Niespokojnie kręciłam się po pokoju, w którym oprócz mnie znajdowało się również kilkanaście innych osób z mojego rocznika. Livii nie było ze mną, ponieważ była starsza o rok i dostała się na drugi rocznik, co jedynie pokazywało, jak wiele zapłacili moi rodzice. Dostałam od niej esemes, że dostała się do Septimusa.
I w tym momencie należą się wam wyjaśnienia.
Wherewithal's Academy wcale nie była zwykłym liceum. Była to szkoła trzyletnia. Na każdy rocznik przpadało dwadzieścia miejsc - w tym wypadku, wyjątkowo, drugi miał dwadzieścia jeden. Łącznie było nas sześćdziesięcioro jeden. Nikt z nas nie był normalny... W tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Wszyscy mieliśmy swoje Imperia. Jedno pytanie, które możemy zadać każdemu i kiedy odpowiednio się do tego podszkolimy, za każdym razem otrzymamy odpowiedź zgodną z prawdą. Właśnie po to była ta szkoła. Nie umieliśmy czarować - czary nie istniały. Ale potrafiliśmy wykonywać uroki k tworzyć wywary, których właśnie w tej szkole mieliśmy się nauczyć. Na razie nie umieliśmy prawie nic.
Matilda przyszła do pokoju, w którym wszyscy siedzieliśmy. Spojrzenia pokierowały się w jej stronę, a ona z tabliczką w ręku, uśmiechnęła się do nas.
- Zostaliście dopasowani do wertii. Zejdźcie ze mną do Głównej Sali, a dowiecie się, gdzie zostaliście dopasowani.
Ruszyliśmy za Matlidą. Pełno nastolatków z uśmiechami na twarzach przesuwało się do przodu. W mojej torebce zawibrował telefon.
Livvy: Tu jest CUDOWNIE!!! Mamy żarcie w pokojach <3
Uniosłam w uśmiechu kącik ust. Przypadkiem zatrzymałam się w miejscu, a chłopak za mną trącił mnie ramieniem. Telefon wypadł z mojej ręki, a ja odruchowo rozejrzałam się dookoła, dostrzegając, że nastolatek również spojrzał się na mnie. Schyliłam się po komórkę, z całej siły starając się, żeby spod mojej spódniczki nie było widać za dużo. Wyprostowałam się, a mulat nadal stał w swoim miejscu, bezczynnie się na mnie gapiąc. Kilka niesfornych loków opadało na jego czoło, a ręce trzymał w kieszeniach czarnych jeansów.
- Sorry - powiedział w moją stronę, kiedy ostatnia osoba nas wyminęła.
Obróciłam w rękach telefon, sprawdzając czy wszystko z nim w porządku. Kiedy stwierdziłam, że jest okej, uśmiechnęłam się do niego lekko i schowałam komórkę.
- W porządku.
Czym prędzej dogoniłam grupę, a chłopak podszedł koło mnie.
- Alex jestem - przedstawił mi się, a ja zahaczyłam o niego moim wzrokiem.
- Venezia.
- Ładne imię - stwierdził, a ja zrobiłam skwaszoną minę.
- Chciałabym. Moja rodzina nie ma talentu do imion - wyznałam.
- Mi się tam podoba.
Prychnęłam, ale już tego nie skomentowałam. To imię było jedną z gorszych kar, jakie zafundowali mi rodzice. Równie dobrze mogłam się nazywać Paryż albo Barcelona. Chociaż nie... Barcelona jednak była gorsza.
- Gdzie chcesz być przypasowana? - zapytał mnie Alex, na co wzruszyłam ramionami.
- Wszystko mi jedno. A ty?
- Endellion - mruknął od niechcenia.
- Dlaczego? - zapytałam, bo osobiście nie widziałam żadnej różnicy pomiędzy wertiamii.
- Ma fajną nazwę - przyznał, a ja lekko się uśmiechnęłam, bo to było głupie. - Poza tym i tak myślę, że tam trafię.
- Skąd możesz to wiedzieć? - dopytałam, ponieważ Alex wydawał się wiedzieć to wszystko, czego ja nie wiedziałam, bo do tej pory mnie to nie obchodziło.
YOU ARE READING
Wherewithal's Academy
RomanceKiedy twoi rodzice oferują prestiżowej akademii wysoką cenę za twoją rekrutację, nie możesz się przeciwstawić. Chociażbyś wewnętrznie umierała, nie wolno ci nic zrobić. A kiedy poznajesz chłopaka, który dla twojej rodziny wydaje się perfekcyjnym kan...