13. Nowy początek.

896 53 24
                                    

Musimy coś stracić, aby zyskać dużo więcej. Trzeba spać na sam dół, dotknąć dna i ze szeroko otwartymi oczami stanąć twarzą w twarz z ciemnością. Droga ku temu jest przepełniona cierpieniem, długotrwałym bólem, oraz depresją napotkaną pomiędzy tym wszystkim, która nie chcę później nas opuścić. Zatracenie samego siebie to pozbawienie najważniejszej i najcenniejszej rzeczy w tym całym świecie. Kiedy dotkniemy dna, można już tylko wyczekiwać swojego końca, który zbliża się wielkimi krokami. Jesteśmy pogodzeni z tym iż za chwilę możne nas już nie być po tym, jak straciliśmy instynkt samozachowawczy i nadzieję na jakiekolwiek światło, które mogłoby przedostać się przez tą zanieczyszczoną wodę, która zalewa nas z każdej strony.

Właśnie, kiedy ja byłam w takiej sytuacji, a w moich płucach zalegała woda, która utrudniała oddychanie, zobaczyłam ten pierwszy przebłysk światła. Był prawie niewidoczny, lecz to on wyłowił mnie z tego mułu i to jemu zawdzięczam swoje życie i oddech.

Zyskiwałam każdego dnia, coraz więcej, dostrzegałam wyraźniej i powoli odnajdywałam siebie w tym potocznie nazywanym syfie.

Czekał na mnie.

Nowy początek.

Kiedy spakowałam wszystkie rzeczy z szafek, usiadłam na łóżku i zaczęłam rozglądać się po sali, która przez dziewięć tygodni pełniła rolę funkcję, w którym działo się bardzo dużo rzeczy.

Nie pamiętam dnia przyjazdu tutaj, gdyż byłam zbyt daleko od rzeczywistości i nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ani gdzie jestem. Pierwsze tygodnie były okropne, nie rozmawiałam praktycznie z nikim, nie jadłam, tylko egzystowałam, czekając, aż magicznie wyparuje z tego świata. Później leki zaczęły działać i mimo że było cholernie trudno sprostać depresji, małymi kroczkami z pomocą Alice zaczęłam odbudowywać siebie. Niestety najbardziej obawiałam się tego, co będzie dziać się poza oddziałem, ponieważ łatwo było żyć w izolacji, która przypominała bańkę mydlaną, gdyż nie było w niej ludzi, przez których zeszłaś na samo dno.

Westchnęłam, przymykając oczy, a następnie opadłam plecami na pościelone łóżko i delektowałam się ciszą, którą mogłam słyszeć ostatni raz. Wiedziałam, że kiedy przyjadę do domu, będę musiała, wysłuchiwać kazań rodziców na temat tego, jak bardzo zaburzyłam ich plany co do mojej osoby i ile musieli poświęcić swojego czasu pracy na terapie rodzinne. W głowie zaczęłam tworzyć dialog, a raczej monolog jednego z rodziców. Doskonale słyszałam te słowa.

Moje rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi od sali. Otworzyłam oczy i lekko uniosłam głowę do góry, tak aby reszta część ciała została w tej samej pozycji. Dostrzegłam niską blondynkę, która czekała przed szklaną płytą. Pomachałam ręką, aby weszła do środka i wróciłam do wcześniejszej pozycji.

Poznanie Chloe Wallis było jednym z lepszych momentów pobytu na tym oddziale. Osiemnastolatka z szarymi oczami pomogła mi w zrozumieniu tego, że napastowanie Devona nigdy nie było moją winą, a jego popieprzonego myślenia i braku jakiejkolwiek ludzkości. Podziwiałam ją za wytrwałość w tym jej samozaparciu i dążeniu do lepszego życia, pomimo tego, jakie okropieństwo ją spotkało. Pewnego razu, kiedy rozmawiałyśmy, wspomniała, że chcę wnieść sprawę gwałtu do sądu i tym zyskała w moich oczach ogromny szacunek, z naszej dwójki to ona była silniejsza psychicznie.

Blondynka zamknęła drzwi, a następnie przechodząc przez sale, zaczęła poprawiać swoje chorendalnie długie włosy, które sięgały jej do wysokości bioder. I to było następną rzeczą, którą podziwiałam w tej dziewczynie. Ja nigdy nie umiałabym zapuścić tak długich i na dodatek zdrowych włosów, pewnie dlatego, że niszczyłam je, upinając w rozwalonego koka na czubku głowy. Dziewczyna była wielką fanką Nirvany i nie zliczę ile razy musiałam wysłuchiwać sprzeczek pomiędzy nią, a Jacem, który przez większość czasu musiał wywyższać AC/DC w jej obecności, co doprowadzało blondynkę do szewskiej pasji.

Dark ViewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz