Rozdział 29

Mulai dari awal
                                    

― Podejrzewam u ciebie schorzenie borderline. Obserwuję twoje symptomy, przyglądam się przeszłości, temu co, mówisz, jak się zachowujesz i jestem niemalże pewien, że to właśnie to zaburzenie. Ale nie pojawiło się teraz, nagle...tylko trwa prawdopodobnie od okresu dojrzewania albo i od zawsze. Jestem tylko psychologiem, Harr. Trzeba to będzie skonsultować z jakimś medykiem, najlepiej psychiatrą ― tłumaczy ze spokojem, lecz dłoń mu drga.

Borderline...

Czuję się, jakby ktoś specjalnie wylał na mnie kubeł zimnej wody. Oczyszczona, ale przelękniona. Coś sobie przypominam... coś mi świta. Przeszłość chyba zawsze będzie się za mną ciągnęła.

― Jaxon... ― Łzy znów napływają do moich oczu.

― Tak, Harrieta?

― Ktoś już kiedyś wystawił taką diagnozę...

Jakimś cudem po raz kolejny ląduję w jego ramionach, uczepiona jak mała osierocona małpka. Nie wiem, czy mi zimno od padającego na nas śniegu, czy z emocji. Może tego i tego.

― Jak to? ― odpowiada zaskoczony.

To było wtedy...

Dziesiąty tydzień w ośrodku dla osób z zaburzeniami odżywiania

Zasypiałam już. Było grubo po dziesiątej. Każda z nas już dawno powinna drzemać, jednak żadna w pokoju nie zmrużyła oka. To była zupełnie inna noc. Odrętwiająca noc... Spoglądnęłam na współtowarzyszki, było im widać jedynie ogromne, wyłupiaste oczy spod kołder, które w dodatku błyszczały łzami. To chyba przez dzisiejsze zajęcia, na których musiałyśmy się dzielić największymi traumami i prześladowaniami. To było niezwykle oczyszczające doświadczenie, ale z drugiej strony tak bardzo... okrutne. Opanowała nas uporczywa bezwładność.

Cisza w szpitalu wcale nie zwiastowała spokoju ani braku problemów. Była raczej czymś w rodzaju ciężkiego szaleństwa, którego leczenie było niemożliwe. Krzyk dało się zniwelować, zagłuszyć, ale bólu wrzeszczącego w nas nic nie było w stanie ugasić.

Starłam z policzka małą łzę, która toczyła się swoim powolnym tempem. Tęskniłam już tak bardzo za rodziną, że wracanie wspomnieniami do rodzinnych tradycji, wydarzeń, ale też do traum ze szkoły było tak bardzo bolesne, że myślenie o jedzeniu było o wiele przyjemniejsze. Cóż za paradoks... Zaczynałam coraz bardziej jeść. Realnie spożywanie posiłków przestało być przewlekłym obowiązkiem, a stało się po prostu zwyczajną częścią dnia. Lekarze nazywali ten stan powrotem do zdrowia, a ja nowym początkiem życia, egzystencji... Bóg wie czego.

Grafit mi się skończył. Mini – notatnik był prawie że zapełniony rysunkami przyrody lub innych pacjentek. Nudziłam się od kilku dni, dlatego coraz więcej rozmyślałam o sobie, o innych, a często o naturze, która za oknem zmieniała się z dnia na dzień. Liście z wolna opadały, ukazując chude, suche gałęzie. Kwiaty przestały kwitnąć, a ich płatki już dawno pożółkły lub zwiędły. Ja jednak ożywałam. Budziłam się do życia na jesień. Duszki w mojej duszy wciąż kuły, smutki też mnie lubiły. Może to była moja fanaberia, by użalać się nad sobą? Jednego byłam pewna... jestem szalona.

Ktoś wszedł przez drzwi, które musiały być dzień i noc otwarte. Zatopiłam twarz w poduszkę, udawałam sen, a równocześnie wytężałam słuch. Kroki były niejednostajne, to były dwie osoby. Lekarz i stażysta. Rozmawiali z częścią dziewczyn, które nie poszły moim śladem. Nie były to skomplikowane rozmowy, pytali, czy chcą coś nasennego, czy coś je boli lub czy chcą jeść.

Cóż za niefortunne pytanie dla anorektyczek czy bulimiczek...

Na końcu podeszli do mnie. Do mojej przystani. Nie lubiłam, gdy ktokolwiek zbliżał się do moich rzeczy, do mnie...

― Doktorze, ta śpi. ― Powiedział młody kandydat na medyka.

― Dobrze. Ona jest dziwna... Nie do końca wiemy, co jej dolega. ― Słyszałam, jak lekarz coś notuje, a potem kątem oka widziałam, jak nachylił się nad moim ciałem.

― Mnie się wydaje, że to zaburzenie typu borderline. Ostatnio mieliśmy o tym trochę na wykła...

― Co? Co to w ogóle? Dajże spokój. To bardziej obłąkanie niż jakieś zaburzenia.

― Ale dok... ― oponował wciąż stażysta.

― Czego oni was tam uczą? To, że jest taka rozchwiana, to nie znaczy, że to jakieś dziwne stadium.

I odeszli...

Rozmawiali nad moim ciałem, jakbym była trupem. Może wizualnie tak wyglądałam, ale wewnętrznie rodziło się we mnie życie, które w tamtej chwili się zamarło. Co więcej, od tamtego czasu już nigdy więcej nie powiedziałam na zajęciach o swoich traumach, problemach z pohamowaniem emocji, a płacz kumulowałam w sobie najdłużej, jak się da. Wypłakiwałam się w poduszkę co noc, bo w końcu byłam obłąkana, niezrozumiana, niechciana nawet w szpitalu... 

•••

Dawno mnie nie było na Wattpadzie, dlatego że w klasie maturalnej mam sporo obowiązków i do tego doszło kilka zmian prywatnych :( jest mi przykro, że rozdziały będą się pojawiać nie tak często, ale mam nadzieję, że zrozumiecie. 

To był jeden z najtrudniejszych rozdziałów do napisania. Weszła całkowicie w umysł Harriet, mam nadzieję, że oddałam jej emocje, rozchwiane myśli i całą jej tożsamość. 

Dajcie znać, czy się Wam podoba :)

Kocham Was

K.B

Nietykalni | Tom 3Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang