Rozdział 12

169 16 8
                                    

Minęło kilka dni odkąd pochowałem Tomirę i udałem się w dalszą podróż. O Leona na razie się nie martwię. Chociaż był jedną z ofiar tego porąbanego świata, jest także protagonistą. Główny bohater przecież nie może umrzeć. ('・ε・̥ˋ๑) Udałem się w przeciwnym kierunku Busznego Lasu. Nie chce tam wracać. Obecnym celem było udanie się do miejsca gdzie są ludzie. Nie mogę wiele zdziałać w zwierzęcej skórze. Potrzebuje ludzką. Nie chciałem jeść Tomiry, nie wiem czy bym zniósł poczucie winy. Dlatego obrałem sobie za cel bandytów i rzezimieszków. Nie będę zabijać niewinnych ludzi.

Przed wyborem osoby muszę wziąć pod uwagę kilka faktów. Po pierwsze musi to być mężczyzna, po drugie najlepiej żeby był nastolatkiem, a po trzecie jego twarz nie może być rozpoznawalna. Będzie mi na początku pewnie trudno odnaleźć taką osobę, ale jeszcze będzie trudniej po transformacji. Biorąc pod uwagę moją zdolność, kopiuje ona wszystkie cechy danej ofiary. Będę musiał na samym początku uciec i podróżować do innych miast pieszo w ludzkiej skórze. Po kilku miesiącach zarejestruje się do gildii. Także pozostaje kwestia pieniędzy. Wziąłem od mojej zmarłej przyjaciółki worek z monetami, ale nie wiem czy mi to wystarczy. Obecna sytuacja mnie do tego zmusiła. Jak wszystko w miarę się uspokoi odwiedzę ją kiedyś i oddam jej to co zabrałem.

Leciałem nad polami i łąkami podczas nocy. Moje niebieskie ubarwienie łusek za bardzo rzucałoby się w oczy podczas dnia. Kilka razy już udało mi się spotkać poszukiwaczy przygód. Wtedy wzlatywałem wyżej i starałem się jak najciszej, bez zbędnych ruchów machania skrzydłami przelecieć nad nimi. Natomiast jak nastawał dzień uciekałem albo do jakiś ruin albo chowałem się w małych lasach. Tylko teraz jednego się nie spodziewałem... (¬ ¬)


Był już świt, a ja dalej nie znalazłem kryjówki. Leciałem nad samymi równinami, na których nic nie było za czym mogłem się ukryć. Przyspieszyłem lot i zacząłem się rozglądać. Wkrótce w oddali było widać zaciemniony wysoki obszar. Był to las! Chociaż był mały z daleka to jest najlepsze co mogłem znaleźć na takim pustkowiu. Po kilku minutach ostrożnie wylądowałem w jego pobliżu i zmieniłem postać na średniej wielkości ptaka. Podczas ostatniego dnia nadarzyła mi się okazja upolowania go. Miał czerwono-brązowe pióra i wygląd był bardzo zbliżony do sokoła.

Pofrunąłem na sokolich skrzydłach do środka lasu. Jego prędkość podczas lotu była dość mała w porównaniu do mojej zwykłej prędkości w oryginalnym ciele. Z centrum było słychać jakieś krzyki ludzi i dźwięk metalu. Zbliżyłem się do źródła i usiadłem nieopodal na jednej z wyższych gałęzi. W środku lasu była wybudowana mała drewniana forteca. Wokół niej były naostrzone bale powbijane w ziemie do góry oraz miała jedną wieże strażniczą. Głównie sami mężczyźni czatowali na zewnątrz i wewnątrz niej. Po środku był wybudowany mały drewniany domek. Oprócz tego domku, w środku fortecy były porozbijane namioty. 

"Co oni tam robią?" mruknąłem sam do siebie. Siedziałem na gałęzi już dobrą godzinę i za chwilę miałem odlecieć w głąb lasu. 

"(Gwizd)... (Gwizd)" raz za razem, pewien mężczyzna który, chwile temu wyszedł z małej chatki zaczął gwizdać w cienki gwizdek. 

