Rozdział 26

1.2K 147 25
                                    

[...] rozwalił mi randkę! Nie mogę w to uwierzyć. Jak w ogóle śmiał. Moja pierwsza randka w życiu! A szło tak świetnie i miło. Już miała mu proponować noc u mnie i nagle pojawia się ta blond szuja! Do początku go nie lubiłam. Nawet jak Absolut pokiwał głową z uznaniem na jego osiągnięcia. Do diaska, co z nim nie tak! Od tego Apollo kompletnie jest w niego wpatrzony! Twierdzi, że to przyjaźń. Oczywiście, że to jest coś więcej! Może nie ze strony Apollo, ale ze strony tej szui. Sama nie wiem. I jeszcze nasza rozmowa... powiedział mi przecież to wprost. Nie mogę uwierzyć. Byłam pierwsza, Apollo będzie moim chłopakiem."

W tym wszystkim nie chodziło tylko o Wiktorię. Ale to był pierwszy zapalnik do mojej ruiny. Ludzie wokół mnie tylko umierają. Każdy kto mnie pokocha - umiera. Tak wiele osób odeszło z mojego życia na zawszę, a ja nadal tu tkwię, tak samo bezużyteczny jak i kłopotliwy.

Nie mam rodziny, ukochanej oraz przyjaciółki, którą uważałem za wariatkę, i która oddała za mnie życie.

Wiedziałem, że muszę się ogarnąć. Ile można leżeć w łóżku, z wódką, przewracając czyiś pamiętnik. Doskonale to wiedziałem, ale nie miałem na razie siły.

Jeszcze trochę, powtarzałem sobie.

- Apollo? Wyjdź proszę i coś zjedz – nawet nic nierobieniem sprawiam komuś problem. - Martwię się!

Czy choć raz ludzie nie mogą mi dać spokój. Nie mogę przeżyć w spokoju swego rodzaju załamanie?

- Tak się nie bawimy! Ja mogę udawać roślinkę i cię ignorować. Ale tobie to nie pasuje!

[...] ojciec wziął mnie na prywatną rozmowę. Chciał zrozumieć czemu to robię. On nigdy nie zrozumie. Teraz już wiem. On nie wie co to miłość. Kreuje się na takiego, ale pragnie tylko władzy. On jest niebezpieczny. Nie tylko dla Apollo, ale i dla całego kraju.

-... są zamknięte. Nie wychodzi od dwóch dni.

Mój zamroczony od alkoholu umysł zdołał zarejestrować, że na korytarzy mieszkania dzieje się jakieś zamieszanie.

Zresztą w dupie, pomyślałem chowając się pod kołdrą jak dzieciak, udaje martwego, więc jestem dla reszty społeczeństwa martwy.

- Apollo – zajebiście, w akompaniamencie walenia do drzwi usłyszałem głos Aleksa.

Jeszcze jego brakuje. Mała jędza musiała do niego zadzwonić. No i na co mi było zostawianie jego numeru telefonu na korytarzu. Sam sobie jestem winny.

- Otwieraj!

Jak zwykle mało delikatny i konkretny. Ale nie miałem ochoty stawiać mu czoło. Zwłaszcza jego nie chciałem teraz widzieć. Dlatego iście dojrzale udawałem, że mnie nie ma.

- ... nie ma kopi - jak zwykle Alicja ma donośny ton głosu, więc ją doskonale słyszałem, w przeciwieństwie do Aleksa. - Jestem pewna, że tam jest. Zajrzałam przez klapę dla Zeusa.

Ach no tak. Zeus jest wielkości Alicji. Chyba powinienem zwrócić uwagę ile ona je. Jest zdecydowanie za szczupła.

Przez chwilę panowała cisza. Która wcale mnie nie usatysfakcjonowała. Wyczuwałem, że nadchodzi burza.

I tak właśnie było. Usłyszałem potężny huk, a zaraz potem następny. Doskonale wiedziałem co się stało. Zbyt doskonale znałem ten dźwięk.

Wyważył mi drzwi.

- Ale tu śmierdzi.

Dzięki,pomyślałem, wiem doskonale.

Nadal siedziałem pod kołdrą nie reagując. Jak zwykle Aleksander Szal włazi z butami do mojego tragicznego życia. Za każdym razem nie zaproszony.

Absolut 2Où les histoires vivent. Découvrez maintenant