Rozdział 19.

6.4K 291 25
                                    

          Obudziłam się w szpitalu, miałam podłączoną kroplówkę i czułam się bardzo słabo. Nie wiedziałam co konkretnie się stało. Na małej sofie, na przeciwko łóżka siedział mój mąż. Był podparty o rękę, nie wiem chyba spał.

-Marcin... - odezwałam się, odchrząknęłam słysząc siebie, jak słabo brzmiałam, a on aż drgnął.

-Skarbie mój. - zerwał się i podszedł do mnie - Moja kochana... - wziął moją dłoń i całował.

-Co ja mam na nodze? - spojrzałam na lewą nogę.

-Masz skręconą, założyli Ci szynę. - wyjaśnił szybko - Jak się czujesz myszko moja? - mówił tak bardzo czule.

-Słabo... - jęknęłam - Kim on jest? - zapytałam o mojego oprawcę.

-Raczej był... - odezwał się mój mąż - To ktoś od tego prawniczka, chciał go pomścić. Chciał Cię zabić. - wyjaśniał mi, a mnie aż prądy przechodziły.

-Ale za co? Jak to? - nie mogłam zrozumieć, Piotr przecież wydawał się całkiem w porządku mężczyzną, przynajmniej na początku i nie takim, który by chciał mnie zabić, ale w sumie jego już nie było i w sumie na koniec mnie skrzywdził.

-Nie wiem za co, ale się dowiem, choćbym miał poruszyć niebo i ziemię. - powiedział ze złością.

-Z dzieckiem wszystko w porządku? - dotknęłam brzucha, a wtedy Marcin stał się jakiś nieswój, jakby coś było nie tak - Marcin co z dzieckiem? - powiedziałam wystraszona, serce zaczęło mi szybciej bić, aż zabrakło mi tchu.

-Skarbie, mi też jest przykro... - znowu wziął mnie za dłoń.

Rozpłakałam się. Rozpłakałam jak małe dziecko. Straciłam część siebie i mojego męża, przez jakiegoś palanta i przez moje głupoty w przeszłości. Ile jeszcze będę za to płaciła? Czułam się tak strasznie źle, tak bardzo chciałam dziecka, chciałam przytulać je do piersi, chciałam być matką. Nie do opisania jest uczucie, jakie towarzyszy przy stracie dziecka. Umiera ktoś kogo jeszcze nigdy nie widziałaś, ale już kochałaś nad życie, za kogo oddałabyś wszystko. Miałam uczyć nasze dziecko wszystkiego, miałam je głaskać, rozpieszczać, stroić, a teraz nie mogłam tego robić już nigdy. Straciłam to.

Chciałam krzyczeć, wyć. Straciłam dziecko. Moje ukochane, wymarzone dzieciątko. Nie liczyło się dla mnie nic, poza tym co właśnie się wydarzyło.

-Zabierz mnie stąd. - popatrzyłam na Marcina - Błagam... - mówiłam przez łzy.

-Skarbie, nie mogę. Dla Twojego dobra nie mogę, ale będę przy Tobie cały czas. - wyjaśniał mi.

Chciałam się wtulić w niego, ale leżałam pod tą cholerną kroplówką, która pewnie nic nie wnosiła do mojego organizmu. Miałam plany, marzenia, miałam dziecko pod sercem, a teraz nie mam nic. Czułam ból, wewnętrzny ból, bo jeszcze chwilę temu układałam swoje życie będąc w ciąży.

-Skarbie, jeszcze będziemy mieć dzieci. - powiedział Marcin, wiem, że chciał mnie pocieszyć, ale tak mnie to ruszyło, że rozpłakałam się jeszcze bardziej.

Widziałam jego niemoc, to jaki był smutny, że nie może mi pomóc, on też stracił dziecko. Na początku nie był zadowolony, że jestem w ciąży, ale później widziałam, że cieszył się. Może nie tak bardzo jak ja, ale facet zawsze okazuje emocje mniej.

