015. Zwątpienia

355 23 7
                                    

Kiedy tylko Kiara i Caya zatrzymały się w miejscu którego lokalizację wysłał im wcześniej Pope, obie dziewczyny rozejrzały się z przerażeniem w oczach. Nie było to jednak przerażenie samym otoczeniem, a tym co potencjalnie miało się tu wydarzyć.

Samochód Kiary stał po środku niczego, w miejscu w którym piasek z plaży spotykał się z dziką ściółką leśną. Miejsce to znane było w Outer Banks jako miejscówka tamtejszych heroinistów, toteż wybranie tej lokalizacji jako miejsca spotkania było... interesujące.

— Jak Boga kocham, jeśli tym razem JJ nie ma przy sobie swojego pistoletu, to sama go postrzelę. — Kiara zwokalizowała swoje obawy.

— Jakiego pistoletu? — Caya zmarszczyła brwi, nie nadążając za rozwojem sytuacji.

W tym też momencie ktoś zaczął żywo pukać w okno pasażera, gdzie młoda Marano siedziała. Dziewczyna tak się przeraziła, że wydała z siebie przeraźliwy pisk i sięgnęła do kieszeni w poszukiwaniu ostrych kluczy. Miała już zamiar zamachnąć się na napastnika, gdy dojrzała że za brudnymi szybami samochodu stał śmiejący się JJ.

— Jesteś idiotą, — powiedziała, wysiadając z samochodu i ugadzając blondyna silnym kuksańcem. — Kompletnym idiotą. Mogłam cię zabić!

— Tym? — JJ zmieszał się cynicznie, skanując wzrokiem klucze które Caya miała zaciśnięte w pięści. — Potrzeba o wiele więcej żeby mnie skrzywdzić.

— Aha. Tak. Dużej ilości alkoholu. — Kiara wykorzystała tą okazję na docinkę jako uratowanie się od konfrontacji z Pope'em. Chłopak bezskutecznie szukał jej wzroku; Carrera patrzyła na wszystko tylko nie na niego, a obserwacja Cayi i JJ'a zapewniała jej dużo rozrywki.

   — No dobrze, płoteczki, czas na figlowanie, — powiedział JJ, przy czym żywo gestykulował rękami.

   — Figlowanie? — Caya wymamrotała pod nosem, rozbawiona wizją przyszłego przedrzeźniania swojego przyjaciela.

   — Tak, Caya. Bo widzisz, gdy dwójka ludzi kocha się bardzo mocno–

   — JJ. — Kiara przerwała twardo gdy jej wzrok napotkał nową przeszkodę na ich drodze.

   Niewiele mniej niż sto metrów od nich stała drewniana chatka. Nie byłoby nic dziwnego w jej istnieniu, a nawet była ona powszechnie znana jako miejsce pełne informacji jeśli chciałoby się zaryzykować życiem lub portfelem, gdyby nie ponadzwyczajny smród otaczający to miejsce. Tutejsi opisywali przeciętny zapach okolic jako połączenie różnych fekaliów z tanimi perfumami, ale to było coś innego.

   To, co odkrył Pope jako pierwszy podchodząc bliżej, były ciała.

   — O chuj, — Caya powstrzymała odruch wymiotny na widok jednego z ciał któremu larwy wyjadły większość szczęki.

   — JJ, co do kurwy? — głos Kiary, choć posługiwała się grożącymi słowami, brzmiał tak krucho jak dawno ani JJ ani Pope nie słyszeli. Dziewczyna odwracała wzrok, tak jak wszyscy, poza młodym Maybankiem.

   — To? — zapytał, gestykulując na przynajmniej sześć conajmniej dwudniowych ciał. — Pomyślałem, że to może być Rafe, — przerwał, widocznie niepewny swoich wniosków. — Ale potem przeczytałem to.

   Na każdym z ciał, wyryte tępym ostrzem, były litery. Biorąc pod uwagę ustawienie każdego z ciał i to jakie numery sobą reprezentowały, została tylko jedna opcja.

— Marano. — Caya odczytała swoje własne nazwisko praktycznie napisane krwią nieznajomych.

W kilka sekund dziewczyna poczuła, jak zaufanie każdego z członków ekipy znacznie maleje. W prawdzie ona też nie była do końca pewna jak miała na to zareagować, ale chyba nie myśleli że–

— Caya, wydaje mi się że masz nam coś do powiedzenia.

JJ.

JJ patrzył się na nią spode łba, wzrok oddalony o tysiące kilometrów jak gdyby Caya była czarną dziurą a on życiodajną ziemią.

━━━━━━━━━━━━

Napisane troche na kolanku ale przezyjecie, trzeba troche akcji!!!!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 28, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

FALLEN SOULS ── jj maybankWhere stories live. Discover now