4. Szacunek albo śmierć.

346 58 321
                                    


Co parę minut rozlegały się donośne wybuchy

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Co parę minut rozlegały się donośne wybuchy. Okazało się też, że nie wszędzie byłam w stanie przemieszczać się terenówkami, a elegancka bluzka, spodnie ze ściągaczami na kostkach i brylantowe dodatki wraz z kozaczkami nie nadawały się zbytnio na bieganie po skalnych korytarzach katedry, czy śniegu na zewnątrz.

Ściskałam w dłoni telefon. Od kiedy tu dotarliśmy towarzyszyły mi myśli dotyczące tego, by zadzwonić na któryś w dwóch numerów. Pierwszym wyborem był Sully, drugim Nate. Oczywiście mogli zmienić numer i operatora lub zwyczajnie nie chcieć ze mną rozmawiać.

Powstrzymywało mnie to, że gdyby Rafe się dowiedział, uznałby to za zdradę. Nienawidził moich znajomych. Wiedział, że jeszcze parę lat temu utrzymywaliśmy kontakt, chociaż nie znał wszystkich faktów dotyczących naszej współpracy.

Nie chciałam go zdradzić. Chciałam jedynie, by tamci przeżyli, a zakładając, że nie odpuszczą, będzie z tym ciężko. Dlatego wahałam się przed wybraniem numeru.

No i zdałam sobie sprawę, że nie było tam zasięgu.

— Prze pani, pozostali szefowie chyba się nie dogadują — zagadał do mnie jakiś najemnik w białej kurtce z karabinem w ręku przechodzący obok. Popatrzyłam na niego, chowając komórkę do kieszeni spodni.

Gracias — kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi.

Nigdy nie pomiatałam innymi ludźmi, kimkolwiek by nie byli. Większość czasu spędzałam na byciu suką, ale taką pełną szacunku. Proszę i dziękuję przychodziły mi z łatwością.

Wchodząc do pomieszczenia z porozkładanym sprzętem przez dwuskrzydłowe drzwi wyminęłam się z Nadine. Nie powiedziała nic tylko wyszła. Chłód panujący tam dał mi się we znaki, a zerkając na kamienne ściany aż przeszedł mnie dreszcz. Założyłam ręce na piersi, podchodząc bliżej Rafe’a, który opierał obie pięści o prowizoryczny, kamienny stół.

— Coś nie tak? — zapytałam bez uszczypliwości, patrząc na niego zmartwiona. Wyglądał na zdenerwowanego.

Podniósł na mnie wzrok.

— Ludzie Nadine wysadzają co popadnie — syknął cicho, uderzając pięściami o blat i stając już prosto. Kosmyki jego włosów wyślizgnęły się z zaczesanej do tyłu fryzury, opadając po obu stronach na czoło. — A ona mnie nie słucha. Fakt, zrobiliśmy duże postępy, ale co nam to da, jeśli wszystko pójdzie z dymem? — Stanęłam tuż przed nim. Zagryzł na moment dolną wargę, namyślając się. — Zakolegowałyście się. Może ty przemówisz jej do rozsądku zanim zniszczy piętnaście lat mojej ciężkiej pracy pieprzonym dynamitem.

— Wątpię, żebym cokolwiek zmieniła — uniosłam sztywno kąciki ust. — Jeśli nie posłuchała ciebie, to na pewno nie posłucha mnie.

— No nie wiem, potrafisz się rządzić — zaznaczył, aż przewróciłam oczami. Uśmiechnęliśmy się jednak oboje.

GOLDEN DESIRES ➵ Thief's End ✓Where stories live. Discover now