Rozdział 2

1.5K 156 39
                                    


Zawołałem Zeusa i sprawnie pokuśtykałem w stronę windy, przy której już czekał inspektor. Właściwie to pierwotnie nie miałem zamiaru z nim rozmawiać, ale skoro już na niego trafiłem i widocznie ma trochę czasu to wykorzystałem okazję.

Zeus natychmiast zszedł z tego faceta i do mnie podbiegł. Ten moment wykorzystali policjanci, podbiegając i zakuwając podejrzanego w kajdanki. Mężczyzna nie opierał się, był wystarczająco obity przeze mnie i wytarmoszony przez Zeusa.

Uśmiechnąłem się paskudnie pełen satysfakcji. Przynajmniej miałem jakąś rozrywkę, pierwszą od prawie miesiąca. Dlatego uwielbiam pracę w policji.

Wszedłem za inspektorem do windy, a Zeus wskoczył za mną. Natychmiast jak zamknęły się za nim drzwi poczułem się nieswojo. Nienawidziłem wind, zawsze wybierałem schody, nie ważne na jakie piętro miałem się wdrapać. Miałem wrażenie, że winda ogranicza przestrzeń osobistą, zabija wolność. Schody tego nie robiły. Dawały swobodę. No i ruch.

I nie, wcale nie mam klaustrofobii.

— Cieszę się, że dogadujecie się ze sobą — zaczął Wydra.

Zerknąłem na kundla, dyszał głośno. Wykrzywiłem usta i poklepałem go po łbie. Od razu zmrużył oczy z przyjemności. Uwielbiał jakikolwiek kontakt fizyczny.

— Po tym całym wypadku nie odstępuje mnie na krok — mruknąłem w odpowiedzi.

— To dobrze. Słyszałem właśnie, że jak przyjechali po niego policjanci do przeszukania terenu, nie chciał bez ciebie iść.

Parsknąłem na to wspomnienie. To było tydzień po moim powrocie ze szpitala. Przyjechało dwóch policjantów, byli młodziakami, więc trochę się stresowali. Już jak do mnie dzwonili słyszałem ich nerwowy ton. Chyba prowadzili jakąś większą sprawę, która przerastała ich możliwości. W każdym razie nie mogliśmy przekonać Zeusa do wyjścia z domu beze mnie. Uczepił się mojej nogawki i warczał na parę bezradnych policjantów. Nawet Alicja interweniowała, bo jako taki, miała wpływ na tego kundla. W końcu to ona go głównie karmi. Przestrzega określonych godzin posiłków Zeusa, co mnie kompletnie przerasta. Ja nasypuje mu górę jedzenia od razu, jak pies spojrzy na swoją miskę maślanymi oczami. Mimo wszystko kocha Alicję, bo ona uwielbia go tarmosić i pieścić. Ostatnio przeszli na etap przebierania go w psi kostium kowboja.

Zastanawiam się skąd ona ma na to pieniądze, skoro wiecznie narzeka na cenę bułek z biedronki. W każdym razie, przekonaliśmy go do wyjścia górą kości i moim nowym podkoszulkiem. Wyszedł dumny na korytarz, trzymając mój T-shirt.

— W końcu go przekonaliśmy do wyjścia — mruknąłem.

I niech mi ktoś powie, że psy nie są inteligentne. Mały zapchlony manipulator. Kończą mi się ubrania przez jego dziwne upodobania do gryzienia i spania w moich ciuchach.

Wysiedliśmy na odpowiednim piętrze i skierowaliśmy się do jego gabinetu. Poczułem się trochę jak pierwszego dnia tutaj. Poczułem sentyment. Jak ten czas szybko leci. Przecież minęło tyle miesięcy od mojego przeniesienia. Nawet pół roku tu nie byłem, a czułem się jakbym pracował tu od początku mojej kariery. Nie tęskniłem już kompletnie za Warszawą. Owszem trochę za kolegami i ich rodziną, ale tu mi było dobrze.

Jeszcze zanim zacząłem mówić cokolwiek i wyciągać argumenty z rękawa, uśmiechnąłem się przepięknie do inspektora. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, jasno mówiące, że nie pójdzie mi na rękę, ale wcale mnie to nie zniechęciło. Wręcz przeciwnie. Przygotowałem się na zażartą dyskusję.

Jakie było moje zaskoczenie, kiedy jedyne co usłyszałem to :

— Nie.

— No, ale jak to?!

Produkowałem się dobre parę minut. I nic to nie dało.

Byłem pewny, że go przekonam. Ba, że moje asy w rękawie są nie do przebicia. Czułem się świetnie, lekarza też przekupiłem! Jestem pewny, że mogę wrócić do pracy, wcześniej niż było powiedziane.

Powoli dostawałem w głowę od ciągłego siedzenia w domu. I nawet codziennie męczenie Aleksandra mi już nie wystarczało. Brakowało mi zajęcia, a przede wszystkim adrenaliny.

— Mogę wziąć świąteczną zmianę! Poważnie. Cokolwiek. Mogę nawet siedzieć w biurze, co panu szkodzi? Płaci mi pan tyle samo...

— Mowy nie ma, Cesarski.

Zmrużyłem oczy i zmarszczyłem nos. Był zbyt ostry i twardy. Coś tu śmierdziało.

— Rozmawiał pan na ten temat z Aleksem?

Poruszył się nerwowo na krześle, a ja już wszystko wiedziałem.

— Wiedziałem! — Wystrzeliłem ręce w górę z oburzeniem, a Zeus szczeknął na potwierdzenie. — Powiedział panu, że przyjdę i że ma się pan nie zgadzać! — powiedziałem oskarżycielsko.

— Twierdzę — zaczął surowym tonem, broniąc się — że komisarz jest bardziej obiektywny niż ty i wie lepiej na ile możesz sobie pozwolić. W końcu się przyjaźnicie. Ufam mu w tej opinii. No
i ma kontakt z twoim lekarzem. O twoim powrocie porozmawiamy po nowym roku. 

— Ale to jeszcze kupa czasu. Poza tym, Aleks nie jest wszystkowiedzący.

— CESARSKI!

— A może jest — mruknąłem, aż podskakując na ten charakterystyczny wrzask.

— Sam widzisz...

Nie minęła sekunda i drzwi otworzyły się szeroko, a w nich stanął wściekły Aleksander. Jego jasne niebieskie oczy błyszczały od złości, lekko dyszał, jakby tu biegł.

Musiał dowiedzieć się, co się stało chwilę temu na parterze. Czy on naprawdę wszystko musi wiedzieć tak szybko?

— Porozmawiajcie sobie panowie u siebie w biurze. Miłego dnia.

Absolut 2On viuen les histories. Descobreix ara