2. Poczucie zagrożenia.

1.4K 84 30
                                    

Werewhital's Academy miała przynajmniej kilka plusów - zajęcia, zaczynające się dopiero po kilku dniach od rozpoczęcia roku, sala filmowa, niestandardowe przedmioty oraz najlepsze na świecie jedzenie fundowane w jadalni. Akademia posiadała niestety też minusy i ich, o dziwo, potrafiłam naliczyć więcej - dziesięcioosobowe pokoje, zajęcia sportowe, rok szkolny trwający od stycznia, ciekawska pani psycholog, obowiązek noszenia eleganckich ubrań w trakcie zajęć oraz ASHTON CANYON.

Poza tym znalazłoby się jeszcze kilka rzeczy, jednak stałam właśnie w trzyosobowej kolejce do sali filmowej i na prośbę dziewczyn miałam zapisać nas na seans ,,W blasku nocy". Widzicie, problem z salą filmową był jeden - istniała specjalna książka z zapisami, która miała usprawniać problemy nastolatków na zasadzie ,,to my chcemy teraz obejrzeć NASZ film", jednak powodowała głównie jeszcze większe kłótnie, ponieważ nie istniały żadne ograniczenia, mówiące o ilości zapisów. Można było się zapisać we wszystkich wolnych polach i to wciąż nie łamało żadnych przepisów. Dlatego stałam, nasłuchując jednym uchem kłótni jakiegoś pierwszaka z trzecioklasistą, który gniewnie starał się mu wyjaśnić, że zapisywanie się z góry na dwadzieścia seansów w ciągu jednego tygodnia jest ,,wbrew zasad wewnętrznie zakorzenionych w uczniach". Kojarzyłam go z pokoju Alexa i na samo jego wspomnienie robiło mi się głupio, bo do głowy przychodził mi Ashton. Od tego incydentu nie odwiedziłam mojego nowego kolegi ani razu, właśnie z powodu jego lokatora i większość czasu spędzałam u siebie lub u Livii. Kiedy Ash pojawiał się na horyzoncie (a działo się to całkiem często), uciekałam czym prędzej z zasięgu jego wzroku. Nienawidziłam sposobu w jaki na mnie patrzył i znacząco się uśmiechał na moje spanikowane spojrzenie. Było mi głupio, ponieważ z powodu zwykłej gry pocałowałam chłopaka, którego ledwo co znałam. Miałam ochotę się gdzieś zakopać. Poza tym, im więcej dni mijało, tym większy szum robił Ashton po szkole. Na początku tego nie rozumiałam. W końcu był zwykłym nastolatkiem, w dodatku na pierwszym roku. Potem, po wypytaniu Livii, która zdawała się już całkiem obeznana, dowiedziałam się, że rodzina Canyonów praktycznie od kilkunastu lat jest czołówką tej szkoły. Zawsze co najmniej jeden jej członek do niej uczęszczał i zawsze musiał być najlepszy w chociaż jednej dziedzinie. Czy byłby to jakiś przedmiot czy dyscyplina sportowa, oni po prostu byli gdzieś na pierwszym miejscu. To całkowicie zgadzało się z jego postawą ostentacyjnego królewicza, do którego wszystko należy. On zwyczajnie był przekonany, że będzie najlepszy w tym, w czym tylko zechce.

— Słuchajcie, mogę się tylko zapisać na film, bo trochę mi się śpieszy. Więc jeśli nie zamierzacie skończyć tej dyskusji w ciągu najbliższych dwóch minut, moglibyście dać mi załatwić to, po co przyszłam — powiedziałam bardziej nerwowo niż zamierzałam, ale irytowałam się szybciej niż bym tego chciała, a ile można się kłócić o takie bzdury?

Starszy chłopak pierwszy uniósł na mnie spojrzenie. W jego ciemnych oczach wciąż dało się dostrzec rozdrażnienie, które wywoływał w nim pierwszoroczniak albo to zwyczajnie sposób, w jaki nadal zaciskał szczękę, dawał o tym znać. Miał śniadą cerę i starannie ułożone włosy. Zanim mi odpowiedział, minęła chwila, w której najwyraźniej starał się przekonać samego siebie, że nie warto denerwować się na mnie.

— Tak, możesz. A ty, młody, spadaj, bo wykreślę wszystkie twoje zapisy — warknął do chłopaka, który jakby nie patrzeć, był w moim wieku. Ten na to przewrócił oczami, ale wyszedł, nie szczędząc sobie ostentacyjnego prychnięcia zanim jeszcze zamknął drzwi.

— Świetnie — mruknęłam zgryźliwie i trochę nieprzyjemnie, ale było już późno i zwyczajnie chciałam wrócić do pokoju i poczytać, może pogadać z dziewczynami albo zadzwonić do wujka. W każdym razie, na pewno nie chciałam stać w sali filmowej i czekać w trzyosobowej kolejce przez pół godziny.

Wherewithal's AcademyWhere stories live. Discover now