-Jak wszystko się pieprzy, najpierw Ty, teraz nasze maleństwo. - popatrzyłam na niego zapłakana - Dlaczego?

-Może dlatego, że jestem taki, a nie inny... Że robię to, co robię. - mówił spokojnie, a mi przez moment przeszło przez myśl, że może mieć rację i, że to przez jego zajęcia tak cierpimy. Tylko, że zemsta była na mnie i za mnie, a on mnie ochronił swoim ciałem.

-Tak bardzo chciałam mieć dziecko. - popatrzyłam na niego - Tak bardzo... - płynęły mi łzy.

-Wiem... - powiedział cicho, był przybity, widziałam to po nim, oboje nas to dotknęło, przecież to  było nasze dziecko.

Wszedł do sali lekarz, rozmawiał coś z Marcinem, ale ja za cholerę nie rozumiałam tego szatańskiego języka i szlag mnie przez to trafiał, a ten mówił i mówił. Miałam ochotę uciec z sali słysząc ten niemiecki. Patrzyłam na niego jak na idiotę, bo teraz każdy mi się taki wydawał. Chciałam tylko swojego dziecka, niczego więcej. W końcu wyszedł.

-Lekarz powiedział, że w pierwszym trymestrze ciąży bardzo rzadko zdarzają się poronienia, bo kości miednicy chronią płód, ale doznałaś tak ciężkiego upadku, że nie mogli nic zrobić... - powiedział mój mąż - Skarbie tak bardzo chciałbym Ci pomóc jakoś. - w jego oczach pojawiły się  łzy.

-Nic nie zrobimy... Musimy pogodzić się ze śmiercią dziecka. - te słowa ledwo przechodziły mi przez usta.

-Mówił, że miał około 4 mm, nie był wykształcony. - chciał mnie pocieszać, ale mnie to nie ruszało.

-Ale miał rosnąć, był pod moim sercem i miał kiedyś biegać po naszym domu i mówić do nas mamo i tato... - zagryzałam usta, żeby nie krzyczeć na niego, wiem, że nie chciał dla mnie źle, ale nie mogłam się z tym pogodzić.

-Jeszcze kiedyś tak będzie, obiecuję Ci to. Będziesz najlepszą mamą na świecie. - usiadł na moim łóżku, a ja podniosłam się, żeby się w niego wtulić.

Nie umiem opisać co czułam. Nie zrozumie tego ktoś, kto nigdy tego nie czuł. Dla kogoś to strata tylko niewykształconej fasolki, ale dla nas to było nasze dzieciątko. Nasze kochane maleństwo. Świat jest niesprawiedliwy. Ludzie, którzy nie powinni mieć dzieci ze względu na sytuację finansową, ze względu na to jacy są, ze względu na to, że nie dadzą miłości dziecku mają ich na pęczki, zabijają je, a my, ludzie, którzy pragnęliśmy tego dziecka, któremu mogliśmy dać wszystko straciliśmy je.

-Kocham Cię... - płakałam - Tak bardzo Cię kocham... - mówiłam wtulona w jego ciało, a on pocałował mnie we włosy.

Marcin nie zawsze był idealny, ale tak jak ja. Czasem był wręcz nie do zniesienia, ale gdybym go straciła pękłoby mi serce. Był dla mnie wszystkim i kochałam go najbardziej na świecie. W takich ciężkich chwilach jak ta okazywał jakim jest cudownym facetem... Choć cierpiał razem ze mną potrafił mnie tak umiejętnie pocieszać i nie skupiać tylko na sobie.

______

Kochani, 

nigdy się tu nie wypowiadałam, ale byłoby mi bardzo miło, gdybyście napisali kilka słów w komentarzach po przeczytaniu. Wiecie, to taka motywacja dla autora, żeby rozdziały pojawiały się szybciej!

Buziole!

Moja na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz