3. A chcesz żyć ?

1.7K 118 38
                                    


-Ale jak mam to zrobić ?- zapytałam Alice.

-Wiem, że wypowiedzenie tych słów przy rodzicach nigdy nie będzie łatwe, ale to będzie kluczowy moment do odbudowy. Już tyle osiągnęłaś, nie pozwól aby to cię teraz zatrzymało.

-Aha, czyli ty też na mnie wypierasz presje. Super.- mój oschły ton był jednocześnie tak ostry, że można by było nim przecinać papier.

-Nie chodzi mi o to Aurora, nigdy mi nie chodziło o to by wywierać na Tobie presję. Mówię tylko to co jest prawdą. Widzę jak się starasz, jak próbujesz, jeżeli nie teraz to następnym razem. Pamiętaj tylko o tym, że to ty zwalczasz chorobę, a nie ona Ciebie.-mówiła cały czas spokojnym głosem Alice.

Może faktycznie miała racje, ale co z tego, jak strach był większy. To pierdolone uczucie, że nie jesteś wystarczająca, że ich zawiodłaś i to, że znowu usłyszysz, że inni mają gorzej, albo żebym nie robiła z siebie już takiej męczennicy bo mi kurwa nic nie jest.

-Dobrze, mogę spróbować, ale nic nie obiecuję. Wiesz sama dobrze jak jest. Poza tym, oni nie chcą tego słuchać, no wiesz idealna rodzina i coś takiego...

-To nie jest twoja wina, nigdy nie była i nigdy nie będzie Aurora.

Może i nie, ale jestem pewna, że do końca życia będzie mi to wypominane w taki, a nie inny sposób.

-Pamiętaj, że ze mną możesz rozmawiać o czym tylko chcesz, jestem tutaj dla Ciebie, żeby Ci pomóc.- powiedziała Alice, lekko uśmiechając się do mnie. –Małe kroczki Ror, małe kroczki. Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam.-Będę przy Tobie dzisiaj, nie zapominaj o tym, że masz moje wsparcie.

-Tylko za bardzo we mnie nie wierz, bo możesz się później nieźle przejechać.-powiedziałam sucho.

I nawet nie wiedziała ile w tym jest prawdy.

Po spotkaniu, ja jak to ja niechętnym krokiem szłam w stronę mojego azylu, w którym czułam się nadzwyczaj bezpiecznie. Patrzyłam w dół, lekko przymykając oczy, bo co bądź, ale niektóre leki sprawiały, że człowiek był jeszcze bardziej senny niż zazwyczaj. W pewnym momencie poczułam szturchnięcie.

-Uważaj jak chodzisz mała.- znajomy głos dotarł do moich uszu.

Świetnie jeszcze musiałam napotkać kogoś po drodze, tylko tego mi brakowało do szczęścia. Uniosłam lekko głowę, a mój wzrok napotkał burzę kręconych włosów w odcieniu ciemnego brązu, oraz tego samego koloru parę oczu. Chłopak cwanie się uśmiechał patrząc na moją twarz.

-Po pierwsze, nie mów do mnie jakbyśmy się znali, a po drugie to nie uśmiechaj się tak, bo Ci zapewne zostanie i przez całe życie będziesz wyglądał jak klaun. A teraz dobranoc.

Już miałam zamiar pociągnąć za klamkę, aby otworzyć drzwi gdy nagle...

-Widzę, że ktoś nie ma humoru.- powiedział ironicznie.

-Chłopie, kurwa ogarnij się, nie mam chęci na konwersacje z Tobą, więc się po prostu odwal i daj żyć.- mój ostry ton mógł w tamtym momencie przecinać brzytwy

-A chcesz żyć?- zapytał, a mnie dosłownie przyćmiło, bo nikt nigdy się mnie o to nie pytał, nawet Alice na spotkaniach. Nie w taki prosty sposób.

W tamtym momencie nie miałam już ochoty na nic, a w szczególności na jakiekolwiek kontakty między ludzkie. Bez odpowiedzi szarpnęłam za klamkę i weszłam do środka sali zatrzaskując za sobą głośno oszklone drzwi. Byłam jednocześnie mocno zdenerwowana jak i smutna, ponieważ zapytał się o to czego najbardziej się bałam. Czy chciałam dalej żyć. Trudno na to znaleźć odpowiedź normalnemu człowiekowi, a co dopiero osobie, która zaledwie trzy tygodnie temu miała próbę samobójczą. Zdałam sobie sprawę z tego, że poczułam coś innego niż smutek i rozpacz. Poczułam złość, która nie gościła u mnie już od bardzo dawna. Nowe uczucie, a jednak takie stare. Tak odległe, a jednak jedna osoba w przeciągu paru sekund mogła je u mnie wyzwolić. Zawsze to było poirytowanie, a teraz złość. Coś niebywałego.

Dark ViewWhere stories live. Discover now