Rozdział 49

1.4K 141 22
                                    


Światło było intensywne. Najchętniej zamknął bym oczy, ale nie mogłem. Aleksander stał nade mną i mnie pilnował.

- Bardzo dobrze, panie Cesarski – powiedział lekarz wyłączając w końcu tą paskudną latarkę. - Oku nic nie jest. Chwilowa ślepota była spowodowana przez szok i krew w środku. Teraz wszystko jest z nim w porządku. Radzę jednak przez szwy  mieć je cały czas zamknięte. Przepiszę tabletki przeciwbólowe i zostawię pana na dwa dni do dalszej obserwacji. Stracił pan dużo krwi. Dobrze, że znalazł się dawca.

Oboje spojrzeliśmy na blondyna stojącego obok mnie. Miał bez przerwy wściekłą minę od kiedy się tu zjawił. A bladość na twarzy dodawała mu upiornego wyglądu. Zaledwie zdążyli mi zaszyć twarz, kiedy on pojawił się obok mnie, przebrany i jeszcze w mokrych włosach. Natychmiast zaoferował swoją krew. Lekarz nie zdążył nawet zapytać o moją grupę. Kiedy Aleks stwierdził, że pasuję.

- Skąd to wiesz? - zdołałem wybełkotać zanim znieczulenie opanowało mi aparat mowy.

- Przejrzałem twoje akta – odpowiedział z rozbrajającą szczerością.

- Jaki stalker – natychmiast dostałem w ramię.

Jakimś cudem wymusił na lekarzach pozostawienie również jego w szpitalu. Zgodzili się ze względu na to, że oddał dużą ilość krwi. No i napuściliśmy na lekarza Alicje. Ta to potrafi zatruć człowiekowi życie. A facet bardzo szybko się poddał, bo był jej opiekunem praktyk. Wiedział na co ją stać.

- Nie ma sprawy – powiedziała zadowolona z siebie Alicja wychodząc zaraz za doktorem.

Zostaliśmy sami w gabinecie czekając na pielęgniarkę, która miała nas zaprowadzić do naszego tymczasowego pokoju.

Czułem paskudną presje kiedy zapadła cisza, a Aleks nie robił nic innego jak patrzył na mnie wściekły. Siedziałem na kozetce, a on stał przede mną.

Durny uśmiech pogorszy sprawę, słowami wykopie sobie grób. Nie miałem pojęcia jak załagodzić sprawę.

Spojrzałem na niego z dołu jednym okiem. Był aż najeżony ze złości. A zamiast błękitu oczu miał granat. Jestem pewny, że przygotowywał w głowie monolog, który chciał mi wywrzeszczeć. Najgorsze, że nie mogłem się bronić. Znieczulenie działało świetnie, przez co ledwie potrafiłem przełykać ślinę, a co dopiero mówić wyraźnie. Musiałem nawet trzymać chusteczkę przy buzi.

Pozostało mi jedno.

Stał na tyle blisko, że dałem radę go objąć. Zmusiłem go do zrobienie kroku w moją stronę i przyłożyłem czoło do jego piersi. Słyszałem bicie jego serca.

Gdyby nie jego poświęcenie, nie usłyszałbym tego nigdy więcej. Aleksander dla mnie zabił. Bez wahania strzelił komuś w głowę. Nie zrobił przecież tego w akcie paniki, jak tłumaczył się inspektorowi. Nie. Wiedziałem doskonale, że zabił go z pełną premedytacją.

Miał na sobie sweter. Mój sweter, który pachniał nim.

Przymknąłem oczy, czując, że jestem we właściwym miejscu. Dopiero teraz czułem, że cały ten przeklęty dzień się skończył, a mnie już nic niespodziewanego nie czeka. To było chyba bezpieczeństwo.

Objął mnie dopiero po chwili, z wahaniem. Tak jakby nie był pewny czy mnie przytulić czy mi przyłożyć.

Trzymając mnie przy sobie nie powiedział ani słowa, co mnie zaskoczyło. Oczekiwałem przynajmniej pogardliwego prychnięcia, a dostałem w zamian cisze. Która sama w sobie była błogosławieństwem i ciężarem.

Absolut 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz