Rozdział 10

1.5K 142 35
                                    


Komórka więcej nie zadzwoniła, a mi się znów przysnęło. Tym razem wepchnąłem sobie słuchawki do uszu i puszczając głośno muzykę z playlisty na mojej MP4 drzemałem, oderwany od reszty świata. Nie chciałem do niego należeć dzisiejszego wieczoru. Udawałem, że mnie wcale nie ma. Odwrócony do ściany, obejmowałem Zeusa, który przyjemnie mnie ogrzewał.

Obojgu nam było przyjemnie i tak naprawdę nie potrzebowałem niczego więcej. Zasypiałem by następnie się obudzić i znów zasnąć. Nie chciałem nawet myśleć jak spojrzę w najbliższych dniach w oczy Aleksowi. Chciałem tylko, by ten dzień już minął.

Tym razem nie obudziłem się sam, tylko z lekkiego snu wybudził mnie chłodny dotyk palców w moich włosach. W pierwszej chwili nie zareagowałem, myśląc, że mi się to śni, ale kiedy chłodne palce przeszły na mój rozgrzany kark podskoczyłem i gwałtownie spojrzałem na obcego w moim mieszkaniu.

— Co do kurwy jędzy! — krzyknąłem impulsywnie przywalając obcemu poduszką w twarz.

Postać kucała tuż przy moim materacu, przez co z łatwością powaliłem go na plecy.

— Do diabła, Cesarski!

— Aleks? — zamrugałem parokrotnie by przyzwyczaić wzrok do panującego mroku w moim pokoju. — Co ty do diabła tu robisz? Jestem pewny, że drzwi były zamknięte.

— Nie, były otwarte — sapnął podnosząc się z podłogi.

— Jak ty kundlu pilnujesz domu, co? — syknąłem w stronę Zeusa, który tylko odwrócił się na drugi bok, kompletnie nieprzejęty obecnością kogoś innego. — Pies policyjny od siedmiu boleści...

Musiał tak przywyknąć do Aleksa, że wyczuł go z daleka i nie zareagował.

Spojrzałem z powrotem na przybysza. Z powrotem kucał tuż obok mojego materaca i intensywnie się mi przyglądał. Próbowałem dostrzec w jego oczach litość, czy żałość, ale jedyne co napotkałem to pustkę w lśniących niebieskich tęczówkach.

Zacisnąłem mocniej szczęki, czując gulę w gardle. Wiedziałem jak żałośnie wyglądam.

— Więc tak spędzasz święta? — padło w końcu.

Poczułem jak w mojej piersi oprócz wściekłości rodzi się coś jeszcze. I wcale mi się to nie podobało.

— Chuj ci do tego — syknąłem wściekły. Kompletnie na to nie zareagował. — Spierdalaj — dodałem jeszcze i odwróciłem się do niego plecami.

Zamierzałem udawać, że go tam wcale nie ma. Usłyszałem jego standardowe westchnienie. Nadal łudziłem się, że zniknie i zostawi mnie w świętym spokoju.

— Wstawaj — usłyszałem rozkaz i poczułem dotknięcie zimnych palców na nagim ramieniu.

Odwróciłem się na brzuch i schowałem głowę pod poduszki. Wiedziałem, że to mało dojrzałe, ale miałem to w tym momencie gdzieś.

— Apollo, nie zachowuj się jak dziecko — usłyszałem nad sobą jego surowy ton. — Wstawaj i ubieraj się. Moja mama na nas czeka.

— Nigdzie nie jadę — powiedziałem głosem stłamszonym przez poduszki.

Znów westchnienie i poczułem jak materac się ugina, a następnie cisza. Nie zareagowałem. Nawet się nie pofatygowałem, by sprawdzić co robi Aleks.

Zeus przeskoczył nade mną i usadowił się po drugiej stronie. Wywnioskowałem, że Aleks musiał się położyć zaraz obok mnie.

Nie wiem ile tak leżeliśmy, ale żadne z nas nawet nie drgnęło.

Absolut 2Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