58. Jake Finnerty

17 0 0
                                    

Perspektywa Scottiego
Droga nr. 20 Środa, 9 grudnia
Ostatnią noc spędziłem w jaskini, która znajdowała się na drodze dwudziestej. Chciałem poinformować o tym Martyna, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi, gdy próbowałem się z nim skontaktować. To samo z pozostałymi. Najwyraźniej musiało się coś stać, kiedy mnie nie było.

Byłem już jednak za daleko, aby zawracać. Musiałem iść dalej. Dlatego też tak zrobiłem i po kwadransie marszu zauważyłem jak ktoś siedział na pniu ściętego drzewa. Po ubraniu oraz leżącym obok plecaku wywnioskowałem, że musiał to być...

- Jake! - zawołałem, podbiegając do niego. - Tu jesteś. Czemu tak nagle uciekłeś?
- O, to ty - mruknął, odwracając na chwilę wzrok w moją stronę. - Po co tu przyszedłeś?
- Zniknąłeś bez słowa. To oczywiste, że zaczęlibyśmy ciebie szukać.
- Dlaczego wam tak bardzo zależy na kimś takim jak ja?
- A nie przyszło ci do głowy, że może martwimy się o ciebie?
- Pfff... Ta, jasne. Przestańcie gadać tak, jakbyście wszyscy mi współczuli. Tak naprawdę was to w ogóle nie obchodzi.
- Czemu tak się zachowujesz, Jake? - spytałem. - Naprawdę nie wierzysz w to, że istnieje ktoś, kogo możesz obchodzić?
- A może i tak myślę, i co? „Martwimy się o ciebie"... Gdybym nie uciekł, pewnie nikt nic by nie zrobił. Tak się o mnie martwicie.
- To, że dopiero teraz o tym mówię, nie znaczy, że nic wcześniej nie wiedziałem, że z tobą jest coś nie w porządku.
- Niby co wiedziałeś?
- Jesteś sierotą adoptowaną przez rodzinę Finnertych, a wcześniej mieszkałeś w Wiosce Pokémonów. Mam rację?

Buizel spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba zupełnie się nie spodziewał, że ktokolwiek z nas mógłby cokolwiek podejrzewać.

- Ale skąd ty... - zaczął Finnerty, ale mu przerwałem.
- Twoja relacja z rodziną, osobliwy kolor oczu... No i to, że to ty nam jako pierwszy powiedziałeś, czym jest Wioska Pokémonów. To miejsce, o którym nie wie prawie nikt. Nie miałeś prawa wiedzieć, że coś takiego istnieje i gdzie się znajduje. Chyba, że znasz to miejsce bardzo dobrze.

Zapanowała cisza. Jake najwyraźniej dalej nie mógł zrozumieć, skąd to wszystko wiedziałem.

- Może i jestem trochę niekumaty, bo nie zauważyłem tego, co działo się z Martynem i Fioną, ale to nie znaczy, że jestem kompletnie głupi - wymamrotałem.
- Nie zamierzam ci się z niczego tłumaczyć - odparł stanowczym tonem. - Ty i tak nic nie zrozumiesz. To nie ty jesteś wychowywany w jakiejś durnej rodzinie, w której w ogóle się nie liczysz. To, co ja myślę i czuję, jest nieważne. Żyję tak naprawdę tylko po to, bo tej rodzinie się to opłaca. Bo ktoś ma taki kaprys.
- Czemu od razu zakładasz, że nie zrozumiem?
- Bo to dobrze wiem. Skoro nikt z własnej rodziny mnie nie rozumie, to jakim cudem mieliby inni?

Nie wiedziałem, co mam zrobić i jak z nim rozmawiać. Jake był totalnym emocjonalnym bałaganem. Nie byłem w stanie zrozumieć tego, co do mnie mówił i tego, jak się czuł, ale frustrowało mnie to, że się tak zachowywał. Naprawdę chciałem, by miał wśród nas oparcie, a wychodziło na to, że nikt z nas go nie rozumiał i mieliśmy go w głębokim poważaniu.

Zupełnie bez większego zastanowienia podszedłem do niego i uderzyłem Jake'a w twarz, a on wylądował na śniegu.

- Zamknij się, do cholery! - wrzasnąłem. - Kim my jesteśmy dla ciebie? Kim ja jestem dla ciebie? Chrzanisz o tym, że nikt ciebie nie rozumie, a ty sam nawet nie próbujesz rozumieć tego, o czym ja mówię. Nie chcę być twoim wrogiem. Co my takiego tobie zrobiliśmy, że tak o nas mylisz? Masz w ogóle świadomość, jak bardzo boli słyszeć takie słowa?

Jake nie podnosił się z ziemi przez długi czas. Czułem nieuzasadnioną złość i bezsilność. Trudno było mi wyjaśnić, z jakiego powodu.

- Jake, mogę się tylko domyślać, że to, przez co przechodzisz nie jest łatwe i nie radzisz sobie z tym - kontynuowałem. - Ale proszę, nie mów takich rzeczy. Nie chcę, abyś robił sobie krzywdy lub czegoś gorszego. I myślę, że Martyn, Fiona, Sylvia i Serena myślą tak samo.

Pokémon: Przygody Teamu Kalos XWhere stories live. Discover now