14

9.1K 235 62
                                    

-Powiesz mi co się stało, że ściągnąłeś mnie z naprawdę fajnej randki? - pytam Iwana, kiedy samochód z Antoniem w środku odjeżdża.

-Nasz medyk i jego syn zostali postrzeleni. - mówi trochę nerwowo. - I... - zaczyna, ale mu przerywam.

-Jak to kurwa? - marszczę brwi i unoszę na niego wzrok. - Żyją?

Słabo by było stracić faceta, który ratował życie naszych żołnierzy. I Marcusa też. W końcu spędziłam z nim połowę dzieciństwa i nieustannie kradnę mu książki o medycynie, ewentualnie zadręczam go, chcąc by nauczył mnie czegoś więcej niż samo szycie. Nie zanosiło się, żebym kiedykolwiek poszła na jakiekolwiek studia, ale chciałam się znać na jakiejś dziedzinie nauki chociaż trochę.

-Nie ma ich kto zszyć. 

-A don? Przecież dziadek potrafi. Już nie raz wyciągał sobie kule i się zszywał.

-Tylko jest taki mały problem. To był zamach, Henry oberwał w ramię.

-Pierdolisz? - kręci głową. - Zaprowadź mnie tam. - zdejmuję płaszcz, a Iwan przytakuje i prowadzi mnie do dużego pokoju, który pełnił funkcje medyczną.

Jako dziecko dużo tu przebywałam. Dziadek chciał żebym potrafiła się na wszelki wypadek się pozszywać i poradzić z bólem. Dzisiaj przekonamy się na ile została mi wiedza z dzieciństwa, o ile takowe miałam.

Zamykam za sobą drzwi do białego pomieszczenia, z białymi płytkami i białymi ścianami oraz szarym sprzętem i kilkoma szpitalnymi łóżkami.

W pierwszej kolejności na stole chirurgicznym leżał dziadek, który krzywił swoją oznaczoną czasem twarz w grymasie bólu. Przechodzę po pomieszczeniu, myję dokładnie ręce i biorę metalową tackę, układam na niej papier i kolejno kładę imadło, pęsety, nożyczki, nici z zakrzywionymi igłami, lidokainę w strzykawkach i rękawiczki, waciki oraz płyn do odkażenia. 

-Przysuń mi to wyższe krzesło od strony gdzie jest postrzelony i ten metalowy stolik. - mówię do Iwana, a on bez tracenia czasu robi co każę. -Dawaliście mu coś innego przeciwbólowego? - kręci głową. Biorę morfinę i wenflon. Zakładam ją obok stołu.

Kładę na stoliku tackę z przyborami.

-Stracił dużo krwi? - pytam zakładając rękawiczki i przemywając ranę.

-Cholera, nie wiem. Może? - czyli tak. Jak się z tego nie wyliże, to problem, bo ja nie przeprowadzę transfuzji.

Wbijam mu wenflon w zewnętrzną stronę dłoni i podłączam do kroplówki. Wstrzykuję lidokainę obok rany.

Ni chuja nie mam pojęcia co robię, jedynie to co pamiętam, najwyżej dziadek będzie miał giga zjazd albo wizytę w piekle.

-Przygotuj mi dwa takie same  zestawy jak ten, tylko umyj ręce.- mówię w między czasie i nie czekając aż lek zacznie działać biorę pęsetę i staram się wyciągnąć kulę. Po chwili odkładam zakrwawiony metal na papier i zabieram się za zszywanie rany. - Zawołaj mi chłopaków, trzeba go będzie przerzucić na kozetkę, bo musi zwolnić mi stół. - dyktuję do Iwana, a on kiwa głową, kończy wykładać na tacki przybory, po czym wychodzi z sali, a ja za ten czas powoli kończę szycie dziadka.

-Dwóch wystarczy? Byli najbliżej. - pyta Iwan, wchodząc z dwojgiem żołnierzy. Kiwam głową i jeszcze raz zszywam ranę, po czym zakładam opatrunek i zdejmuję rękawiczki.

-Przełóżcie go, ale ostrożnie i uważajcie na kroplówkę, połóżcie na stole Josepha.

-Nie. - słyszę słaby głos, a mój wzrok przenosi się na medyka. - Zacznijcie od Marcusa, ja jestem stary, a on ma całe życie przed sobą. - mówi prawie, że szeptem. Niechętnie kiwam głową, bo Joseph jest trochę jak taki wujek, który uczył jeździć cię na rowerze, a w moim przypadku posługiwać się igłą i dawkować leki.

HadesWhere stories live. Discover now