❝Złoto i diamenty były dla niego ważniejsze❞
Henry Avery miał łeb na karku, ukrywając skradziony skarb na tamtym statku, ale jak każdy kapitan w końcu poszedł z nim na dno.
Samuel Drake był na tyle głupi, by nie widzieć niczego poza wizją siebie ze...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
2004
Weszłam do swojego mieszkania, zdejmując z siebie płaszcz i chwilę później usiłując ogrzać zmarznięte dłonie. Nic to nie dawało. Na zewnątrz panowała zima, a ja zapomniałam wziąć na uczelnię rękawiczek. Spojrzałam na swoje czerwone palce. Moja głupota kiedyś mnie wykończy.
Zamknęłam za sobą drzwi, pozapalałam światła, przeszłam do małego salonu i zatrzymałam się gwałtownie w miejscu, prawie podskakując w szoku przez zobaczenie osoby siedzącej sobie w fotelu przy kominku.
— Dobry wieczór — powiedział spokojnie, patrząc jak wypuszczam z rąk swoją torbę. Podniosłam ją prędko i nabrałam więcej powietrza, a potem podeszłam bliżej i rzuciłam ją na stolik.
Rafe Adler pił sobie kawę z mojego ulubionego kubka, siedząc w moim fotelu, w moim mieszkaniu o dziesiątej. Chciałam świętego spokoju, dostałam wkurwiającego socjopatę.
Płomienie skwierczały wesoło, pomagając mi się wyciszyć i uspokoić. Trochę mnie po prostu zaskoczył. Nie widzieliśmy się od jakiegoś roku. Ostatnim razem robiłam z nim wywiad, w końcu nie znałam dużo milionerów, którzy odpowiedzieliby na pytania o rozpoczęcie kariery w biznesie, a on kwalifikował się na mojego kumpla. Snobistycznego, zbyt pewnego siebie i manipulującego, ale wciąż kumpla. Znosiłam go jakoś.
— Jak się tu dostałeś? — spytałam go w napięciu, zakładając ręce na piersi.
— Drzwi były otwarte — odparł nonszalancko. — Musisz popracować nad zachowywaniem swojej prywatności.
— Dobra, to pytanie nie ma znaczenia, czemu nachodzisz mnie nagle o takiej godzinie? — mruknęłam, przechodząc do kuchni i otwierając sobie lodówkę. Nie wątpiłam, że zapomniałam rano zamknąć drzwi. Czasem trochę za bardzo mi się spieszyło, a byłam roztargniona i w chuj chaotyczna w pośpiechu.
— Urywają mi się wszystkie tropy — poskarżył się.
Westchnęłam ciężko, przypominając sobie o tym, że istniał jeszcze ten cały skarb piratów, który chciał znaleźć od jakichś pięciu czy sześciu lat. Opowiadał mi kiedyś, że kupił całą pieprzoną szkocką katedrę i pobliskie tereny, a ja wolałam nie pytać ile na to wydał, zastanawiając się bardziej nad tym kto sprzedał Amerykanowi krajowy zabytek. Najwyraźniej w tych czasach można było kupić już wszystko.
— A mnie to jakoś dotyczy? — wyjęłam z lodówki lasagne do odgrzania i wstawiłam do mikrofali, ziewając przy tej czynności parę razy. Musiałam jakoś się go pozbyć, zjeść, przebrać się i iść spać. Ręce wciąż do końca mi nie odmarzły, więc podeszłam z powrotem do kominka, przy którym siedział i wystawiłam je do ognia.
— Jesteś po wykładach — powiedział bardziej pogodnym, prawie że proszącym tonem. Zerknęłam na niego z uniesioną brwią. — Wiesz, że Nate zostawił to na dobre. Liczę na ciebie.