10. Bliźniak albo bliźniaczka.

838 57 6
                                    

— Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale masz teraz tę minę w stylu ,,zaraz wpakuję się w kłopoty, ale w sumie żyje się tylko raz".

Całkiem możliwe, nie zaprzeczam.

Taki właśnie był problem z Madison Andreaz. Znała mnie trochę ponad tydzień, a już rozpoznawała wszystkie moje zachowania i przewidywała, co zamierzałam robić. Co więcej, nie dało się z nią dyskutować i była najlepszą osobą w wyciąganiu informacji. Z tych powodów trzymanie przed nią tajemnic było jedną z najtrudniejszych rzeczy na świecie.

Dlatego, Venezio, usuwaj od razu pomysł okradania jej.  

— Domyślam się — przyznałam, a Maddie prychnęła pod nosem na moje słowa.  

Wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się raz jeszcze, czy było warto. Ale tak, było. To nie była moja głupia zachcianka, a coś, co mogło wpędzić mnie w poważne kłopoty.  

Maddie jeszcze chwilę siedziała ze wzrokiem utkwionym w lekturze, jednak zaraz westchnęła, rzuciła długopis (którego nie używała do niczego innego niż podgryzania) wzdłuż stołu i spojrzała na mnie zirytowana.

Siedziałyśmy w bibliotece, ponieważ ja musiałam zrobić notatkę na temat filowirusów na medycynę, a Andreaz szukała czegoś w książce na temat przydatnych roślin domowych. Jeśli zamierzała tworzyć z naszego pokoju szklarnię, oficjalnie nie wyrażałam zgody.

— Okej, o co chodzi? — zapytała, a po chwili opadła dramatycznie plecami na oparcie krzesła. — Jeśli powiesz, że wiesz, kto zabrał wywar, będę szczęśliwa — oznajmiła, a ja wiedziałam co miała na myśli. Cały czas chodziła i tylko wymyślała, kto mógł go zabrać, bo nie mogła przeboleć, że nie dowiedziała się czy wyszedł. Teraz uruchomił się w niej tryb detektywa i każda osoba, która o nim wiedziała, była podejrzana.  

— Mam prośbę — oświadczyłam niepewnym tonem. Jeśli Maddie by się nie zgodziła, byłabym w dupie. — To ważne. Bardzo.

— W porządku, mów już.

— Potrzebuję pięć półpłaskich łyżek mieszanki Betrymova — oświadczyłam i uciekłam wzrokiem do regałów z książkami. Dziewczyna gapiła się na mnie przez cały czas i byłam tego świadoma.

— Kończy mi się już.

Czekaj, co? Żadnych podejrzliwych pytań, psychologicznych sztuczek, szantażu... Nic?!

Z opóźnionym refleksem spojrzałam na blondynkę, która już wróciła do swojej książki.

— Wiem. Jeśli powiesz mi, gdzie ją kupić, oddam ci, kiedy tylko będziemy mieć wolne.  

Maddie spojrzała na mnie niezainteresowana.

— Dlaczego nie możesz sobie kupić i nie pożyczać ode mnie?  

— Bo potrzebuję na rano — burknęłam zdesperowana, bo Maddie wcale nie wyglądała na chętną do pomocy. Co więcej, nie była ani trochę zainteresowana tym, co planowałam, a to sprawiało, że miałam ochotę zmierzyć jej temperaturę.

Maddie wymamrotała coś pod nosem.

— Możesz mi pożyczyć czy nie? Oddam ci dwa razy więcej, jeśli się zgodzisz — zaproponowałam.

Nastolatka przewróciła oczami, ale w końcu poświęciła mi więcej uwagi. Zamknęła książkę i odłożyła ją na blat. Utkwiła we mnie spojrzenie brązowych tęczówek i zastanowiła się chwilę.

Podałam jej długopis, kiedy zaczęła obgryzać paznokieć.

— Co jest takie ważne, hm? — zapytała podejrzliwie, co oznaczało, że normalna Maddie wróciła  

Wherewithal's AcademyWhere stories live. Discover now