― Może przejdziemy się na spacer? Ruch dobrze ci zrobi ― szepcze wprost do mojego ucha po kilku minutach błogiej, „leczniczej" ciszy.

― Dobrze mi tu... ― odpowiadam spokojnym głosem. ― Może za moment, okay?

Kiwa tylko głową niejednoznacznie, nawet z można by to ująć, że z lekką rezygnacją. Mimo to w jego oczach wciąż widzę niezmiennie te same uczucia, te same starania, tę samą troskę, która w niezwykły sposób ujarzmia moją rozerwaną na strzępy duszę.

Czuję, jak niespiesznie moje ciało opuszcza powoli atak paniki albo demon... Sama nie wiem, co to jest. Sądzę, że Jaxon sam nie do końca, wie co, może mi dolegać. A może sobie to wszystko uroiłam? Ręce, nogi, głowa, a nawet najmniejszy palec u stopy zaczynają się rozluźniać i wypełniać przyjemnym ciepłem. Policzki wyschły od nadmiaru łez i teraz rozchodzi się po nich miła iskra, która zamienić się może w rumieńce.

Już lepiej, lepiej...

•••

― Coraz częściej masz takie ataki? ― pyta, gdy kroczymy ciemną drogą wśród mgły.

― Tak... Chyba za dużo przeżywam.

― Pracę?

Napinam mięśnie i wypuszczam powietrze przez usta.

Przejrzał mnie...

― Martwię się o stan Jaspera, że go trochę skrzywdziłam. A teraz jeszcze ta sprawa z Stellą... ― dukam pod nosem, zaciągając makiety kurtki na fioletowawe palce.

― Stellą? Tą jego pracownicą? ― zadaje pytanie, czuję jakby grzebał gołymi dłońmi dosłownie w moim sercu i duszy.

― Tak... Jej dziecko jest w szpitalu, nie wiem dlaczego, ale Jasper wyraźnie się tym przejął. A ja czuję... zazdrość. Okropną zazdrość.

― O niego...? Że poświęca jej tyle czasu? Jednak jesteś w nim zak...

― Nie! ― krzyczę na całą ulicę, a potem natychmiastowo milknę. ― Przepraszam... ― szepczę.

Chwyta moją lewą dłoń i okrężnymi ruchami mizia kciukiem, to bardzo uspokajające. Lubię, jak to robi. To kojące uczucie, które powoduje, że krew znów rozlewa się po całym moim ciele... Nie powinnam tak reagować.

― Martwię się o wszystko i o wszystkich za bardzo.

― I nie potrafisz okiełznać emocji ani uczuć, mam rację?

― Robię się jakaś szurnięta. ― Zerka jednym okiem na niego.

― Nie gadaj głupot ― upomina mnie.

Napręża ciało jak pręt, czuję się malutka w obliczu niego. A jego mimika jest zamyślona, jakby ciałem był ze mną, lecz umysłem uciekał, gdzieś indziej, szukał odpowiedzi na coś. W dodatku nie tylko Jaxon wydaje się ogromny, lecz wszystko wokół: drzewa, domy, latarnie, przejeżdżające z jazgotem auta, problemy... Tylko ja mała wśród całego społeczeństwa, a raczej środowiska. Poczucie maleńkości towarzyszy mi chyba od zawsze, ale warto podkreślić, że nie zawsze jest tak silnie odczuwalne.

― Borderline... ― zatrzymuje się pod lampą, która rzuca nieładny cień na jego twarzy, jego nos wydaje się abstrakcyjnie zdeformowany.

Nie skupiam się na tym, co do mnie mówi, bo skanuje z dokładnością każdą rysę jego twarzy. Ma niezwykle symetryczną budowę buzi, tak jakby odziedziczył urodę po greckiej rzeźbie. Jedynie ten nos...

― Harr, słuchasz mnie w ogóle?

― Przepraszam... ― Szybko otrząsam się myśli biegnących ku symetrii jego mimiki. ― Co mówiłeś?

Nietykalni | Tom 3Where stories live. Discover now