13. Nowy Świat

150 14 1
                                    

Wybiegłam razem z Harrym z domu przez tylnie drzwi prowadzące do lasu. Wbiegliśmy do niego jednak przed nami pojawili się dwaj śmierciożercy.
Chwyciliśmy różdżki i zaczęliśmy ciskać w popleczników Voldemorta zaklęciami. Harry całkiem dobrze sobie radził niestety mnie nie udało się odparować zaklęcia torturującego rzuconego przez śmierciożercę i padłam na ziemię krzycząc z bólu.

- Veronika! - Słyszałam krzyk Harrego a następnie czerwone światło. Harry sam ich pokonał. Miałam mroczki przed oczami. Obraz całkowicie mi się rozmywał. - Słuchaj musisz uciekać. Pamiętasz jak opowiadałaś o pewnej jaskini? Ukryj się tam będę cię osłaniał. Później do ciebie przyjdę. Nie damy się porwać ani zabić.

Przytaknęłam i pomimo bólu i zmęczenia biegłam w kierunku jaskini. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Dumbledore walczącego ramię w ramię z Harrym przeciwko tuzinowi śmierciożerców. Usłyszałam przed sobą odgłos pękającej gałązki.
Spojrzałam przed siebie. Stała tam śmiejąca się Bellatrix Lestrange.

- Crucio - rzuciła w moja stronę. Krzyknęłam. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam takiego bólu. Powtórzyła zaklęcie jeszcze kilka razy. Opadałam z sił. Podeszła do mnie i szarpnęła mnie za włosy - Gotowa na spotkanie z Czarnym Panem?

Nagle stało się coś czego bym się nigdy nie spodziewała. Suche liście i patyki wokół mnie zaczęły płonąć. Bellatrix szarpnęła mnie mocniej za włosy.

- Co ty wyprawiasz Potter!? Jednak potrafisz posługiwać się czarami. - nie wiele myśląc Odepchnęłam ją całą moją siłą i biegłam tak szybko na ile nogi mi pozwalały. Zdziwiłam się, że Lestrange mnie nie goni. Obruciłam się i zauważyłam, że rzuca zaklęcia w białego, latającego smoka o czerwonych oczach.

- Cladra - szepnęłam. Uciekaj pani! Zajmę się nią. Usłyszałam w głowie. Posłuchałam jej. Biegłam prosto przed siebie. Powoli zwalniałam. Nie potrafiłam ustać na nogach. Upadłam. Pech chciał, że znajdowałam się na małej górce obsypanej liśćmi i gałęziami, z której oczywiście spadłam prosto do znajdującego się na dole jeziora.

Wszystko mnie bolało. Otworzyłam oczy byłam pod wodą i coraz szybciej opadałam na dno. Nie miałam siły aby poruszać rękami. Nie potrafiłam się wydostać. Powoli kończył mi się tlen. Zamykałam oczy błagając kogokolwiek w duchu o ratunek .

Nagle ktoś obiął mnie w pasie i szybko wydostał mnie z wody. Nie starczyło mi nawet siły aby otworzyć oczy. Zemdlałam.

Usłyszałam czyiś głos. Otworzyłam oczy. Szybko rozejrzałam się po okolicy. To nie był ten las przez który uciekałam i nie to jezioro do którego wpadłam. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam gdzie jestem. Wstałam i przerażona  postanowiłam poszukać drogi do domu. W ręku trzymałam różdżkę chociaż i tak na nic by mi się nie przydała. Nie zawsze mnie słucha. A może to ja odpowiednio nie potrafię rzucić zaklęć? Weszłam na górkę i od razu postanowiłam się ukryć w pobliskich krzakach gdyż zauważyłam starszego mężczyznę na koniu z koroną na głowie w towarzystwie dwóch rycerzy, noszących czerwone płaszcze na swojej zbroi.

Dalej stał na oko jedenastoletni chłopiec o ciemnych włosach. Miał na sobie białą starą koszulkę, brązowe workowate spodnie a na plecach miał coś w rodzaju niebieskiej peleryny.

- Zabić czarownika! - krzyknął prawdopodobnie król. Rycerze zeszli z koni. Czy oni naprawdę chcieli zabić tego chłopca? To jeszcze dziecko! Wycelowałam różdżką w siedzącego na koniu władcę i wypowiedziałam

- Drętwota - i król spadł z konia. Byłam z siebie bardzo dumna. W końcu coś mi się udało. Rycerze podbiegli do leżącego mężczyzny a ja wykorzystałam ich nieuwagę i podbiegłam do zdezorientowanego chłopca, chwyciłam go za rączkę i uciekliśmy z tego miejsca.

Niechciana - Harry PotterWhere stories live. Discover now