007. Dla dobrej sprawy

2.4K 150 4
                                    

Mówią, byśmy nie uciekali.

   Mówią, byśmy mierzyli się ze swoimi strachami.

   Mówią, byśmy pokonywali przeszkody, jednak mówią też, byśmy nie pozwalali przeszkodom się pojawiać.

   Wmawiają, że życie to sielanka, złożona z wielu trudności, przeszkód i zmartwień, które musimy pokonać w drodze do szczęścia.

   Czy warto?

   Uważam, że tego każdy dowiaduje się sam, ponieważ nie każdy ma takie same przeszkody i nie każdy radzi sobie z nimi tak dobrze, jak inni, czy też nie.

   Każdy szuka w swoim życiu odpowiedzi, czy warto, a kiedy ją znajduje, to umiera. Ale umiera z myślą, że było warto, ponieważ w podróży dokonał w cholerę dużo wartościowych rzeczy, nawet jeśli o ich wartości dowiaduje się w chwili pożegnania ze światem.

   Biegliśmy przez las, gdzie, łagodnie mówiąc, nie było żadnej ścieżki. Ziemia była wyboista, momentami dziurawa, błotnista i cała pokryta mchem, liśćmi czy czasem może ślimakami. Nie wpadaliśmy na drzewa prawdopodobnie tylko dlatego, że JJ ma noktowizor w oczach, ponieważ jeśli to ja bym prowadziła... nie byłoby za ciekawie.

   Ale pokonywaliśmy przeszkody.

   Po paru minutach trudnej(acz udanej) ucieczki, przystanęliśmy przy większym drzewie, by złapać oddech. Kiara i Pope już tam byli.

   — Szybko biegacie — podparłam się na kolanach, zdecydowanie żałując, że nie chodziłam na siłownie, kiedy miałam okazję.

   — A ty biegasz dość wolno — odparł JJ, opierając się plecami o korę drzewa i odchylając głowę do tyłu, nadal ciężko oddychając.

   — Może i biegam dość wolno, ale przynajmniej mam to — zdjęłam z ramienia tą cholerną, różową sakiewkę i zaczęłam nią machać w zwycięski sposób.

   Nie wiem, czy to dlatego że wcześniej wisiała przy moich plecach i była niewidoczna, czy przez to, że jakoś jej nie zarejestrowali, jednak na jej widok uśmiechy wkroczyły na ich twarze i wyraźnie odetchnęli z ulgą, chwilowo zapominając o obecnych wydarzeniach.

   — To... to wspaniale... — oddałam ją w ręce Kiary, która wydawała się być nieco bardziej rozmowna, niż tamci(teraz skaczący). Zainteresowali się tym zdecydowanie bardziej, kiedy dziewczyna pociągnęła za dwa sznureczki i sakiewka się otworzyła.

   Wszyscy(oprócz mnie, bo nie wiem nawet, dlaczego się tam wspinałam) wstrzymali oddech i bacznie obserwowali, jak Kiara bierze w dłonie przedmioty, które tam znalazła, chowa sakiewkę do kieszeni i otwiera pięść, w której ów znajdźki trzymała.

   — Co to... co to jest? — JJ, wyraźnie nie mając pojęcia na co patrzy, podniósł w dwóch palcach mały brylant. Kiara przymrużyła oko i również zaczęła analizować.

   — Jakiś kamień szlachetny... — stwierdziła i przeniosła wzrok na pozostałe dwa przedmioty.

   Na moje oko były to dwa kolczyki, jednak były zupełnie inne.

   Jeden - srebrny. Miał wczepiony intensywnie zielony szmaragd i był wykończony delikatnymi zdobieniami przy kamieniu. Oprócz tego był nieco zakurzony, co wskazywało na to, że trochę tam siedział.

   Drugi był... inny. Tym razem złoty, jednak jestem prawie pewna, że był tak naprawdę pozłacany. Cały pokryty był przeróżnymi kryształami o innych odcieniach czerwieni, w czym mogłam wytypować rubiny, granaty i korale. Oprócz tego nie miałam pojęcia. Rozmiarem jest bardziej męski.

FALLEN SOULS ── jj maybankWhere stories live. Discover now