Rozdział 22.

5.3K 211 5
                                    

           Obudziło mnie coś cholernie przyjemnego. Nie chciałem otwierać oczu było mi tak dobrze,  że byłem prawie pewien, że albo to cudowny sen, albo umarłem i jestem w raju. Otworzyłem niechętnie oczy, sypialnia, w takim razie żyję, a to nie był sen, bo obudziłem się. Spojrzałem po swoim ciele, a moja żona miała go w ustach. Patrzyła mi w oczy i widziałem, że się uśmiecha. Poruszała po nim dłonią, wysunęła go z ust i przejechała po nim językiem, kurwa wiedziała, że to mnie tak cholernie kręci, w dodatku nie zrywała ze mną kontaktu wzrokowego. Złapałem ją za głowę i wsunąłem jej go głęboko, aż popatrzyła na mnie z żalem, wtedy odpuściłem, czułem, że za chwilę dojdę. Podłożyłem rękę pod głowę i zamknąłem oczy czekając na więcej.

Wtedy ta mała żmija wstała, oblizała usta i z szelmowskim uśmiechem ruszyła do łazienki. Musiałem złapać kilka oddechów, żeby ochłonąć, nie złapać jej i nie zgwałcić jej ust. Szkoda by było jakbym jeszcze powybijał jej te białe ząbki.

Weszła pod prysznic, bo słyszałem, jak puściła wodę. Podniosłem się z łóżka, powinienem za 10 minut wychodzić z domu, ale nic teraz nie było ważniejsze od tego, żeby dokończyła co zaczęła. 

Wszedłem do niej pod prysznic, popatrzyła na mnie z uśmiechem, znała mnie i wiedziała, że tu przyjdę. Woda była tak gorąca, że z pewnością sam diabeł by się poparzył, ale przecież nie moja żona.

Obróciłem ją przodem do siebie i namiętnie pocałowałem.

-Nie podoba mi się to, że mnie zostawiłaś. - warknąłem - Chcesz tego mocno pożałować? - popatrzyłem jej w oczy.

Roześmiała mi się w twarz. Chciałem ją zerżnąć, ale skoro tak gra, złapałem ją za ramię i zmusiłem do tego, żeby klęknęła, a ona zrobiła to posłusznie. Nie musiałem jej więcej naprowadzać. Wzięła go od razu do ust, głęboko,  a ja nie czekałem ani chwili. Złapałem ją za głowę i zwyczajnie pieprzyłem jej usta. Patrzyła na mnie, a przynajmniej się starała, bo woda, która leciała z deszczownicy spadała prosto na jej twarz. Kiedy czułem, że już dochodzę nie musiałem trzymać jej głowy, oparłem się dłońmi o ścianę i mocno doszedłem. Oparłem głowę o płytki i patrzyłem na nią z góry. Kurwa, było mi tak zajebiście, podniosłem ją z kolan, zaczekałem, aż połknie i pocałowałem ją namiętnie z językiem, oparłem mocno o ścianę.

-Chcesz teraz dojść? - dotknąłem ją za piersi i zjeżdżałem niżej.

-Tak. - wyjęczała cicho ze swoich małych usteczek.

-Jak bardzo? - dotknąłem ją między nogami, a jej automatycznie ugięły się kolana, na szczęście przytrzymałem ją.

-Marcin, kurwa, proszę. - szeptała mi do ucha, kiedy już masowałem ją tam i za chwilę włożyłem od razu dwa palce.

Poruszałem palcami coraz szybciej w nie, musiałem to kontrolować i patrzeć na jej twarz, żeby nie doszła, nie mogłem na to pozwolić za to co zrobiła rano. Niech cierpi jak ja, tylko różnica jest taka, że ja pojadę do pracy i zostawię ją na kilka godzin.

-O tak! - jęknęła i widziałem, że już ma dochodzić, więc wyjąłem palce i puściłem ją, wziąłem jej twarz w dłonie i pocałowałem w czoło.

-Kocham Cię, muszę jechać do pracy. Później dokończymy. - powiedziałem ze śmiechem i wyszedłem, sięgnąłem ręcznik, owinąłem się nim i poszedłem do garderoby.

Ubierałem się już w koszulę, zapinałem guziki, kiedy weszła, była owinięta w ręcznik, a na głowie miała turban. Lała się z niej woda.

-Zobacz, Pani od sprzątania Cię zwyzywa z głowie. - pokazałem na kałużę wody, która się pod nią tworzyła.

-Cholerna świnio, pożałujesz. - patrzyła na mnie, mała oburzona dziewczynka - Tak pożałujesz, że oh! - pogroziła mi palcem.

No roześmiałem się w głos, bo nie wytrzymałem. Nie mogłem patrzeć na to jaka jest zdenerwowana na mnie. 

-Później Cię tak zerżnę, że tydzień nie będziesz mogła usiąść na tyłku, zgoda? - podszedłem do niej.

-Wiesz co? - popatrzyła mi w oczy - Wal się! Zwyczajnie się wal! - mówiła zła.

-Kurwa, nie mogę. - roześmiałem się w głos, cholera jak ja ją kocham, nawet jak jest na mnie taka wkurwiona to jest najważniejszą osobą w moim życiu, zadzwonił dzwonek - Otwórz, a ja do końca się ubiorę.

Poszła zła, standardem był jej strój, poza tym do domu miały wstęp tylko osoby zaufane i przepuszczone przez ochronę. Musiałem czuć się bezpiecznie, moja żona też musiała być bezpieczna.

Ogarnąłem się do końca i zszedłem na dół. Magda stała z bukietem czerwonych róż, uśmiechała się, już chyba złość jej przeszła.

-O, od kogo takie kwiaty? - udałem głupiego, lubiłem ją rozpieszczać.

-Poczekam do wieczora. - powiedziała słodziutko - Kocham Cię i dziękuję. - podszedłem pocałowałem ją i musiałem uciekać do roboty.

Pojechałem na halę, gdzie od rana ktoś miał być. Chłopaki mówili, że to osoba, która strasznie namieszała ostatnio w naszym biznesie.

-Szefie. - złapał mnie jeden z pracowników - Maska. - podał mi.

-Kurwa przecież on i tak wie kim jesteśmy. - roześmiałem się i otworzyłem drzwi.

Nie wierzyłem. Na ziemi, skuty siedział policjant, który prowadził zazwyczaj wszystkie nasze sprawy w Polsce, co prawda zawsze były umarzane z braku wystarczających dowodów, ale uwziął się. I chuj, zobaczył mnie, teraz już nie było wyboru. Musiał zginąć...



Moja na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz