Rozdział pierwszy

4.7K 182 164
                                    

Ulica Privet Drive w Little Whinging w hrabstwie Surrey ziała pustką. Z żadnego domostwa nie dochodziły odgłosy domowych zwierząt albo chociażby włączonej kosiarki. Tego upalnego, sierpniowego przedpołudnia wszyscy mieszkańcy zaszyli się w swoich domach, uratowani błogim chłodem, płynącym z elektrycznych wiatraczków lub wylegiwali się w cieniu z zimnym napojem w ręku.

Nawet Harry Potter, który przez całe poprzednie lata musiał wykonywać masę domowych obowiązków, wyręczając ciotkę Petunię, leżał teraz w ogrodzie. Skrył się za krzakiem agrestu i smętnie patrzył w kłębiące się na niebie białe chmury.

Tego lata wszystko było inne, ale to nie oznaczało, że lepsze.

Wróciwszy na wakacje do domu pod numerem czwartym, został powitany uszczypliwościami otyłego wuja na temat wydarzeń, które miały miejsce w gmachu Ministerstwa Magii. Co prawda mugolskie media nie miały pojęcia o prawdziwym przebiegu bitwy, ale wszystkie stacje informacyjne aż huczały, ogłaszając śmierć poszukiwanego przestępcy nazywanego Syriuszem Blackiem.

I Harry czuł się z tego powodu gorzej niż przez cały piąty rok spędzony w Hogwarcie; osamotniony, bez możliwości wcześniejszego wyrwania się z domu, w którym nigdy nie był mile widziany.

Jak można było przewidzieć, wujostwo nie przejęło się okropnym stanem siostrzeńca. Petunia pozostawała obojętna, a Vernon usilnie twierdził, że sprawiedliwości stało się zadość.

W takich momentach nastolatek był bardzo bliski rzucenia na nich klątwy, mając głęboko w poważaniu surowe przepisy Ministerstwa o zakazie używaniu czarów w obecności mugoli.

Po dwóch tygodniach niekończącej się udręki Harry wreszcie otrzymał spokój, o który tak bardzo prosił i była to, poniekąd, zasługa Dudleya. Chcąc zająć czymś myśli, choć na moment, dorwał kawałek drewna i scyzorykiem od ojca chrzestnego wykonał kopię swojej różdżki z ostrokrzewu. Gdy tak oglądał owoc swojej pracy, podbiegł Dudley, któremu udało się zrzucić nadprogramowe kilogramy dzięki restrykcyjnej diecie i wyrwał kuzynowi drewno z ręki, łamiąc je na pół. Zaśmiał się paskudnie, przekonany, że właśnie zniszczył ten głupi patyczek, jakim wymachiwał Potter w tym swoim wariatkowie. Nieoczekiwanie mina mu zrzedła, wodniste oczy rozszerzyły się ze strachu i zatrząsł się jak ogromna galareta, zobaczywszy, jak brunet ze wściekłością w oczach mierzy w niego kolejnym przerażającym patykiem, z którego tryskały czerwone iskierki, jakby to był groteskowy zimny ogień, podpalany w Nowy Rok. Od tamtej pory Potter nie wchodził w żadne interakcje z żadnym z domowników i nie jadał już z nimi przy stole. Ciotka Petunia zostawiała mu resztki na tacy pod drzwiami, a chłopakowi bardzo to odpowiadało. Hedwiga również na tym skorzystała: w końcu nie musiała czekać na wyjazd Dursleyów, by móc rozprostować skrzydła.

Przez pozostałe dni lipca, miał mnóstwo wolnego czasu, które wykorzystywał na leżeniu w łóżku i rozpamiętywaniu wszystkiego od początku. Raz porównał się do pustej wydmuszki, która tylko udaje Harry'ego Pottera, bo w obecnym stanie na pewno nie był sobą. Nie miał nawet ochoty odpakować prezentów urodzinowych, które dostał od Weasleyów, Hermiony i Hagrida.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że Syriusz nie byłby uradowany, widząc jego wegetację z dnia na dzień. Pragnął wyrwać się z tego niekorzystnego stanu, ale sam nie mógł sobie z tym poradzić. W chaosie, jaki wypełniał jego myśli, oskarżył nawet Rona i Hermionę. Czyż nie powinni od razu zaproponować mu pobytu u siebie, żeby nie siedział sam? Przecież wiedzieli, że zawsze wracał na Privet Drive jak za karę, a mimo to, jak zwykle, nie odezwali się przez całe lato.

Wysłali prezenty, bo tak wypadało. Myśleli, że tak okażą mi wsparcie?, pomyślał Harry, łypiąc na kolorowe paczuszki, leżące nietknięte na biurku. Wciąż nie przeczytał załączonych listów.

O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz