Dziewiętnaście.

127 17 2
                                    

Totalnie wymęczona opiekowaniem się dziećmi wyszłam z przedszkola. Na pozór praca przedszkolanki wydawała się dosyć łatwa, bo w końcu, co jest trudnego w opiekowaniu się grupką pięciolatków? Wszystko. Miałam to szczęście, że z pracy odbierał mnie mój mąż i nie musiałam zamartwiać się prowadzeniem auta lub ściskiem w komunikacji miejskiej.

- Cześć kochanie. - Powiedział, jak tylko wsiadłam do samochodu. Był w białym T-shircie i czarnych jeansach.

- Hej, - cmoknęłam go w kącik ust, ale on nie patrzył na to i od razu przyssał się do moich ust. Nie było go przez ostatnie dwa dni, bo wyjechał w delegację. Nie mogę powiedzieć, że się za nim nie stęskniłam. Bo brakowało mi jego i to bardzo.

- Jak w pracy? - Spytał, kiedy włączał się do ruchu.

- Świetnie jak zwykle. - Odpowiedziałam, poprawiając szminkę w lusterku. Był trochę przeciwny temu żebym pracowała, bo stwierdził, że może nas utrzymać ze swojej pensji pilota samolotu. Jednak ja wiedziałam, że bym zanudziłam się na śmierć, więc poszłam na ugodę i pracuje tylko pół etatu. - Jak w Katarze?

- Gorąco, przesiedziałem cały czas na basenie. - Uwielbiałam, kiedy prowadził auto. Zazwyczaj siadałam lekko pod kątem, aby mieć dobry widok na niego. Najlepszym moment był wtedy, kiedy musiał zmieniać biegi i jego bicepsy zaczynały pracować.

- Zazdroszczę, w Londynie cały czas padało. - Westchnęłam smutno, bo brakowało mi słońca.

- Niedługo będę mieć dłuższe wolne, więc może wybierzemy się na Zakynhtos lub Sycylię?

- Pewnie. - Uwielbiałam podróżować, a zaletą jego pracy były darmowe bilety lotnicze i zniżki w hotelu.

- Chyba będziemy musieli zajechać na zakupy do Tesco? - Spytał się, kiedy przejeżdżaliśmy niedaleko centrum handlowego.

- Tak, wczoraj kompletnie nie miałam do tego siły, mieliśmy spotkania z rodzicami.

Nic się nie odezwał, tylko zjechał na parking pod budynkiem. Pomógł mi wysiąść z auta i przytrzymał drzwi. Uśmiechnęłam się do niego, całując go w policzek. Złapał mnie za rękę i udaliśmy się w kierunku wejścia. Mimo jego krótkich wyjazdów, ciągle po jego powrocie cieszyłam się, że wrócił i jest obok mnie. Jego obecność totalnie mnie uspokajała i działała relaksacyjnie. Zaczął prowadzić wózek, a ja wrzucałam produkty, które uważałam za stosowne.

- Chyba o czymś zapomniałaś. - Mruknął, kiedy mijaliśmy dział z herbatami. Wiedział jak jestem od nich uzależniona i zawsze przypominał mi bym miała odpowiedni zapas.

- O jeju, faktycznie. - Uśmiechnęłam się do niego. Właściwie to uśmiech nie schodził mi z buzi odkąd go zobaczyłam. - Dziękuje Hero.

- Trzymaj, - powiedział, kiedy próbowałam ściągnąć swoją ulubioną herbatę z półki, ale niestety nie dosięgałam do niej.

Szłam za nim i słuchałam jak opowiadał mi o swoim ostatnim locie. Do tej pory nie mogłam pojąć jak jestem wielką szczęściarą mając go jako swojego męża. Nie dość, że był przystojny to jeszcze był taki słodki, kiedy się o mnie troszczył i pamiętał o takich drobnych szczegółach.

- Czy czegoś jeszcze potrzebujemy? - Spytałam się, kiedy zbliżaliśmy się powoli do kas.

- Um, chyba wszystko mamy. Jak nie to podskoczę do pobliskiego sklepu. - Powiedział, obejmując mnie delikatnie w pasie, kiedy stanęliśmy w gigantycznej kolejce. W sumie, czego można było się spodziewać w godzinach szczytu, kiedy każdy wracał z pracy do domu i robił po drodze zakupy.

- Na co masz ochotę na kolację? - Spytałam, zastanawiając się, co mogłabym zrobić do jedzenia.

- Ciebie. - Szepnął mi do ucha, delikatnie go przygryzając.

- Hero! - Powiedziałam nieco głośniej, aby go powstrzymać od sprośnych myśli w tłumie ludzi.

Po kilkunastu minutach nasze zakupy zostały skasowane i mogliśmy iść w kierunku samochodu. Wpakowaliśmy je do bagażnika, a ja syknęłam z bólu, kiedy podniosłam jedną z cięższych siatek. Podszedł do mnie i wziął ode mnie, szybko wkładając do środka. Przytulił się do mnie, delikatnie kładąc rękę na moim lekko zaokrąglonym brzuchu.

- Musisz uważać, aby nie stała się krzywda naszej dzidzi.


imagines | hero fiennes tiffinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz