♂ Iwaizumi Hajime ║ 🎂

3.1K 99 13
                                    


Silne ramiona Iwaizumiego oplatały talię młodszego chłopaka, przyciskając jego nagie plecy szczelnie do własnego torsu. Szorstkie wargi muskały raz po raz kark kochanka, jak gdyby chciał się upewnić, że wszystko z nim w porządku i nie skrzywdził go przypadkiem podczas miłosnych uniesień sprzed zaledwie kilku chwil. Kwadratowe palce rutynowo wręcz błądziły po jego mostku i podbrzuszu, wywołując drobne dreszcze przyjemności. Lewe kolano siatkarza wetknięte było między wciąż roztrzęsione uda partnera.

Przyjemna symfonia cykad roznosiła się po całym wzgórzu; mieszana ostrożnie ze świstem wiatru przedzierającym się przez źdźbła wysokiej trawy oraz liści; ciche pohukiwanie sowy udającej się, najprawdopodobniej, na nocne polowanie; szum niedaleko położonego drobnego strumyku. Mężczyźni wylegiwali się beztrosko na wzorzystym, polarowym kocu, oświetlani jedynie przez blask niezliczonych gwiazd rozmieszczonych na nocnym niebie. Firmament był nieskalany żadną chmurką, jakby wręcz zachęcał ludzi do oglądania dzisiejszego zaćmienia księżyca.

— Sto lat — wyszeptał nagle [T.I.] pogodnym tonem, kiedy tylko jego oddech się uspokoił.

Leniwym tempem począł obracać się w stronę bruneta, jednak kiedy tylko znalazł się na plecach, stanowcza dłoń ukochanego powstrzymała go przed dalszym ruchem. Hajime podparł się na łokciu, wlepiając swoje oliwkowe oczy w [kolor] tęczówki sympatii. Łagodnym gestem odgarnął pojedynczy kosmyk opadający na jego czoło. Nieznaczny uśmiech wpłynął na twarz studenta, kiedy suchym kciukiem przejechał po czerwonawych ustach nastolatka, wciąż pobudzonych niedawnymi pieszczotami.

— Taka stara dupa z ciebie już, a nadal nie urosłeś — palnął [kolor]włosy, wystawiając nieznacznie język. Hajime skrzywił się lekko, po czym przycisnął do niego swój palec, tak, że biedny mięsień został przygwożdżony do dolnego szeregu zębów chłopaka. — Aua — wyseplenił. — Ho bo-i. Fehań.

— Co powiedziałeś? — mruknął, dociskając odrobinę mocniej. — Wybacz, niewyraźnie mówisz, możesz powtórzyć?

— Jeh-eh nihki, Ha-i-e — bełkotał wytrwale z nadzieją, że wygra tę walkę.

— Jeszcze raz, bo nie dosłyszałem? — powiedział, unosząc brwi. Jego nacisk ponownie się nasilił, kiedy [T.N.] próbował uwolnić się z tej niechlubnej pułapki.

— Obua, fefaham. — Wywrócił oczami, czując drobne łezki formujące się w ich kącikach. — Czasami jesteś zbyt brutalny, wiesz? — bąknął, nadymając policzki, kiedy tylko kciuk Iwaizumiego odpuścił dalszego ataku. — I nie znasz się na żartach.

— Gdyby twoje żarty były śmieszne, wtedy mógłbym się znać — margnął, opadając na plecy.

— Jak dla mnie są arcyzabawne! — Wzruszył ramionami, sięgając do kosza piknikowego umiejscowionego po jego prawicy. — Truskawek w czekoladzie? Muffinki? — zaproponował, przysuwając obiekt bliżej.

— Spasuję — westchnął, skupiając swój wzrok na rozgwieżdżonym sklepieniu.

— A może wina? — zaszczebiotał głosem, który kropka w kropkę przywodził na myśl jakiegoś natrętnego sprzedawcę próbującego wepchnąć ci ręcznie szyty dywan.

Źrenice mężczyzny ponownie spoczęły na obliczu partnera. Wpatrywał się tak w niego kilka chwil, po czym się odezwał:

— Nadal nie wiem, skąd wytrzasnąłeś wino, nie mając skończonych dwudziestu lat.

— Wiesz, jak to mówią! — powiedział nazbyt energicznie. — Niczym Piękna dla Bestii, Filip dla Aurory, Simba dla Nali, Tom dla Jerrego... no, może bez tego ostatniego — szybko się zreflektował — jest się w stanie zrobić wszystko dla ukochanej osoby!

— Nikt tak nie mówi...

— Wzniosłem się na wyżyny moich możliwości — wciął się — aby uczynić naszą randkę z okazji twoich dwudziestych pierwszych urodzin naj-super-niezapomnianą i naj-super-romantyczniejszą w historii randek — zapewnił, kiedy jego dłoń spoczęła na nieogolonym policzku bruneta.

— Dlatego też na początku twoja matka miała nas zawieźć do tamtego salonu gier, tak? — Na twarz zielonookiego wpłynął chytry uśmieszek.

— Nie-e, Hajime–chan! — prychnął, zakładając na siebie ramiona, co wyglądało komicznie, zważywszy na pozycję, w jakiej leżał. — Nie musisz wszystkiego psuć, Panie Marudo — fuknął, kręcąc głową na boki. — To był tylko plan B, jakbyś nie chciał prowadzić samochodu...

— Który pożyczyłeś od swojej ma-

— Zamilcz! — żachnął się, sięgając ponownie do koszyka i wyjmując z niego delikatnie pomiętą kartkę. — Patrz się na niebo — rozkazał.

Iwaizumi, czując, że to on wygrał tę rundę, przerzucił leniwie spojrzenie na firmament. Księżyc powoli ujawniał swą obecność, kontynuując niespieszną wędrówkę po sklepieniu.

— O tamten gwiazdozbiór — [T.I.] wskazał na kilka jasnych punkcików położonych blisko siebie, zataczając nim małe kółeczka — ten, nad twoim łbem, to Lutnia. Zawsze jak u ciebie nocuję, zastanawiam się czy ci nie przy-lutnić, bo tak chrapiesz. — Pstryknął palcami w stronę swojego chłopaka. — Rozumiesz? Lutnąć-przylutnić-lutnia? Nie? — Zmarkotniał, nie dostrzegając żadnej zmiany w mimice Iwy. Odchrząknął. — A to — pokazał na inną konstelację — jest Żyrafa. Czyli określenie, które nigdy nie będzie do ciebie pasować, niziołku. Ał! — pisnął, kiedy otrzymał silnego kuksańca między żebra. — Ugh... A to jest Waga — kontynuował. — Coś, czego nigdy nie zrzucisz. A te dwa to Mała i Wielka Niedźwiedzica — rzekł spokojniej. — Akurat co do nich nie mam żadnego żartu, po prostu bardzo je lubię. — Przycisnął swoją ściągawkę, z której nawet nie skorzystał, do klatki piersiowej, przygryzając lekko dolną wargę, kiedy zaśmiał się niewinnie.

— Jakie jeszcze rozpoznajesz? — zapytał Hajime, usadawiając swoją głowę na skrzyżowanych przedramionach.

— Tamto skupisko gwiazd to Bliźnięta — mruknął, mrużąc delikatnie powieki. — Tutaj jest Herkules. Kruk — wykonał sugestywny gest dłoni — i Smok. A tu, jeśli się nie mylę... — uniósł prędko kartkę, którą natychmiastowo wręcz wgniótł w swój mostek po upewnieniu się co do przyszłych słów, jak gdyby wstydem był fakt, że musi to w ogóle sprawdzać — mhm, tak! Tutaj leży Rak. — Zrobił krótką przerwę, czekając na jakąś reakcję ze strony ukochanego, jednak jedyne z czym się spotkał to cisza. — Z tego co kojarzę, gdzieś tu powinien być jeszcze Łabędź — bąknął, zmarkotniały.

— Pokażesz mi na chwilę ten papier? — wypowiedział przyjemnym tonem.

— Nah, jeśli zobaczysz, jak one wyglądają na kartce, wtedy to straci całą magię! — odparł, zaciskając mocniej piąstki na obiekcie. — A, jak już wspominałem, nasza randka nie może stracić na wartości!

— Wartość wartością, ale dawaj mi to ścierwo — rzekł stanowczo, sięgając w stronę partnera.

— W życiu! Będę go bronił ceną życia! — wydusił, próbując podnieść się do pionu i uciec do samochodu, jednak stanowczy chwyt Iwaizumiego za jego kostkę sprawił, że dał radę wgramolić się jedynie na kolana.

— Już ja o to zadbam!

Nieśmiało odsłaniający się księżyc oświetlał dwie postacie, wykonujące fertyczne ruchy, których cienie tworzyły całkowicie nową historię; dla jednego obserwatora mogły wyglądać jak scena morderstwa; inny zaś uznałby, iż osoby te wykonują skomplikowany układ taneczny; gdzie nieliczni dostrzegliby w tym prawdziwy dramat, wyciskacz łez opowiadający o smutnym losie zakazanej relacji kochanków. Cóż, każda z wersji posiadała w sobie ziarno prawdy. W akompaniamencie dynamicznie rosnącego natężenia męskich głosów, cykady nadal odgrywały swój beztroski koncert; a to wszystko pod osłoną, jakże pięknej, nocy.


⋆✧—— ✧ *⋆* ✧ * ⋆* ✧ * ⋆* ✧——✧⋆


Przepraszam wszystkich za tak późno wstawiony rozdział; zwyczajnie miałam dość spory problem z napisaniem go na takim poziomie, abym czuła, że jest on godzien zostania ujrzanym przez Wasze oczy qwp

Also sto lat! dla naszego Iwy, który już 10 czerwca ma urodzinki! ♥

Haikyuu ║ After Sex TalksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz