13

3.8K 309 124
                                    

   Najgorszy dzień w moim życiu. A nie, czekaj, zapomniałem - najgorsze życie wśród żyć, kurwa. Wierciłem się na siedzeniu, jakbym miał robaki w dupie. Nie mogłem po prostu usiedzieć. Byłem nerwowy jak cholera. Cały czas miałem ją przed oczami. Nie, nie kurwa dlatego, że mi się spodobała - nigdy w życiu, wolałbym umrzeć, niż żyć i się w niej zakochać. Siedziała w mojej głowie, bo podniosła mi ciśnienie. Nienawidzę tej suki. Czułem na sobie co jakiś czas wzrok Fredo, który był wyraźnie zaniepokojony moimi drżącymi dłońmi. Oprócz tego, że moje kończyny wyglądały jakby były zrobione z galarety, to wzrok spierdal mi z jednej strony na drugą. Nie potrafiłem tego zatrzymać. Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok, pomyślałem.

- Chłopie, co z tobą? - odezwał się w końcu po długiej ciszy.

   Zmusiłem się do spojrzenia na przyjaciela. Chciałem mu wszystko opowiedzieć, otworzyłem już nawet usta, aczkolwiek nie wydałem z siebie żadnego odgłosu, nawet nie mogłem pisnąć jak ostatnia pizda. Struny głosowe najwyraźniej odmówiły współpracy ze mną. Pieprzcie się w takim razie, powiedziałem im w myślach.

- Odpowiesz mi? Nie wiem co się z tobą dzieje. Najpierw dzwonisz, że mam przyjechać po ciebie do Victorii i za cholerę nie wiem, jak i dlaczego się tam znalazłeś, skoro z tego, co wiem, to jej nienawidzisz, a teraz milczysz i trzęsiesz się, jakbyś miał Parkinsona. Martwię się.

   Milusio. Chciałem mu powiedzieć, że to doceniam, ale zgadnij, co! Jeśli pomyślałeś o moich sparaliżowanych strunach głosowych, to dobrze pomyślałeś. Poczułem się w tamtej chwili jakbym serio był na coś chory. Westchnąłem zmęczony całą sytuacją. To był poranek, o tej porze ludzie jedzą dopiero śniadanie, a ja już miałem dość i marzyłem o swoim wielkim, miękkim łóżku, w którym mógłbym sobie spać. Poważnie, byłem tak zmęczony.

- Dobra, nie chcesz teraz gadać to nie, ale pamiętaj, że miałeś mi wyjaśnić, o co chodzi.

   Miałem ochotę powiedzieć mu, że go kocham. Chłopak wie, co mówić i robić. Dobry z niego kumpel. Nie chciałem, żeby na mnie naciskał i nie naciskał. Zrozumiał mnie, choć nawet się słowem nie odezwałem. Powinieneś mi zazdrościć.

Stukałem palcami o klamkę drzwi auta, dopóki nie znaleźliśmy się na podjeździe do domu chłopaków. Chociaż byłem wdzięczny Fredo za to, że wsiadł w samochód i przyjechał po mnie, to w tym momencie mnie wkurwił.

- Miałeś zawieźć mnie do domu - chrypnąłem opadając na skórzane oparcie fotela.

- Tutaj też jest twój dom - westchnął, po czym wysiadł z auta.

   Pozostało mi zrobić to samo, co mój przyjaciel - opuścić pojazd. I tak zrobiłem. Ruszyłem leniwe dupsko i z miną męczennika udałem się za nim do posiadłości, w której mieszkał mój team. Niespodziewałem się tego, co zastałem tuż po wejściu do środka - stojących w progu chłopaków. Stali z założonymi rękoma. Za nimi na schodach siedziała Cassie wszystkiemu się przyglądając.

- No witamy ukochanego przyjaciela! -   Ryan prychnął sarkastycznie, klepiąc mnie po plecach.

   Nie wysiliłem się nawet na uśmiech. Nie miałem ani powodu ani siły. Widziałem jak reszta ruszyła się z miejsc, by przywitać mnie męskim uściskiem, ale ja nie miałem ochoty nawet na nich patrzeć. Nie prosiłem, żeby Fredo mnie tu, kurwa, przywoził. Chciałem być w domu. W tamtym momencie byłem skazany na ich towarzystwo, wysłuchiwanie pierdolenia na temat tego, gdzie zniknąłem na noc i tak dalej...

- Bieber, gdzie ty, kurwa, myślisz, że idziesz? - usłyszałem za sobą głos Chrisa, gdy starałem się ich wyminąć.

- Jestem zmęczony, puść mnie - zepchnąłem jego rękę z mojego ramienia.

A new beginning / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz