Rozdział 14

971 73 41
                                    

Jasper

Wizyty u fryzjera w dzieciństwie były dla mnie tak zwanymi "ważnymi dniami". Nigdy nie obcinała mnie mama jak większości mam z mojego osiedla swoich synów. Tata uważał, że moje włosy są magiczne i muszą być obcinane ze szczególną troską, a także ostrożnością. Po dziś dzień nie wiadomo, dlaczego mam tak jasne, wręcz białe fale na głowie. Mama, od kiedy pamiętam, farbowała się na kasztanowy brąz, a jej naturalne włosy ponoć są i tak ciemne, a ojciec miał niesforne mysie loki. Byłem tym wyjątkiem. Dzieckiem o białych włosach, jedni je uwielbiali, inni hejtowali. Ja sam raz byłem tak bardzo w nich rozkochany, że nie pozwalałem ich nikomu dotykać, a kilka tygodni później miałem ochotę zgolić się na łyso po kryjomu w łazience.

Zawsze wybierałem się z tatkiem raz w miesiącu do męskiego fryzjera. I tak leciały nam minimum dwie godziny. Wpatrywałem się jak w obrazek, kiedy tylko barber zbliżał się z brzytwą do ojca brody. Idealnie przycięta prezentowała się wspaniale, mamie zawsze się podobała taka świeżo po takim "zabiegu". Mnie z kolei tylko delikatnie fryzjer przerzedzał grube fale i podcinał po bokach. Taka przyjemność kosztowała ojca duże krocie, zawsze chciał dorównać prestiżem do swoich kolegów. A mnie używało do tego celu w idealny sposób, byłem jego pionkiem do realizacji niespełnionych marzeń.

Do dziś trudno jest mi mu wybaczyć...

Krępa fryzjerka strzyże niebezpiecznie blisko mojego ucha, zaczynam się obawiać, czy zaraz go nie stracę. Wyciągam smartfona z kieszeni, uważając, aby moje ruchy nie były gwałtowne. Wolę zatracić się w świecie social mediów, niż oglądać jak moje ucho powoli traci życie.

Scrolluję Facebooka dobre kilka minut, ciągle powtarzają się zdjęcia z chrztu Himlena oraz reklamy kosiarek, jak widać stalkuje mnie bardzo dobrze Google i wie, czego potrzeba, aby mój portfel był cieńszy. Na wielu fotografiach jestem ja z małym i Harriet. Choć minął tydzień od pamiętnego dnia to Mike ani jego mama, nie oszczędzają świata przed fotkami ich ukochanego synka, czy wnuka. Wszystko rzecz jasna lajkuję, nieraz zatrzymuję się, aby bliżej przyjrzeć się postom. Ciągle mam smutne oczy, nawet jeżeli się uśmiecham. Wstyd mi, że nie potrafię się tego pozbyć.

W międzyczasie James nie szczędzi na grupie M&B o tym, że ruch jest niemiłosierny. Właśnie w tym tygodniu ruszył nawał na granie w bingo. Żal mi, że musiałem zostawić ich we dwójkę, mam poczucie, że chłopcy za bardzo się przepracowują. Z drugiej strony kolejny tydzień z rzędu pozwoliłem Stelii wziąć urlop... płatny urlop rzecz jasna. Zazwyczaj bierze dwa, max trzy dni w tygodniu, wycwaniła się i zawsze przekonuje mnie swoimi czarującymi oczkami i seksownym głosem. Nie umiem powiedzieć stanowczego: NIE. Jestem zbyt pobłażliwym szefem, a ona zbyt przebiegłą bestią.

― Górę maszynką, czy nożyczkami? ― pyta kobieta, uśmiechając się do mnie w lustrze.

― Nożyczkami, lubię dłuższą grzywę ― odpowiadam, odrywając się od telefonu.

― Ma pan wyjątkowe włosy. Bardzo delikatne. A ten kolor... ohoho. ― Zachwyca się kosmykami jak najnowszym modelem smartfona.

Uśmiecham się, czując się jak X lat temu z tatą u fryzjera. To cholernie miłe wspomnienie. Lubię wracać do tych chwil w głowie, aby teraźniejszość nie przytłaczała mnie na maksa.

Wymieniam się z fryzjerką jeszcze kilkoma zdaniami na temat pogody i innych mało ważnych bzdet. Zapada następnie chwilowa cisza, którą po chwili wypełnia dźwięk używanych nożyczek oraz moich palców stukających w ekran aparatu.

Chyba mam omamy... Z zaplecza słychać stłumiony dobrze znajomy mi głos. Kobieta przerywa strzeżenie i prosi osobę, by powtórzyła zdanie. I znów to samo... Ciarki pojawiają się na moich plecach, kiedy Stella kroczy w naszą stronę w firmowym fartuszku i nawet ma uśmiech na twarzy, który znika w mgnieniu oka, gdy dostrzega mnie. Swojego szefa. Jak widać niejedynego.

Nietykalni | Tom 3Where stories live. Discover now