"Kapitanie! Znaleźliśmy go przypadkiem. Myślimy, że to jest ten jeden z droższych psów kupca, który ostatnio został zaatakowany w lesie. Jeśli go zatrzymamy..." 

"Stop!" wtrącił się kapitan. "Nie chowamy, ani nie zatrzymujemy żadnych psów. Jedynie jakie psy mamy w drużynie to widzę przed sobą dwa całkowite przerośnięte szczeniaki." rzucił pogardliwie

"..." Antonio i Roman

 "..." Ja

"Ech..." po dłuższej chwili wziął ręce pod boki kapitan "Jak tylko dojedziemy do najbliższego miasta oddamy go gildii. Zrozumiano?"

"Tak jest, Sir" równocześnie mężczyźni odpowiedzieli.

Zostałem przyprowadzony do środka okręgu z pojazdów i nalano mi miskę wody. Rzuciłem się na nią bez wahania.

"Biedaczysko... skąd wytrząsnęliście takie nędzne psisko" siedząca nieopodal ogniska stara żona kupca odezwała się.

"Sam przyszedł do nas" odparł Antonio i podczas mojego picia poklepał mnie lekko po głowie.

"Pewnie szukał pomocy" rzekł nagle inny kupiec przyodziany w barwne i jasne szaty.

"Myślimy, że to może być pies Jeremiego" skomentował Kapitan.

"Pozwólcie, że się przyjrzę.." bogaty kupiec wstał "Znałem tego nieboszczyka dobrze. Miał wiele wspaniałych psów może go rozpoznam?"

Wszyscy w obozowisku wiedzieli, że jemu nie chodzi tylko o rozpoznanie, a o wycenienie psa. W końcu wyżeł to nie jest tania rasa. Przyznając się do bliskiej znajomości mógłby przejąć posiadanie tego psa i zarobić na nim.

"Nie trzeba" wtrącił kapitan "Ja też go znałem i wiem też, że ten pies był jego, więc nie potrzebuje weryfikacji".

"Ależ..." kupiec chociaż był bogaty nie był głupcem i zrozumiał, że nie miał innego wyjścia jak się poddać. Usiadł ponownie przy swoim wozie.

I tak zostałem przygarnięty do grupy jak się okazało poszukiwaczy przygód, którzy mieli za zadanie odprowadzić do pobliskiego miasta kilku kupców. Co udało mi się wykalkulować z ich rozmów to ta droga, którą przejeżdżamy jest szczególnie niebezpieczna dla ludzi. Roi się na niej od bandytów po przeróżne przeklęte stworzenia z pobliskiego lasu.

Nakarmiono i napojono mnie aż tak dobrze, że moja obecna sylwetka przybrała w czasie miesięcznej podróży nieco tłuszczu.

Nie wiem dlaczego, ale ten świat wydaje mi się dziwnie znajomy...

Może później mi się przypomni (・∀・)

Kiedy dotarliśmy do małego miasteczka czułem się jakbym mieszkał w jakimś świecie rodem z książek, które ostatnio czytałem. Wszędzie ludzi jak mrówek. Jak szliśmy główną ulicą, bo jej bokach były stragany z żywnością.

"Jaja! Jaja tylko za 2 miedziaki!" krzyczała jakaś stara kobiecina ze straganu.

"U mnie tanioo!!~~~ Tanio!!! Za trzy miedziaki pora znajdziesz Panie!" Z nad przeciwka krzyczała grubsza kobieta.

Jak znaleźliśmy się w centrum miasteczka, na środku znajdowała się wielka fontanna, a wokół niej bawiły się dzieci z miasta. Budynki wokół były wyłącznie sklepami. Miały przy drzwiach powieszone tabliczki z rysunkami przedstawiające czym się ten sklep zajmował. Czy to był cieśla, kowal, krawiec, hotel dla podróżnych, było ich wiele.

Byłem przywiązany linką do jednego powozu i niestety nie miałem zbytnio czasu na podziwianie tak żywego miasteczka. Jeden budynek na tle innych się wyróżniał niebieskimi drzwiami i chyba właśnie do niego zmierzamy. Ze środka słychać było głośne rozmowy przeróżnych osób. Zatrzymaliśmy się przed budynkiem, a wraz z kupcami kapitan zabrał mnie na sznurku do środka.

Wewnątrz panował harmider i hałas. Kelnerka między zajętymi przez rosłych mężczyzn próbowała się przecisnąć, a my udaliśmy się na wprost od drzwi wysokiej lady. Przy nim siedziała piękność z ogromnymi piersiami. Kapitan wstępnie załatwił szybko całą płatność za ochronę i chowając średnią sakwę wypełnioną pieniędzmi podciągnął mnie do siebie.

"O~~ cóż to za uroczy psiak!" pochyliła się rudowłosa piękność zza lady.

"Moi podwładni znaleźli go nieopodal Busznego Lasu, sądzimy, że to był jeden z psów Jeremiego".

"Niech bóstwa się nim opiekują" rzekła dziewczyna.

"Chce oddać go gildii" szybko odrzekł kapitan.

Momentalnie zapadła cisza, głośnych i zabawnych rozmów nie słychać było, a każdy w gildii się nam przyglądał. Szczególnie kapitanowi.  Tak jakby słowa kapitana sprawiły, że wszyscy jak zaczarowani oderwali się od swoich czynności, nawet ta kelnerka!

"Echem" zakaszlała recepcjonistka "Wiesz o czym mówisz?  Zawsze myślałam, że w miarę masz rozum, ale teraz potraciłeś wszystkie zmysły.." spojrzała na mnie uważnie. Widziałem w jej oczach jak mnie wycenia. Przynajmniej ten pies co go zjadłem miał jakąś dobrą wartość, gdyby nie ten las i śmierć właściciela żyłby dalej w luksusie.

"Po co mu torba?" kiedy mierzyła mnie wzrokiem, jej wzrok utkwił na torbie.

"Nie wiemy, ale nie pozwala nam ściągnąć, a szczególnie dotknąć.."

"Hmm... może znajdować w niej coś cennego".

"Dlatego właśnie nie chce żadnych kłopotów związanych z tym psem".

"Pójdę po mistrza" dziewczyna stała i skierowała się w stronę bocznych schodów prowadzących na piętro.

Odrodziłem się w innym świecie jako Smok!Where stories live. Discover now