Rozdział 5.

9.4K 302 5
                                    

            Kiedy zobaczyłem moją żonę, zapłakaną, z bronią w ręku nie wierzyłem do cholery w to co się dzieje. Ten zasrany Dzejk odwrócił się i mierzył w nią, nie zastanowiłem się nawet chwili. Zastrzeliłem go. Wiedziałem, że dla mojej kochanej to będzie trauma widzieć śmierć człowieka z moich rąk, ale nie widziałem innego wyjścia. Gość padł na podłogę w przedpokoju, a ja wielkimi susami wbiegłem po schodach, żeby ją przytulić. Złapałem ją, trzęsła się jak galaretka, płakała. Wziąłem od niej broń i mocno do siebie wtuliłem. 

-Przepraszam... - wyszeptałem do jej ucha, a ona po prostu straciła przytomność, na szczęście złapałem ją.

Położyłem ją w sypialni, wiedziałem, że była pijana, w dodatku nadmiar emocji spowodował taką reakcję. Wykonałem telefon do moich ludzi, żeby zrobili porządek z denatem.

Wiedziałem, że moja żona będzie spała do rana, więc miałem czas rozprawić się z Markiem, facetem, którego uważałem za najlepszego przyjaciela, a traktowałem jak brata.

Przebrnąłem przez ochronę w jego domu, znaliśmy się, to byli właściwie moi ludzie, wpadłem do sypialni, ten baran bzykał właśnie swoją żonkę. Ściągałem go z niej. Pozwoliłem wciągnąć mu gacie i wyprowadziłem, nie chciałem niszczyć go przy jego pannie.

-Pojebało Cię?! - ryknął na mnie - Pali się, że mnie ściągasz z żony?! - był wściekły, ale nie bardziej ode mnie.

-Pali. - powiedziałem już w miarę spokojnie - Miałeś zajebać swojego przydupasa, a tymczasem chciał zabić mnie, w moim domu. Magda widziała jak go zabiłem. Zajebiście, co?! - złapałem go za ramiona - Chciał zabić mnie! Nie wykonałeś mojego polecenia, a wiesz co dzieje się z takimi ludźmi?! - uderzyłem go z pięści w twarz.

-Uspokój się, kurwa! - odepchnął mnie - Wiesz dobrze, że nie robię tego sam! Zleciłem jego zabicie, a chłopaki tego najwidoczniej nie zrobili!

-Wiesz ile mnie to interesuje? - popatrzyłem na tego idiotę, miałem ochotę go zabić, jego przydupas groził mi i mojej ukochanej żonie.

-Ubiorę się i rozprawimy się z Karolem. - powiedział znikając za drzwiami sypialni.

Jechaliśmy moim autem. Wiedziałem, że ten ćpun nie będzie spał, sen w jego życiu to pojęcie względne, a poza tym wolał ćpać i bzykać panienki. Zatrzymałem auto pod jego kamienicą. Mieszkała tu sama patologia. Weszliśmy do klatki. Było tak brudno, że bałem się, żeby w coś nie wdepnąć. Śmierdziało okrutnie.

Karol mieszkał na trzecim piętrze, ale to był ostatni raz, kiedy wszedł dzisiaj do tego mieszkania i w sumie do jakiegokolwiek. Uderzyłem w drzwi nogą i weszliśmy. Czułem, że gdy go dopadnę zabiję jak psa.

Po chwili szamotaniny chłopak klęczał przede mną bez jedynek, a z jego ust lała się krew. Chciałem, żeby cierpiał, żeby wiedział jak wielki błąd popełnił. Obróciłem się i kopnąłem go jeszcze raz w głowę, upadł. Marek skopał go do nieprzytomności, a gdy ocknął się polany wodą pozwolił mu błagać nas o litość. 

-On... - płakał - Ja nie wiedziałem, że on przyjdzie, przysięgał, że wyjedzie i nikt się nie dowie... - mówił przerażony.

-Ważniejsze były słowa jakiegoś pajaca niż to co ja Ci kazałem?! - Marek złapał go za ubrania i rzucił nim o podłogę.

