Rozdział 4

325 30 0
                                    

Całkowicie spanikowany miałem teraz tylko 2 opcje do wyboru...

1. Poddać się i nie wiadomo co potem

2. Wziąć nogi za pas i spróbować uciec (szansa jest mała, że dam radę uciec)

Hmm.. 2. pomysł nie jest zły.. 

Kiedy trawiłem swoje własne myśli oboje mężczyzn już stało przed mną. Opcja 1 została wybrana. No cóż.. przynajmniej nie musiałem długo wybierać. Podkuliłem ogon i spojrzałem na nich "słodkimi oczami".

Proszę.. dajcie się na to nabrać. Plis... (人ゝω・)

Mężczyźni widząc mój nędzny widok spojrzeli na siebie.

"Ej, Romek to nie pies tego kupca?". Słysząc co brunet powiedział szybko zapiszczałem boleśnie.

"Kupiec zginął tutaj miesiąc temu, możliwe że jest...Patrz! Ma na sobie torbę" wskazał na mnie drugi facet

"Chodź piesku~~ Nie zrobimy ci krzywdy..."przykucnął brunet i zaczął do mnie cmokać. 

Stałem jak słup, trzęsąc się i udawałem przerażonego pieseczka. Chociaż z tym udawaniem to bardziej teraz jest mi bliżej do prawdy jak się czułem. Zgarbiłem się i poparzyłem na ich obu. Roman poszedł w ślady kompana i też zaczął cmokać. Powoli zbliżałem się, a mężczyźni nie śmieli się poruszyć, aby mnie spłoszyć. W końcu po kilku długich minutach znajdowałem się obok nich na wyciągnięcie ręki. 

Romek ostrożnie powoli wyciągnął rękę w moim kierunku. Lampiłem, echem patrzyłem się na nich. Dobra możecie przyśpieszyć, bo zaraz albo się zrobię głodny albo umrę... ('皿`;)

Widząc rękę koło mojej głowy, w myślach ich dopingowałem. "No dalej! Chłopaki dajecie radę! Szybciej! Weź już połóż tą rękę na mojej głowie i po sprawie"

 Po wiecznym cierpieniu (czekaniu) wreszcie ta chwila miała nadejść, aby ją przyspieszyć wziąłem sprawę w moje ręce, znaczy teraz łapy.

Podszedłem bliżej i lekko dotknąłem swoim pyskiem jego ręki. Obaj podskoczyli jak panienki i właściciel cuchnącej ręki zaczął mnie powoli głaskać. Lekko zamerdałem ogonem i jeszcze bliżej się zbliżyłem do niego tak, że teraz miał mnie całego w jego zasięgu.

"Dobry piesek~~"zachrypiał Romek

"Ej, no! Ja też chce go pogłaskać!" marudził brunet

"Nie. Bo go jeszcze wystraszysz i co będzie?"

"Argh!!" wściekły mężczyzna wstał

Romek dalej mnie pieścił i nazywał słodkim pieseczkiem. W sumie to było miłe uczucie, gdy ktoś cię głaska...

"Antonio, Roman! Gdzie jesteście?!" w oddali słychać było krzyk 

"Tutaj kapitanie!"zawołali obaj

Po chwili podszedł do nas wysoki, barczysty facet.

"Co tu robicie dranie! Mieliście pilnować koni!" ryknął na nich. Tak się Roman z Antonio przerazili, aż natychmiastowo stali jak żołnierze w szeregu. 

"My...mmmy..." próbowali się wytłumaczyć, ale widząc jak dorośli, napakowani faceci wiercą się jak małe nieśmiałe dziewoje przed tym kapitanem, aż żal mi ich było.

"Szczek!" odezwałem się i natychmiastowo zwróciłem na siebie uwagę.

"Co do diaska robi tutaj ten szkielet?!" kapitan ponownie ryknął.

"Szczek! Szczek! Szczek! Wrr.." przybrałem obronną postawę

"Jeszcze warczy.." już nieco spokojniej, ale dało się wyczuć jeszcze gniew kapitana w jego głosie

Odrodziłem się w innym świecie jako Smok!Where stories live. Discover now