20. Golden Roses

219 11 1
                                    


- Mam siedzieć bezczynnie? - zapytała rozjuszona - Mam patrzeć jak prowadzą ją ulicami i grzecznie czekać na swój osąd? - zacisnęła chude palce na szyjce kielicha mając wrażenie, że pod jej siłą zaraz się rozpadnie.

- Tak. Właśnie to zrobisz. Nie popełnię już tego samego błędu - chwyciła za pobielałe knykcie wnuczki.

- Dobrze - skwitowała, po czym opuściła komnaty babki. Rhaenys nie zamierzała słuchać poleceń Olenny. Wiedziała czym skończyła się jej upartość i lekkomyślność. Jednak uczyła się na własnych błędach. Nie zamierzała iść sama.


- Pani, Złote Róże są gotowe, Rycerze Kwiatów również - odezwał się Leo, podchodząc do swojej lady. Tyrell ze złożonymi rękoma przechadzała się pomiędzy wysokimi różanymi krzewami. Długo zajęła jej ostateczna decyzja, ale była zmuszona ponownie stanąć naprzeciw wszystkim. Pomiędzy jej zgiętymi nadgarstkami spoczywał pomięty pergamin. Zapieczętowany list z północy. Lucas odbył podobnie ciężką drogę. Dowiedziała się, że Tyrell pomógł Sansie uwolnić się od uścisku tyrana, jakim był młody Bolton. Oboje z rudowłosą dotarli do Czarnego Zamku, gdzie dowodził brat Starkówny. 

- Dzisiaj wszystkie jego wróbelki pozdychają - wzniosła beznamiętny wzrok, w którym czaiło się szaleństwo, na więdnące kwiaty.

- Widzę, że wracamy do gry - zmrużył chytrze jasne oczy, posyłając kobiecie półuśmiech.



Rhaenys stała przed monumentalnym lustrem w swojej komnacie. Pierwszy raz od dawna, jej ciało zdobiła tak zastraszająca ilość drogocennych błyskotek. Srebrna zbroja pełna drobnych złocistych róż. Musiała pokazać, że nie zdołali jej złamać. Wiedziała, że po jej czynie będzie musiała wyjechać. Inaczej będzie postawiona przed obliczem króla. Była gotowa. Gotowa odzyskać wszystko, co jej odebrano. Lub zginąć za tych, których miłowała.



Rytmiczny stukot końskich kopyt rozbrzmiewał po uliczkach Królewskiej Przystani. Za białym ogierem, maszerowało wojsko. Rycerze ubrani w złoto, w dłoniach trzymali włócznie. Złote Róże, bo tak się nazywali. Żołnierze Tyrellów wiernie służyli swoim panom. Od wieków słynęli ze znakomitych natarć, szturmów czy obrony. Ich zbroje były lekkie, lecz niesamowicie twarde. Nie ograniczały w żadnym stopniu. Szli za swym przywódcą. Bo wierzyli w jej słuszność i racje.

Rhaenys dostrzegła ojca. Mace siedział dumnie na swoim karym rumaku. Po jego minie można było stwierdzić, że nie za bardzo pojmuje wagę całej sprawy, ani jej znaczenie. Młoda Tyrell spięła konia do galopu i wkroczyła na dziedziniec, ciągnąc za sobą armię Złotych Róż. Kłusowała pomiędzy tłumem, a prostaczkowie zaczęli wydawać z siebie zaskoczone okrzyki. Całe zgromadzenie spojrzało w kierunku błękitnookiej. Wszyscy posyłali jej zdziwione spojrzenia. Jednak Wojowniczka nie zajmowała się opinią innych. Przyszła by wyrównać rachunki.

- Lady Rhaenys - odezwał się Wielki Wróbel. Tyrell z uniesioną głową, zatrzymała konia u podnóża schodów.

- Przyszłam po siostrę i brata - odpowiedziała, siląc się na opanowany ton. Kątem oka dostrzegła, jak Jaime dołączył do niej. Oba śnieżnobiałe ogiery trwały przy pierwszych kamiennych stopniach. Rhaenys mocniej targnęła wodzę, próbując uspokoić zszargane nerwy - Margaery nie ruszy tą ulicą - jej dobitny i niebezpieczny ton wywołał gęsią skórkę na ciele niejednego śmiałka.

- Nie w mojej mocy jest ich wydać i nie w twojej zabrać - oznajmił. Błękitnooka czuła jak w jej żyłach buzuje krew, a oddech staje się przyspieszony. Jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała coraz szybciej. Dłonie pokryła cienka warstwa potu. Oczy zdradziły jej gniew i iskrę obłąkania. 

- Złote Róże! - wykrzyknęła, zdzierając gardło. Podniosła do góry delikatną dłoń, a rycerze dobyli swych włóczni. Chmara żołnierzy w złotych zbrojach stanęła w pozycji bojowej. Wielki Wróbel uśmiechnął się kpiąco. Rhaenys czuła jak traci nad sobą kontrolę. Jaime widząc obrót sprawy spiął swojego rumaka i wspiął się po schodkach Septu.

- Przemawiam w imieniu króla Tommena Baratheona - odrzekł Lannister, ukradkiem spoglądając na żonę. Już raz widział ten wyraz twarzy. Już kiedyś widział te oczy.

- W tej kwestii bogowie nie uznają jego władzy - oznajmił starzec, wbijając przenikliwe spojrzenie w młodą Tyrell.

- Jeśli Margaery ruszy tą ulicą zginą wszystkie twoje Wróble! Nie pozwolę ci jej zhańbić, tak jak zrobiłeś to ze mną! -  nie chciała, by jej maleńką siostrzyczkę spotkał ten sam los. W oczach tliły się jej słone łzy. 

- Nie będzie pokutnego marszu! - wokół tłumu rozległ się gwar. Drzwi Septu powoli się otwierały. Błękitnooka uniosła rękę, a Złote Róże opuściły włócznie - Królowa odpokutowała za grzechy. Sprawiła, że jeszcze jeden wierny ujrzał blask Siedmiu - w progu wrót staną sam król. Rhaenys wymieniła zaniepokojone spojrzenie z Lannisterem. Młodzieniec kroczył dumnie w stronę swojej żony. Błękitnooka spojrzała w stronę babki. Kobieta spuściła wzrok, pojmując na jakiej pozycji się znaleźli.

- Korona i Wiara to dwa filary, na których spoczywa świat. Razem sprawimy, że Siedem Królestw znów będzie wielkie - po przemówieniu Tommena, wiwatów nie było końca. Rhaenys zacisnęła dłoń na rękojeści miecza. Była gotowa rzucić się wprost na Wielkiego Wróbla i rozpłatać jego ciało. Ale nie mogła. Uznano by ją za zdrajczynię, a kara była jednoznaczna. Ludzie którzy upokorzyli ją zostali bezkarni. A ponadto, wyjątkowo uhonorowani. Zawiodła. Zawiodła osoby, które były jej bliskie. Przegrała. Ten kolejny raz.

Rose Thorns |Jaime Lannister|Where stories live. Discover now