35. Pogrążałam się.

425 36 7
                                    

Livia przemierzała szkolne korytarze w maksymalnym stresie, bijąc się z własnymi myślami. Podejmowała ryzyko i wiedziała, że aby sprawa wypaliła, musiałaby mieć niesamowite szczęście. Był poranek, a bal, który miał być następnego dnia, i tak nie powstrzymałby Daxa przed wyjazdem. Nie wiedziała, gdzie znikał w każdy weekend, choć wiele by jej to pomogło, w rozwiązaniu zagadki, jaką Emery był, jednak nie zaprzątało jej to głowy. Kierując się do niego starała się ułożyć jedynie jakąś wystarczająco luźną, niezobowiązującą kwestię, a jednocześnie wystarczająco przekonującą, aby wrócił ze swojego wyjazdu wcześniej.

Denerwowała się i ten nieprzyjemny szum w jej głowie definitywnie był jej krwią, która pływała jak szalona przez jej żyły, skoro serce waliło jej szybko w klatce piersiowej. To był szalony i bardzo wątpliwy pomysł, ale jednocześnie tak dobry, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem.

Natknęła się na niego na schodach, kiedy schodził ze sportową torbą na ramieniu, a w uszach miał bezprzewodowe słuchawki. Tradycyjnie, miał na sobie czarny sweter i dresy Adidasa, czyli zestaw w jakim zobaczyła go po raz pierwszy i niemal za każdym następnym razem, bo w końcu rzadko kiedy zdarzało się, aby wyglądał inaczej. Zaszła mu drogę, aby się zatrzymał i faktycznie to zrobił. Stojąc trzy stopnie wyżej znacznie nad nią górował, ale nie przejmowała się. Uśmiechnęła się do niego miło, czekając aż wyjmie słuchawki z uszu. Westchnął, ale faktycznie to zrobił. Patrzył na nią pytająco, licząc, że nie widziała, jak się spiął.

Za każdym razem, gdy ją widział, denerwował się, że dowie się prawdy. Nie mogła. Znienawidziłaby go jeszcze bardziej i powiedziałaby wszystkim, jakim potworem był.

— Hej, szukałam cię.

— To... Fajnie? — odparł, czekając aż przejdzie do sedna. Choć normalnie by to zrobił, coś powstrzymywało go od odejścia od niej bez pytania o szczegóły.

— Słuchaj, wiem, że raczej planujesz zostać tam, gdziekolwiek się wybierasz, ale może mógłbyś wrócić nieco wcześniej i pójść ze mną na bal? — zapytała wprost, a gdy nie odpowiadał przez kolejne sekundy, zestresowała się, wiedząc, że spieprzyła, więc kontynuowała, aby tylko nie dał jej kosza. Jeśli nie dopuści go do głosu, technicznie rzecz biorąc, nie zostanie odrzucona. — Wiem, że raczej nie jest ci to na rękę. Tak tylko zapytałam, luźna propozycja. Zero nalegań, nie chcesz to nie. Poszukam kogoś innego. Oczywiście, jeśli ktokolwiek nie ma jeszcze partnera. Znaczy się, ja nie mam, no ale to dlatego, że czekałam do twojego wyjazdu, aby nie było niezręcznie, jeśli się nie zgodzisz, tak jak właśnie teraz. W każdym razie, pa. Szerokiej drogi! — ruszyła natychmiast biegiem w górę schodów, ale Livia była tragicznie niska, więc szło jej to mozolnie i Dax zdążył zebrać myśli i się odezwać nim jeszcze była choćby blisko szczytu schodów.

— W porządku.

Zastygła w bezruchu, mrugając jedynie, nie rozumiejąc. Odwróciła się dopiero po chwili, ale chłopak zbiegał już ze schodów i był zaraz przy drzwiach.

W porządku?

— Co znaczy ,,w porządku"? — zawołała za nim z głupią nadzieją.

— Że z tobą pójdę! — odkrzyknął, wychodząc, a ona stała jak głupia.

Chryste Panie, zgodził się. Naprawdę, rzeczywiście, faktycznie się zgodził.

Zamrugała jeszcze kilka razy, a następnie podskoczyła podekscytowana, piszcząc pod nosem i pobiegła dalej, niezwykle z siebie zadowolona.

Zgodził się z nią pójść, o cholera.

***

Przejechałam dłońmi po delikatnie zaokrąglonych biodrach, co sukienka jedynie podkreślała. Ta, może nie miałam ciała bogini, ale w tej kiecce wyglądałam zajebiście i robiło mi się nieco przykro na myśl, że miała zmarnować się dla kogoś takiego jak Max. Była granatowa, wykonana z satynowego materiału, który układał się luźno na moim ciele, a lejący dekolt sprawiał, że mój biust wyglądał na większy. Była długa, lecz od samego dołu do połowy lewego uda miała rozcięcie, dzięki czemu widać było srebrne szpilki, które siłą rzeczy musiałam założyć, aby materiał nie wlókł się za mną po ziemi. Włosy wyprostowałam, zaczesując je na plecy i przypinając błyszczącymi szpilkami.

Wherewithal's AcademyWhere stories live. Discover now