Nie zdążyłem się odezwać. Wyjął broń i strzelił mu prosto w głowę. Karol padł, wyglądał źle już po naszym szale i pobiciu go, a teraz nadszedł jego koniec. Wykonałem telefon do chłopaków, żeby to ogarnęli i wyszliśmy. Po to tu przyjechaliśmy. Nie było mi szkoda, przez niego inny dupek mierzył z broni do mojej wspaniałej żony, a jej życie i zdrowie było dla mnie najważniejsze.

Kiedy odstawiłem Marka pod domem słońce zaczynało wschodzić, wcisnąłem pedał gazu i zmierzałem do domu. Było już posprzątane i czułem zapach kawy. Zaszedłem do kuchni, pani Marysia podała mi espresso. Zrobiłem kilka łyków i pobiegłem do żony na górę. 

Uchyliłem drzwi, moja kochana spała w jasnej pościeli. Wziąłem prysznic, wiedziałem, że dzisiaj jej zostawić nie będę mógł. Ukucnąłem przy łóżku i delikatnie przejechałem dłonią po jej policzku. Obudziła się, miała rozmazany makijaż, ale delikatnie się uśmiechnęła.

-Umieram... - szepnęła - Pęka mi głowa. - wtuliła głowę w poduszkę.

-Chodź, weźmiesz prysznic, a ja dam Ci tabletki. - uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem w czoło.

Może pół godziny później moja cudowna żona siedziała w kuchni, wyglądała o wiele lepiej, ale jeszcze nie tak jak powinna, piła kawę.

-Dużo wczoraj wypiłam? - popatrzyła na mnie, podparła się na łokciu.

-Sporo. - pokiwałem głową - Za dużo, jak na Ciebie. Zresztą sama widzisz jak się czujesz. 

-Śniło mi się, że jakiś chłopak chciał nas zabić i celował do mnie, a Ty go zabiłeś i na szczęście się obudziłam! - powiedziała przejęta. 

-Kochanie... - chciałem jej w sumie powiedzieć, że to była prawda, ale przede mną siedziała taka słodka mała dziewczynka i jak ja miałem jej powiedzieć, że to wcale nie był sen, a ja na jej oczach zabiłem człowieka.

-Tak? - spojrzała na mnie - Tylko nie zaczynaj mówić o tym, że nie powinnam tyle pić i tak dalej. - złapała się za głowę.

-Nie zacznę. - roześmiałem się - Ale spędzam dzisiaj cały dzień tylko z Tobą. - podszedłem do niej i zacząłem masować jej ramiona.

-Coś się stało, tak? - od razu jej czujne oczka spojrzały na mnie, umiałem kłamać, to w tej sytuacji był plus.

Gdy brałem z nią ślub przysięgałem przed samym sobą, że nigdy nie będzie świadkiem egzekucji z moich rąk. Boję się, że wtedy przestałaby mnie kochać, że nie byłbym już dla niej tym samym mężczyzną, za którego wychodziła. 

-Nie spekuluj. - roześmiałem się - Moja żona ma kaca, nie wiem czy pamięta jak ma na imię, więc nic się nie stanie, gdy zostanę. - popatrzyłem na nią - Prawdopodobnie przez moją jednodniową nieobecność firmy nie upadną. 

-Chciałabym zostać krupierem w naszym kasynie. - powiedziała tak spokojnie, że choć pomysł wydał mi się absurdalny nie umiałem jej odmówić.

-I jak to sobie wyobrażasz? - popatrzyłem na nią, znowu usiadłem na przeciwko niej - Że ja będę poza lokalem, a Ty będziesz prowadziła gry? - roześmiałem się - Skarbie, nie. - zebrałem wszystkie siły, żeby jednak odmówić.

-Będę tam w weekendy, kiedy jesteśmy razem, a w innych dniach może być przy mnie ktoś z ochrony. - zaproponowała, chyba już długo nad tym myślała, skoro miała wyjaśnienie do moich słów.

-To strasznie duża odpowiedzialność. - powiedziałem - Ale w porządku, damy Ci spróbować. - uśmiechnąłem się, wstała, usiadła mi na kolanach i mocno przytuliła się do mnie. 

Moja na zawszeWhere stories live. Discover now