Robb

30 2 0
                                    

we are problems

that want to be solved

we are children

that need to be loved

20 IX

-Jesteś pewna, że to dobry pomysł?

Ręce Robba trzęsły się, gdy przypinał pluskwę w kształcie guzika do koszuli. Minął tydzień od jego dziwnego spotkania z mężczyzną w masce. Dzisiaj miał zasabotować swoją rodzinę i przekazać mu projekt nowego telefonu.

-Czy moje pomysły kiedyś były złe? – Margaery poprawiła guzik i wyprostowała mu koszulę.

-Jak bardzo się obrazisz, jeśli powiem „tak"?

-Ugh. – Margaery wywróciła oczami.

-Skąd w ogóle wzięłaś takie cudeńko? – Uniósł jedną brew.

-Babcia lubi takie zabawki. W każdym razie, staraj się tego nie ruszać, żeby podsłuch przypadkiem nie wypadł. Ja będę siedziała parę ulic dalej z tym pudełkiem. – Wskazała na urządzenie z antenką, przypominające radio, do którego podłączone były słuchawki. – Nagramy całą rozmowę i potem będziemy próbowali coś z tego wywnioskować. Nie martw się, wyciągniemy cię z tego.

Robb uśmiechnął się niepewnie. Każdy mięsień w jego ciele napinał się nerwowo, a on nie potrafił tego opanować.

-Dziękuję. – W przypływie emocji przytulił Margaery, gdy usiadła obok niego na łóżku.

-Za co, głupku?

-Że w ogóle chcesz mi pomagać. Sam chyba bym oszalał. Dziękuję.

Miała piękne oczy. Jasne włosy opadały falami na jej ramiona. Były mięciutkie. Nawet ten śmiesznie zadarty nos dodawał jej uroku. Podkoszulek na ramiączkach z nadrukowaną na nim różą włożyła w jeansy.

-Zajmijmy się lepiej dorwaniem Niebieskiej Maski, potem będziemy sobie dziękować – zauważyła, ale nie ruszyła się z miejsca. – Wtajemniczamy Sansę?

Robb przypomniał sobie słowa mężczyzny, tej przeklętej nocy, gdy zagroził, że niedługo może stracić kogoś z rodziny. Pokręcił szybko głową.

-Nie, nie ma mowy. Nie chcę jej narażać na niebezpieczeństwo. Ale dobrze, że o niej mówisz, pojechała wczoraj do Jeyne na noc, prosiła, żebym ją dzisiaj odebrał.

Margaery niechętnie przyznała mu rację. Widać było, że wolałaby mieć przy sobie swoją przyjaciółkę, ale rozumiała Robba. Żadne z nich nie chciało, żeby Sansie coś się stało. Chłopak spojrzał na zegarek, który nosił na lewej ręce. Dochodziła dziewiąta rano.

-Musimy się zbierać.

-Wyznaczył jakąś konkretną godzinę? – Margaery uwolniła się z uścisku Robba i zaczęła pakować urządzenie w kształcie radia do sporej, czarnej torby.

-Powiedział, żebym był przed południem. Dojedziemy tam w pół godziny. Sansę odbierzemy już po wszystkim.

-W takim razie czas na nas, agencie 007. – Margaery nachyliła się i pocałowała Robba w nos, żeby dodać mu odwagi. Chłopak przejechał dłonią między swoimi brązowymi włosami, poprawił guzik, dyskretnie przypięty do jego koszuli i trzęsącą się dłonią chwycił teczkę, w której schował ważne dokumenty. Przełknął ślinę. Tylko bogowie wiedzieli, jak bardzo nie chciał tego robić.

Ojciec właśnie wrócił z pracy. Siedział razem z mamą w kuchni i jadł spaghetti. Sos pomidorowy skapywał mu z brody.

-Jedziemy do Margaery – zaanonsował Robb.

What a Beautiful Crime |GoT Modern AU|Donde viven las historias. Descúbrelo ahora