Odwzajemniła uśmiech i tym razem wyglądał on na bardzo szczery, a nie wymuszony. Widać, że jest osobą skrytą, którą nie wyjawia swoich sekretów nowo poznanej osobie. Jestem jej szefem, pracodawcą i kierownikiem, ale to nie oznacza, że jestem ślepy. To hipokryzja z mojej strony, bo sam uderzyłem własną kobietę, ale nie jestem takim tyranem, by przejść obojętnie obok młodej dziewczyny, nad którą ktoś się wyraźnie znęca.

- Dziękuję, Panie Bieber - powiedziała nieśmiało. - Czy mogę wrócić już do pracy?

- Oczywiście.

   Kiedy oczekiwałem w salonie na powrót Karla z zakupów, zastanawiałem się, czy nie powinienem zatrudnić jakiegoś ochroniarza, z którym będę mógł zostawić Arianę, gdy będzie trzeba. Mógłby pełnić jednocześnie funkcję szofera, na wypadek, gdybyśmy oboje zabalowali za mocno. Takie sytuacje się zdarzają. Oprócz tego, przydałaby się jakaś gruba wartownicza, pilnującą posesji. W końcu nie tylko Ariana przebywa w tym domu, ale również służba, niewinni ludzie, więc jeśli coś im się stanie będę miał ich na sumieniu. Dobrze by było, gdyby ci ludzie pilnowali terenu w taki sposób, aby nikt nie wiedział o ich istnieniu.           
     Tyłek zapadł mi się już w kanapę ze skóry, gdy zacząłem przysypiać w oczekiwaniu na kucharza. Wzdrygnąłem się na dźwięk trzaśnięcia drzwiami. Z daleka słyszałem szelest siatek, więc wiedziałem już, że to Karl.

- Najmocniej przepraszam, chyba jest przeciąg - powiedział targając siatki.

- Nie przejmuj się tym - wstałem i przeszedłem do kuchni. - Chciałbym, żebyś przygotował jakieś przekąski do alkoholu, bo będzie dzisiaj mała imprezka.

- Oczywiście - skinął głową rozpakowując pośpiesznie zakupy.

- Jeszcze chciałbym, abyś był do dyspozycji w razie gdy będzie czegoś potrzeba w trakcie.

- Tak jest, Panie Bieber. Po to tutaj jestem.

- Świetnie - poklepałem go po plecach i udałem się do swojego biura położonego pod ziemią.

   Moja pracownia znajdowała się w piwnicy tak, jak w każdym poprzednim domu. Z reguły w piwnicy nie słychać hałasów dochodzących z góry, gdy coś się dzieje i mogę spokojnie pracować, ale to nie oznacza, że nie będę wiedział, gdy wydarzy się jakiś wypadek, bo piwnicę z sypialnią, jedną z łazienek na piętrze i salonem łączy coś w rodzaju domofonu. Może być on ciągle na podsłuchu, co jest ważne. Zwykle mi on nie przeszkadza, bo nie jest głośno. Jeśli będzie, mogę go ściszyć lub wyłączyć. Jeśli zdarzyłaby się taka sytuacja, że Ariana nie zdołałaby dobiec do domofonu i mnie powiadomić o czymś, sam usłyszę rozmowy, huki i inne dzwięki. Często myślę o tym, czy nie zamontować ukrytych domofonów w każdym z pomieszczeń, lub chociaż małych mikrofonów. Zrobię wszystko, aby zapewnić Arianie bezpieczeństwo, bo w poprzednich latach zawaliłem po całości. Spierdoliłem i to bardzo.
   Usiadłem przy biurku i sięgnąłem po telefon, z którego dzwoniłem do ludzi z gangu. Było ich tak dużo, że zanim wyszukałem odpowiednie osoby, minęło jakieś dziesięć minut. Musiałem być pewien, że zatrudniam do dodatkowej roboty właściwe osoby, które dobrze wykonają swoją pracę, bo nie miałem zamiaru płacić im za opierdalanie się. Prędzej odstrzelę im łby niż zapłacę, jeśli coś spierdolą. To nie są zwykli ludzie, tacy jak służba. Od członków gangu wymagam więcej i nie mam zamiaru się z nimi obchodzić jak z dziećmi. Głównym ochroniarzem miał być Octavius Tate. Pamiętałem go z zebrań. Był przypakowany i wysoki. Bardzo solidnie zbudowany, więc nadawał się fizycznie na ochronę. Oprócz tego bardzo dobrze znał się na sztukach walki, więc nie potrzebował nawet broni. Był ciemnoskórym Kanadyjczykiem. Zwykle wykonywał brudną robotę, czyli sprzątanie ludzi. Kazałem mu przyjechać już dziś. Jak najszybciej. Wartownicy liczyli czterdzieści osób. Dwadzieścia osób miało być na warcie przez dobę, a potem zmiana. Każdemu z osobna zapewniłem odpowiedni sprzęt, w którego skład wchodzi m. in. ubiór kamuflujący, odpowiednie buty do wspinaczki na drzewa, kamizelki kuloodporne, urządzenia do komunikacji takie, które nie zostaną wykryte przez służby i oczywiście broń. Dzwoniłem do chłopaków, żeby przysłali mi to wszystko, bo to oni zajmowali się załatwianiem takich zabawek. W południe miał przyjechać koleś, który mi to dostarczy, a wieczorem chciałem widzieć cały dwudziestoosobowy zespół.
   Nawet nie zorientowałem się, gdy była już godzina trzecia w południe. Ogarnianie tego wszystkiego zajęło mi   sporo godzin. Nawet nic nie jadłem. Ominęło mnie też śniadanie. Gdy wstałem z krzesła, mój kręgosłup dał mi do zrozumienia, że chyba wystarczy na dzisiaj. Poczułem się jak stary dziadek, któremu po schyleniu się, wypadły wszystkie kręgi. Zerknąłem na ekran prywatnego telefonu i gdy zauważyłem wiadomości, których nawet nie słyszałem jęknąłem.

  * * *

Wybaczcie, że taki krótki. Małymi kroczkami zbliżamy się do końca 👀

Jest tu ktoś?

A new beginning / jarianaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu