Rozdział 13

158 15 5
                                    

-------------------------------------------------------------------------

UWAGA: SCENA PRZEDSTAWIONA PONIŻEJ MOŻE BYĆ DRASTYCZNA, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ

-------------------------------------------------------------------------

Było słychać przeraźliwe jęki i krzyki z oddali przy odgłosie ciężkich łańcuchów. Co tutaj się dzieje?!

Szliśmy dalej w głąb korytarza. A dźwięki były coraz głośniej. Siedziałem cały czas na ramieniu mężczyzny w kapeluszu. Po kilku minutach byliśmy już prawie na samym dole. Nic dalej nie było widać, ale wycia i dźwięki łańcuchów przybrały na sile. Nagle się zatrzymaliśmy przy przedostatnich drzwiach w korytarzu. Joshua zdjął kapelusz i poprawił się. 

-Bojan. Tylko nie myśl o czym głupim żeby zrobić coś przed nią.- rzucił ostre spojrzenie chłopakowi.

-Hehe...tak, tak - uśmiechnął się niezręcznie  i podrapał po szyi Bojan.

Po tym Joshua lekko zapukał w drzwi i je otworzył. Ze środka wydobyła się gęsta zielona mgła okrywając nas wszystkich. Weszliśmy po tym do środka.  Mogłoby się wydawać, że pomieszczenie będzie małym pokojem. Moim oczom ukazał się inny świat! Ziemia była sucha, aż popękana z braku wody, gdzieniegdzie rosły drzewa całe uschnięte. Kości różnych stworzeń i ludzi były porozrzucane wszędzie, jakby się nimi bawiło dziecko. Wszystko otoczone zieloną mgłą, nie widać było horyzontu. Była to kraina bez życia. 

Obróciłem za siebie głowę, chcąc potwierdzić czy nie mam jakiś halucynacji po tym jak tutaj weszliśmy. Uuak! Drzwi, które powinny stać za nami zniknęły całkowicie! Gdzie ja jestem? I w co ja się w takiego się wpakowałem... 

*Szelest~* *Szelest~  Łup!* z przodu było słychać jakby coś ciężkiego przemieszczało po ziemi łamiąc porozrzucane kości po drodze. Zielona mgła wydawała się przybierać na sile. 

-Sssss....- zza mgły coś syknęło o grubym głosie. 

- O Pani.. wybacz nam tym razem. Niestety nasza siedziba nie jest jeszcze gotow- mężczyźni uklękli przerażeni,a ich ubrania zaczęły przemakać od pocących się ciał. Podskoczyli, gdy ciężki głos nie dał Joshuy dokończyć słowa.

- Dosyć! Mam już po ogon wasze przygotowania!- ryknął głos zza mgły.

-Aa-a-le Pan-ni..- Joshua próbował ocalić sytuację.

- Milczeć!- przekrzyknął go głos.

- Tak - oboje mężczyźni równo po cichu odpowiedzieli i spuścili głowy na dół.

- Tyle razy. Tyle razy to samo ciągle mówicie! Ta wasza siedziba nigdy nie będzie gotowa!!...- krzyknął głos raz jeszcze.

W tym czasie cały czas słuchać było jak coś się przemieszcza, ale nie tylko z przodu. Zostaliśmy otoczeni wokół przez zieloną mgłę, zza której ledwo można było dostrzec prawie czarne łuski, które się co chwila ruszają. Po chwili ciszy głos ponownie się odezwał.

- Dzisiaj już przegięliście. Ostatnim razem dałam wam szanse na rehabilitacje waszych działań. I co?! Teraz to samo! Nie ma już żadnej szansy!- w tym momencie z niesamowitą prędkością zza mgły wyłoniła się ogromna rozszerzona paszcza węża skierowana w naszym kierunku. Nic nie było słychać. Nasze reakcje były znacznie spowolnione co się wydarzyło. Obok Joshuy, gdzie wcześniej klęczał Bojan wzmógł się silny wiatr i można było poczuć zapach krwi. 

-Pii!  - krzyknąłem z przerażenia w sowim ciele. Zanim moje ciało zdążyło się obrócić było już po wszystkim. Bojana już nie było na swoim miejscu. Znajdował się przed nami, cały poharatany jakby jego część ciała przeszła przez maszynkę do mięsa. Gdzieniegdzie znajdowały się kępki jego włosów na porozrzucanych organach. Z jego ciała parowało jeszcze ciepło, a niektóre ograny takie jak płuca czy serce dopiero powoli przestawały pracować. Bojan nie zdążył zareagować na coś takiego. Jego głowa była wyrwana z całym kręgosłupem z ciała. 

- Oha-a-u - usta Bojana chciały coś powiedzieć, ale nie dał rady. Jego oczy szeroko otwarte jeszcze z niedowierzaniem się lekko poruszały. Po niecałej minucie jego świadomość przestała istnieć. 

Joshua nie śmiał nawet spojrzeć na to wszystko. Cały drżał na ciele, nie mówiąc o popuszczeniu w spodnie. Patrzył w dół, gdy jego wzrok przykuł turlający się na ziemi kawałek oderwanego palca. Jego oddech w tym momencie znacznie przyspieszył.

-Hmpf! To jest ostatnie ostrzeżenie. Inaczej będę musiała wyjść wam pomóc i pokazać porządnie wszystkim jak zająć się robotą.- zza mgły ciało wielkiego czarnego węża się wyłoniło, nie mając na sobie ani jednej kropi krwi. Jakby co przed chwilą się wydarzyło nigdy nie nastąpiło. Patrzyła na nas wielkimi zwężonymi jakby od uśmiechu złotymi oczami.

Joshua nie śmiał nic odpowiedzieć. Ja cały czas siedziałem u niego na ramieniu mocno wciskając swoje szpony w jego ciało. Siedziałem jak zamurowany tak samo jak i on. Mogłem jedynie co robić to wszystkiemu się przyglądać.

- Dzięki wam za niedługo osiągnę status najwyższej istoty na tym świecie. Dorównując sile legendarnym stworzeniom... Wreszcie będę mogła stać się niezwyciężona~!- wykrzyknęła podekscytowana swoim planem. 

-Mam nadzieje, że tym razem się nie zawiodę na tobie Joshua.- wypowiedziała te słowa zaraz zimnym głosem .

- Tak Pani - ledwo wydobywając głos Joshua odpowiedział jej. 

Mnie przeszyło okrutne spojrzenie, zimne jak lód. Powietrze zaraz nabrało ciężaru i trudno zaczynałem oddychać. Nie wiem co ja tutaj robię! Ja chcę do domu! Krzyczałem cały czas w myślach. Podświadomie wiedziałem, że to Ona się na mnie patrzy, ale nic się nie odezwała przez ten czas. Nic nie czułem, żadnego powiewu wiatru, ani nic nie widziałem. 

Nie wiem po jakim czasie ocknąłem się z tymczasowego amoku już na powierzchni. Dalej siedziałem na ramieniu Joshuy, który teraz ciężko siedział oparty na ramionach na krześle przy drewnianym domku. Tego co do niego wcześniej weszliśmy. 

Boż - Bożenko! W co ja się wpakowałem!!!

Odrodziłem się w innym świecie jako Smok!Where stories live. Discover now