010. Starzy znajomi

2.1K 132 33
                                    

   Dość zabawnym aspektem chodzenia na imprezy jest to, jak dużo od nich oczekujemy. Jest to po części wina filmów, seriali, albo trywialności, jaką się one stały. W Seattle każda impreza okazywała się być posiadówką, a i ja nie prosiłam o więcej. W Malibu najczęściej urządzaliśmy ogniska przy plaży i tam też przesiadywaliśmy, okazjonalnie wychodząc na imprezy studentów, czy też robiąc z plaży mały, prowizoryczny klub nocny. Za to tutaj, w jedynym neutralnym miejscu w Outer Banks, rozkręca się impreza z tych filmowych ekranów.

Bliźniaki Gemmer mają tendencję wracania i wyjeżdżania z miasta w takim tempie, że nikt nie zdąży ich nawet zauważyć. Po części mieszkają tutaj, a po części w samym sercu Sacramento, gdzie na jednej ze szkolnych wycieczek poznałam Eirene Gemmer - dziewczynę o bardzo nietypowym poczuciu humoru.

Zaczęło się od tego, że podczas wycieczki szkolnej, Nancy Vanders i Skylar Longbourn(z którymi byłam w grupie, kiedy mieliśmy wolne dwie godziny) przegłosowały nasz cel podróży i okropnie chciały wejść do wylęgarni ćpunów, którą jakimś sposobem znalazły w sieci pod pseudonimem „całkiem inny świat" co po skonsultowaniu się z pierwszym napotkanym tu mężczyzną, okazało się tym, czego poszukiwały. Zręcznie więc udałam ból brzuch i zaszyłam się w pobliskim Starbucksie, sącząc zieloną herbatę.

Na moje szczęście, nie byłam tam jedyną osobą z nieprawdziwym bólem brzucha, bo jak się potem okazało, w tym akurat Starbucksie była to ostatnia torebka zielonej herbaty. Okazało się również, że dla platynowowłosej ta właśnie odmiana znaczyła więcej, niż prawdopodobieństwo zażenowania, także bez oporów podeszła do mnie z metalową słomką i spytała, czy „może siorbnąć". Oczywiście się zgodziłam.

Potem zabrała mnie do swojego domu, gdzie wybrałam się bez żadnych oporów, a tam poznałam jej bliźniaka. Corey jest dobrym chłopakiem, tyle mogę o nim powiedzieć.

I z tego wszystkiego wyszło tyle, że wraz z ich przyjazdem do Outer Banks, zostałam powiadomiona o tejże imprezie, którą teraz widzę. Nie ma w niej nic, czym odróżniałaby się od tych, o których czytamy. Głośno, kolorowo, dużo ludzi, głośno... wspominałam, że głośno?

Większość nastolatków już oblazła te poszczególne miejsca:

Basen - człowiek na człowieku. Mnóstwo dmuchanych materacy w kształcie pączków, flamingów i innych pierdół. Podejrzewam, że chlorowana woda dawno temu zmieszała się z piwem korzennym, którego było tu pod dostatkiem, ponieważ właściciel domu właśnie to piwo produkował. Pijani chlapali wodą na lewo i prawo, przez co musiałam wykluczyć najszybszą drogę na dach, czyli przez sam środek. Groziła pochlapaniem oraz wciągnięciem do wody.

Salon - centrum całego tanecznego towarzystwa. Baleciary, hiphopowe popisówy, jazzowe rączki i ci, którzy się starają, a nie mogą. W tle słychać kapele a capella, które najwyraźniej teraz są kapelami a alkohol, ponieważ zamiast śpiewać, zaczęli krakać. To jest ryzykowna opcja, ponieważ mogę zostać wyciągnięta w kółko taneczne przy pierwszej okazji. Czy my jesteśmy w podstawówce?

Bawialnia - dużo rzeczy się tam działo, włączając w to rzeczy, których wolałoby się nie widzieć. Teoretycznie jest to bezpieczna droga, ponieważ wszyscy są tam zajęci sobą, jednak czyhające hieny(napaleni nastolatkowie) trochę mnie niepokoiły.

Oprócz tych miejsc do schodów na dach prowadziła tylko jedna, inna droga: kuchnia.

Kuchnia była niebezpieczna z trzech, bardzo istotnych powodów: a) przesiadywali tam głównie zapatrzeni w siebie chłopcy w wieku niewiele starzym ode mnie, jednak zachowywali się, jak prawdziwi studenci i tymi swoimi uśmiechami tylko czekali na taką antylopę jak ja, bym zatraciła się w czasie i ich męskich rozmowach... b) alkohol sam się prosił o wypicie go, a c) kuchnia była strasznie duża i przejście przez nią wymagało ode mnie więcej wysiłku, niż przejście pozostałych pokojów.

FALLEN SOULS ── jj maybankOù les histoires vivent. Découvrez maintenant