"Cholera! Gdzie jest to durne ptaszysko!" krzyknął wściekły. Kilku niego facetów, którzy stanęli za nim zaczęli się śmiać i coś mówić. Może się dowiem więcej o co tutaj chodzi, jeśli ich podsłucham? ( ͡° ☆ ͡°) Zerwałem się niezbyt stabilnie z gałęzi i podfrunąłem bliżej drewnianego domku i niezgrabnie usiadłem na jego dachu. Kurcze! (*/_\) Zapomniałem, że ci mężczyźni mogą zauważyć mnie w postaci sokoła jak lecę na dach... Agh... Będzie kiepsko...

"O widzisz Joshua twój pticek już przyleciał" zaśmiał się ciemnowłosy młodzieniec wskazując na mnie palcem. Wyglądał na około 16 lat.

"... Już swoje powiedziałeś?" mężczyzna z gwizdkiem zmarszczył brwi i syknął do chłopca.

"Jeszcze nie szefie" uśmiechnął się. Reszcie mężczyznom zblakły twarze na uśmiech młodego chłopaka i atmosfera zaraz się ulotniła.

"To my już pójdziemy..." chrypnął jeden starszy z nich. Joshua kiwnął głową i popatrzył w moim kierunku. Miał na sobie kowbojski brązowy kapelusz oraz był ubrany w grubą kamizelkę w przeciwieństwie do reszty, która nosiła tylko koszule z długimi rękawami.

"Fifek chodź tutaj" zagwizdał Joshua i wystawił rękę poziomo w moim kierunku. Ups! Chyba zjadłem ich ptaka...  Haha! Siedziałem sparaliżowany przez chwile. W tym czasie młodzieniec ponownie się zaśmiał.

"Widzę, że już cię własny ptic nie lubi, dlatego spieprzył już kilka dni temu"

"Zamknij się Bojan. Chodź Fifek, bo żarcia nie dostaniesz" mruknął patrząc na mnie spod ukosa. Po chwili wywnioskowałem,  że chwilę sobie u nich pobędę. Będę mieć darmowe jedzenie i lokum.. Szkoda nie skorzystać! (o^ ^o) 

Podfrunąłem niezdarnie i poleciałem w kierunku Joshui ręki. Ledwie co złapałem się nogami jego ramienia i o mało co nie spadłem. Nie potrafię jeszcze dobrze używać tego ciała. Uf... na razie jest dobrze... Nikt się nie skapnie, że zjadłem jego ptaka? Nie?... ('A') Fifek... Co za imię miał ten ptak?!

"Fifek, co ci jest?" szef, Joshua pogłaskał placem mój dziób. 

"Chory czy co? Jak nie twój ptic" Bojan pochylił się w moim kierunku, skanując mnie całego wzrokiem.

"Hm... chodźmy na dół, pewnie jest głodny." Joshua popchnął mnie ręką w kierunku jego barków, abym tam usiadł i skierował się do wnętrza chatki. Jak tylko otworzył drzwi w środku było tylko małe pomieszczenie, jakby nikt tutaj nie mieszkał. Było tam pojedyncze łóżko, mały stolik z krzesłem oraz szafa, ale nic nie było używane. Wszystko było normalne, nic nie rzucało się w oczy. Mężczyźni skierowali się do szafy, następnie ją otworzyli. Zbiło mnie to trochę z tropu. Coś ten facet mówił o pójściu na dół, myślałem, że o piwnice mu chodziło, ale że o szafę?  (°ロ°) !

Po otwarciu zapukał w dno szafy, dziwnym rytmem. Po chwili spód mebla się otworzył pokazując kręte, ciasne schody prowadzące na dół, w podziemia. Weszliśmy tam  i automatycznie jedyne źródło światła pochodzące z pokoju zgasło, jakby szafa się sama się zamknęła. Szliśmy w ciemności kilka minut w ciszy  dopóki nie usłyszałem zbliżających się łańcuchów.

Boże.... co tam jest? Czuje się jak w horrorze... Proszę... nie straszcie mnie. Po chwili niebieskie światło zaczęło oświetlać nam drogę. To były wbite niebieskie kryształy w ścianach korytarzu, od których biło światło. Wkrótce pojawiły się pierwsze drzwi z boków korytarza, a dalej wzdłuż korytarza widać było lochy. Gdzie ja jestem?!  (/;◇;)/ 

Jęki zaraz było słychać od strony lochów...

Odrodziłem się w innym świecie jako Smok!Where stories live. Discover now