Jaime

24 4 0
                                    

wake up in the morning

now you're doing the impossible

find out what's important

now you're feeling philosopical

when i'll die i'll pack my bags

move somewhere affordable

isn't life horrible?

i think that life is horrible

17 IX

Za każdym razem, gdy Jaime doznawał chwili spokoju, zachwycał się nad nią jakby nigdy więcej nie miał odpoczywać.

Leżał w hamaku, obok domku stojącego w środku lasu, gdzie nie mogła go dosięgnąć zbrodnia, rodzina, ani odpowiedzialność. Tylko tyle wystarczyło mu teraz do szczęścia. Telefon leżał w walizce, wsuniętej pod łóżko w pokoju gościnnym, a komputera Jaime nie widział na oczy od przybycia do Tarthu. Przez ostatnie siedem dni mężczyzna zupełnie odciął się od świata zewnętrznego, a jego jedyną towarzyszką rozmów i posiłków została Brienne. Stara, dobra Brienne.

Miał zostać tylko na parę dni, ale Jaime zaczynał się rozleniwiać. Dzień przeobraził się w tydzień, a on dalej nie chciał wracać. Hamak kołysał się lekko, co wprowadzało umysł Jaime'a w spokojny letarg. Brienne cały dzień spędzała dzisiaj w pracy, więc Lannister musiał znaleźć sobie zajęcie.

Przedpołudnie spędził w lesie. Ubrał starą koszulę, w której nigdy nie pokazałby się ludziom i luźne jeansy. Nie pomęczył się nawet z porządnym ułożeniem włosów. Kiedy przyjeżdżał do Tarthu odcinał się od swojej osobowości z Casterly Rock.

Spacerował powoli, nie stresując się mijającym czasem. Las pięknie prezentował się w świetle przedpołudniowego słońca. Promienie padały na złote i rudawe liście – te leżące na ziemi i te, które dalej pozostawały na drzewach. Lekki wiatr poruszał gałęziami, nadając lasowi dynamizmu. Na jednej z gałęzi siedział niewielki ptak. Śpiewał ładną melodię, po czym zmienił zupełnie głos i zaczął ćwierkać coś innego.

Przedrzeźniacz, pomyślał Jaime.

Niestety (albo stety) okolicy nie zamieszkiwały lwy. To nie był ich teren. Lwy nie musiały panować nad wiewiórkami, tak to sobie wyjaśniał Jaime.

Mężczyzna mijał kamienie, głazy, połamane gałęzie. Zapuścił się nawet nad niewielki staw, z wodą czystą jak górski potok. Słońce mocno świeciło, gdzieś nieopodal wzrastał krzew róż. Młody jeleń o złotawej sierści przechadzał się nieopodal, pił z jeziorka, tym samym niszcząc jego idealną, niezachwianą taflę. Zupełnie sam. Jaime nie był z tych, którzy dostawali na taki widok cukrzycy, ale przykucnął kilkadziesiąt metrów dalej i nie mając nic lepszego do roboty, przyglądał się delikatnym ruchom jelonka. Niezbyt długo.

W pewnym momencie, roślinność z drugiej strony jeziora zaczęła się trząść. Jeleń zdawał się nie zwracać na to uwagi, ale Jaime zauważył drapieżnika zbliżającego się do ofiary. Następną część swojej drogi zwierzę pokonało bezszelestnie. Na oczach Jaime'a wilk, równie samotny jak jego ofiara, bez sfory i współtowarzyszy, skoczył i wgryzł się w gardło jelenia. Zabił go niemal of razu, jelonkiem wstrząsały pośmiertne konwulsje. Gdzieś na gałęzi dalej śpiewał przedrzeźniacz.

Jaime nigdy by się do tego nie przyznał, ale poważnie się przestraszył. Obrócił się na pięcie i jak najszybciej wrócił do domu Brienne. Jak na złość, po drodze spotkał jeszcze leśniczego. Facet był jedną z niewielu osób, które mieszkały w okolicy. Po części dlatego Jaime tak dobrze się tu czuł – rzadko kogoś spotykał i każda z tych osób wiedziała o nim tylko tyle, że ma na imię Jaime.

What a Beautiful Crime |GoT Modern AU|Where stories live. Discover now