18

3.6K 349 139
                                    

   Harry cały czas musiał uspokajać Cass, bo zdawała się być nieco podenerwowana. Co za pierdolenie, była wkurwiona na mnie i zestresowana spotkaniem z przyjaciółką.   
   Zanim rodzice Ariany jednak wyszli, trochę czasu minęło, nie spodziewałem się tego, że będą rozmawiać z nią około dziesięciu minut. Szmat czasu jej nie było, mieli jej pewnie sporo do opowiedzenia. Znając życie oraz moje wielkie szczęście (sarkazm) jej ojciec pierdolił jej stek bzdur o mnie. Miałem nadzieję, że chociaż na jej matkę mogłem liczyć, sprawiała wrażenie osoby o wielkim sercu. To raczej po niej Ari była zawsze taką kochaną, cudowną kobietą. Nie odziedziczyła charakteru po swoim starym, dzięki Bogu. To byłby jakiś koszmar, nie wiem jakbym z nią wytrzymał.
   Robiłem się coraz bardziej nerwowy, stukałem palcami w kolano, gapiąc się na białe ściany szpitalne. Louis przysypiał z głową na ramieniu Harry'ego, który swoją drogą już dawno odpłynął. Cassidy natomiast w napięciu z niecierpliwością czekała na swoją kolej. Chodziła po holu w tę i z powrotem. Nie dość, że ich rozmowa z nią trochę trwała, to musiałem przeczekać spotkanie Ariany z jej przyjaciółmi. Najbardziej ze wszystkiego bałem się, że nie doczekam się spotkania z nią, że mi powiedzą, iż jest zbyt zmęczona i chce spać. Albo, że wcale nie chce ze mną gadać. Jeśli jednak kiedykolwiek coś dla niej znaczyłem, jeśli wciąż coś do mnie czuje, będzie chciała mnie zobaczyć.

   W końcu trójka przyjaciół weszła do sali szpitalnej z Arianą w środku. Pojawili się jej rodzice i mimo dreszczy spowodowanych wrogim spojrzeniem jej ojca, nie zerwałem kontaktu wzrokowego z nim. Niech wie, że się nie poddam, że jestem twardy. Stwierdziłem, że mam głęboko w dupie  wszystko, co będzie mówił lub próbował robić przeciwko mnie, bo nie popierał naszego związku. Moja relacja z nią to sprawa prywatna, w którą nie należy się wpierdalać. Nie decyduje o życiu swojej córki, więc jeśli będzie chciała być ze mną, to zaakceptuje to, czy mu się to spodoba czy nie. Inaczej pogorszyłby swoje stosunki z nią. 

   Nie minęło dziesięć minut, a cała trójca wyszła po kolei z pomieszczenia. Byłem zaskoczony, jak na nich, byli zbyt krótko. Nie mieli jej nic do opowiadania? Jej najlepsi przyjaciele? Przez te wszystkie miesiące? Może jest zmęczona? Serce zaczęło mi bić szybciej. Nie, nie, nie! Nie może być już zmęczona, ja chcę z nią porozmawiać, do kurwy nędzy! Moja podświadomość darła się w niebo głosy i płakała. Kurwa, uspokój się, idioto. Oddychaj. Wdech i wydech. Wszystko będzie dobrze. Nie denerwuj się. 

   Oczy Cassidy mówiły wiele. Nigdy nie wierzyłem, że można coś tam z nich wyczytać, raczej typem romantyka nie byłem, chociaż dla Ari zawsze się starałem. Podobno oczy są odzwierciedleniem duszy. W tamtym momencie zrozumiałem. Nie musiała niczego mi mówić. Tylko stała przede mną utrzymując nasz kontakt wzrokowy w ciszy. Kilka sekund później powoli podniosłem się z miejsca, ściskając mocno w garści kwiaty. No, nie aż tak, by połamać łodygi. Kolce wbijały mi się w skórę, ale to pozwalało mi na zabicie stresu (ból). Czując na swoich plecach wzrok całej piątki, powoli wszedłem do sali. Bałem się jak nie wiem, co. Poważnie. Po prostu martwiłem się jej reakcją na mój widok.

   Zawsze była piękna. Była najcudowniejszą kobietą nawet, gdy spała, zanurzona w nieświadomości, gdy nie ruszała się, a jej ciało nie odbierało bodźców ze świata zewnętrznego, gdy spokój rozpierał jej ciało. Cisza, jaką znałem, kiedy pojawiałem się w tym pokoju, zniknęła. Każdy przedmiot znajdujący się w tym wiecznie melancholijnym miejscu, nagle jakby ożył. Wszystko było bielsze i wyraźniejsze. Słoneczne promienie wpadły do środka wprost na jej twarz. Nie przeszkadzało jej to, bo nie marszczyła czoła, nie zasłaniała twarzy dłońmi. 

   Boże, jak dobrze było w końcu móc zobaczyć jej oczy, spojrzeć w nie. Dostrzec jej uśmiech. Kurwa mać, uśmiech na mój widok. Byłem w takim szoku, że przez kilka chwil stałem jak idiota gapiąc się na nią. Ale ludzie, ona była wspanialsza niż najdroższy, najcenniejszy obraz na świecie, piękniejsza niż cokolwiek i ktokolwiek. Mógłbym patrzeć na nią godzinami jak na dzieła abstrakcyjne, swoją drogą, jej ulubione. 

   Ruszyłem się z miejsca i położyłem kwiaty na stoliku przy łóżku. Usiadłem na dobrze mi znanym i mało wygodnym krześle. Moja drżąca dłoń powędrowała do jej dłoni. Wzrokiem skanowała moją twarz, jakby chciała mi coś powiedzieć, ale zastanawiała się, jak ubrać to w słowa. Nie miałem jej za złe tego długiego milczenia, bo sam nie potrafiłem niczego z siebie wydusić. Jej ruchy były powolne, gdy jeździła swoją malutką, chłodną rączką po mojej. Stęskniona za moim dotykiem, za mną, chciała więcej. Była łapczywa, ale to mi nie przeszkadzało, bo sam najchętniej zagłaskałbym ją na śmierć. Oboje wiedzieliśmy, że nie możemy pozwolić sobie na zbyt gwałtowne ruchy ze względu na jej stan i zmęczenie, jakie ogarniało ją przy każdym ruchu. Nie było jej łatwo operować dłońmi, których mięśnie z każdym dniem bardziej zanikały. Nie mogła też mówić. Widziałem, że kilkakrotnie próbowała, otwierając usta i przełykając z trudem ślinę. Postanowiłem wziąć sprawę w swoje ręce i odezwałem się pierwszy. Nie wiedziałem co mówić, od czego zacząć. Mimo to czułem potrzebę, by wyznać jej wszystko. No dobra, prawie wszystko.

- Cieszę się, że wróciłaś, Babygirl - szepnąłem głaszcząc kciukiem jej policzek.

  Obserwowałem jej reakcję na ten gest, z lekkimi obawami, lecz ona tylko przymknęła oczy, delikatnie się uśmiechając. Na ten widok miałem ochotę wrzeszczeć ze szczęścia. Nie odpychała mnie, nie unikała kontaktu wzrokowego, nie patrzyła na mnie z odrazą. Wręcz przeciwnie - wpatrywała się we mnie jak w obrazek, a ja odwzajemniałem to. Zgarnąłem włosy opadające na jej czoło, wciąż gładząc jej delikatną, miękką skórę. 

- Tęskniłam - wyszeptała.

   Zdecydowanie najpiękniejszy dzień w moim życiu od długiego czasu. Bałem się, że nawrzeszczy na mnie, że zniszczyłem jej życie i znienawidzi mnie, a ona właśnie mi powiedziała, że tęskni! 

- Ja też tęskniłem, Maleńka. Bardzo.  

- Z-znalazłam teksty twoich piosenek w tej szufladzie - spojrzała na szafeczkę nocną z boku jej łóżka. - Przeczytałam tylko jeden, ten pierwszy z góry. Bardzo ładny. 

- Personelowi nie zawsze się to podobało, ale przychodziłem do ciebie i siedziałem tutaj od rana do nocy, śpiewając ci piosenki i opowiadając jak minął mi dzień. Oczywiście ci idioci nie mieli nic do powiedzenia w tej kwestii, nie mogą mi niczego zabronić, bo wiedzą kim jestem. 

- Wszyscy mają szacunek do Pana Biebera.

- Do Pani Bieber również mają. Jeśli nie, to przysięgam, że zapierdolę gołymi rękoma każdego,  kto nie okaże respektu przed tobą. 

   Po raz pierwszy od miesięcy zobaczyłem na jej twarzy szeroki uśmiech. Mogłem zobaczyć jej idealne i równe ząbki. Na to właśnie czekałem tak długo, na szczery uśmiech mojej dziewczynki.

   

* * * 

Cisza przed burzą. 


A new beginning / jarianaWhere stories live. Discover now