy pana, a wy w tym czasie wiecie, czym powinniście się zająć. - Zwrócił się do nas Styles.

Spojrzałam na mojego ojca, który ewidentnie nie chciał spojrzeć w moje oczy, gdy odchodził. Widziałam jego ból i swój, który paraliżował całe moje ciało, wprawiając je w stan rozpaczy.

Czułam, jak moje oczy napełniają się ponownie łzami, cholernie piekąc, a moja twarz pewnie wyglądała, jak czerwona bańka. Nie mogłam jednak pozwolić kolejnej osobie, którą kochałam, zginąć.

Musiałam go chronić przed tym światem, a także przed samą sobą, gdyż uwolniłam swoje demony, które spuszczone z uprzęży, pustoszyły wszystko doszczętnie.

Spojrzałam na grupę, otrząsnąć na nich i czekając na werdykt, jak na skazanie. Czułam w kościach, że coś się wydarzy i tak też się stało.

- Zarządzimy obradę pokojową. - Ogłosił Daniel.

Wracaliśmy do początków piekła.

Continue lendo

Você também vai gostar

19.8K 996 34
Natalia wyjeżdża do Stanów aby wziąć udział w reklamie bielizny Calvin Klein. Na miejscu jednak okazuję się, że swojego partnera z reklamy bardzo dob...
9.8K 272 14
Młoda dziewczyna w całkowicie nowym miejscu poznaje meżczyznę, który pomaga jej się zaklimatyzować, przeczytaj żeby dowiedzieć się co stanie się dale...
28.9K 4.7K 92
Tom III De La Roche'ów De Beaufortowie przeżyli już wiele rodzinnych tragedii i zawirowań w otaczającym ich wielkim świecie. Ostatnie lata przygniotł...
Trust me De ksicja_

Ficção Adolescente

41.7K 1.3K 33
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...