27. Okay?

2.6K 252 204
                                    

— Park Yejun, nie spodziewałem się — Yoongi zdziwił się, widząc mężczyznę, którego niegdyś spotkał podczas akcji w porcie nieopodal jednego z małych wozów. — Jednostka z Seocheon tutaj? Przecież to półtorej godziny drogi.

— Akurat byłem w odwiedziny u rodziny, dołączyłem do jednostki ochotniczej jak tylko się dowiedziałem — wyjaśnił szybko. — Ale to nie czas na pogawędki.

Yoongi dopiero wtedy zmierzył go wzrokiem. Faktycznie, mężczyzna miał na sobie dosyć tani, ubrudzony mundur bez żadnego identyfikatora, który był wyraźnie niezbyt dopasowany, a w spodniach przykrótki. To nie robiło mu jednak aż takiej różnicy, albowiem znajomy brak entuzjazmu na jego twarzy Yoongi rozpoznałby wszędzie, niezależnie od ubioru.

Yejun wskazał im drogę do dowódcy z okolicznej ochotniczej straży pożarnej. Ten przywitał się szybko z Hoseokiem, który przedstawił się jako kapitan jednostki numer ‚Jeden' z Gunsan.

— Wyciągnęliśmy już około trzydziestu osób na zewnątrz. Na szczęście ciche dźwięki pękającej konstrukcji słychać było w całym budynku dobre pół godziny przed zawaleniem, więc wszyscy ewakuowali się do bocznej nawy jak tylko pył zaczął sypać się z sufitów — starszy mężczyzna wyjaśnił. Jego twarz była cała w szarym osadzie, a oczy czerwone od drażniących drobinek. — Na podstawie listy obecności pracowniczej... — zakaszlał i złapał się za krtań. — Jeszcze czterdzieści siedem osób w środku, wszyscy wychodzą z lewej nawy dosyć sprawnie, ale nie wiemy, czy nie ma ich tam więcej. Podejrzewamy, że mógłby tam być ktoś, kogo nie ma na liście. Możliwe, że dzieci.

Na te słowa Yoongi wzdrygnął się i omiótł wzrokiem konstrukcję, która powalona ku ziemi tak, jakby ktoś uderzył w jej środek potężnym młotem, prezentowała się przed jego oczami. Dwie boczne nawy jeszcze trzymały się jako tako, nieco wybiórczo w pionie, ale zdawały się być intensywnie ciągnięte ku ziemi, wykrzywione ku centrum zawalonego budynku. Dookoła terenu fabryki zdążył zebrać się już niewielki tłum gapiów, wszędzie było pełno gęstego, niekoniecznie skorego do opadnięcia pyłu, a dopiero po krótkiej chwili zaczęły docierać do niego płacze, syreny karetek i krzyki ludzi, którzy próbowali wyrwać się niektórym z funkcjonariuszy i dostać z powrotem do środka, najprawdopodobniej w poszukiwaniu swoich bliskich.

— Ludzie pracują tam całymi rodzinami, to głównie chińscy imigranci, ale jest też kilka koreańskich grup — mężczyzna kontynuował, łapczywie łapiąc oddech. — Kilku strażaków jest w środku lewej nawy przez cały czas, zmieniają się i próbują bezpiecznie dostać do ludzi na uszkodzonej klatce schodowej, ale czekaliśmy na wasz sprzęt, żeby dostać się głębiej do środka. Prawa nawa jest niedostępna — to powiedziawszy zerknął w kierunku Namjoona i Briana, którzy z pomocą innych strażaków oraz kilku policjantów rozładowywali najpotrzebniejsze rzeczy.

— Gaz? Ogień? — Yoongi zapytał, podbiegając do Briana, który właśnie przyniósł ze sobą maski i butle tlenowe.

Ciągle z lekka utykał na prawą nogę — palec bolał go nienaturalnie mocno.

— Nic, byłoby mi wiadomo. Nie mówię jednak, że coś się nie święci.

— Jakieś podejrzenia co do powodu zawalenia? — dopytywał.

— Widzisz ten budynek? Jak wygląda? — Mężczyzna spojrzał na Yoongiego krzywo. — On nie miał powodów, żeby się nie zawalić. To była tylko kwestia czasu, każdy tu to wiedział, nawet pracownicy byli podświadomie przygotowani na każdą ewentualność — ponownie zakaszlał, po czym złapał od kogoś butelkę wody, przepłukał nią usta i upił kilka łyków. — Moi chłopcy zrobią wszystko, żeby pomóc tym biednym ludziom.

— My też — Hoseok wtrącił z liną z hakiem obwiązaną przez ramię. — Pomóż mi zapiąć butlę na plecach, Min — zwrócił się do Yoongiego, a ten momentalnie pokręcił głową przecząco.

THE FIREFIGHTER [yoonseok]Where stories live. Discover now