11

9.6K 247 23
                                    

-Spokojnie, przecież ci to wytłumaczę. - siadam na fotelu niedaleko biurka dziadka i biorę z stolika whiskey. Nalewam ja do dwóch szklanek i jedną przesuwam w stronę dziadka. Patrzy na mnie z mordem w oczach, ale bierze szkło.

-Tłumacz.

-Odbijaliśmy mamę. W bagażniku tego tam jak mu było... Nie ważne, znaleźliśmy dzieci. Jak bardzo by to komicznie nie brzmiało. Cholera, dziadek, to dzieci. Zostawiłbyś ich na łasce yacuzy?

-Nie. Ale to nie powód by stać się zastępczą matką.

-Nie ma o nich ani słowa w zaginionych. Te dzieci nic nie mówią skąd są czy cokolwiek. - ignoruję jego komentarz.

-A jeśli są od wroga? Myślałaś o tym? - cedzi przez zęby i upija łyk bursztynowego płynu. Wywracam dyskretnie oczami i biorę głębszy wdech.

Myślałam. Może ktoś chciał się pobawić w terrorystę. Ale kurwa, bez przesady. Nawet ruska brać nie byłaby tak pozbawiona honoru. W zasadzie to zakładam, że dzieciaki po prostu były okupem. Może miały zostać sprzedane w zamian za jakiś dług. Pewnie młody trafiłby do jakiegoś oddziału, a Lily zostałaby odesłana jako pomoc domowa, czy w czarniejszym scenariuszu, byłaby hodowana na dziwkę.

-Uspokój się, nic przy sobie nie miały, z resztą mają po kilka lat. - macham ręką. - I boją się ludzi, nie sądzę, że miałby mieć jakiś inny cel. Yakuza ma tendencje do zabierania takiego okupu, opłaca im się. - Henry wzdycha i opiera się o fotel, wydymając w zamyśleniu wargi, po czym przechyla kilka razy szkło z alkoholem, przyglądając mu się i upija łyk.

-Żebyś tego później nie żałowała, jeśli do jutra nie dowiem się skąd te bachory są, to mają się wynieść z mojego domu.

Staram się nie wściec na określenie "mojego". Kurwa, naszego, jeśli już.

-Ten dom jest nasz, nie tylko twój. - mówię surowo i patrzę na niego chłodnym wzrokiem, po czym uśmiecham się fałszywie.

Pracowałam dla niego od dziecka, więc chyba kurwa mimo wszystko to też należało do mnie, prawda? Z resztą nie ważne. Może to był jakiś utajony instynkt macierzyński, ale nie zamierzałam zostawić samych tych dzieci na pastwę yacuzy.

Bez dalszego pierdolenia wstaję z fotela i wychodzę. Nie miałam teraz ochoty się kłócić. Pewność moich kroków odbija się o marmurową posadzkę. Nie idę daleko, bo do mojego pokoju. W teorii powinnam iść teraz do dzieciaków, ale chciałam dać sobie dosłownie chwilkę odpoczynku, na wyciszenie emocji.

Po tej rozmowie byłam w pewien sposób wkurwiona. W zasadzie to byłam w trakcie i jestem teraz, dlatego mimo pitego wcześniej alkoholu, kiedy tylko jestem w swoim pokoju idę do szafki nocnej,  z której wyciągam tabletki. Biorę od razu dwie. Już dawno zdałam sobie sprawę, że zalecana jedna gówno mi daje.

Ogólnie leki na uspokojenie bywały po prostu słabe. Albo nic nie dawały, albo usypiały, albo trzeba było je zastąpić narkotykami. Znalazłam jedne, które były pośrodku pierwszych dwóch typów. Byłam po nich przez chwilę jakbym nie wyspała się w nocy, ale ten stan utrzymywał się może pół godziny i było już okej, a przynajmniej mnie wyciszały.

Jak tylko wróciłam do domu od Antonia od razu poszłam do dziadka. Wcześniej było to cholerne spotkanie. A w między czasie miałam jeszcze dwa spotkania odnośnie jednej dostawy, bo jakiś mądry człowiek nie  potrafił się zorganizować. Innymi słowy. Nieustannie od kilku dni nie dane mi było spędzić choć chwili z samą sobą, a potrzebowałam chociażby kilkunastu minut.

Gwoli ścisłości, długo się tym nie nacieszyłam, bo w telefonie zauważyłam dwa nieodebrane połączenia od bruneta. Przełknęłam leki i popiłam je wodą, a następnie odblokowałam telefon. Czegoż on mógł chcieć? Zapomniałam coś zabrać? Nie, nie wydaje mi się, bo tak naprawdę praktycznie niczego ze sobą do niego nie wzięłam.

HadesWhere stories live. Discover now