•36.Nie pozwolę ich zabić.•

1.6K 82 55
                                    

Po opuszczeniu balu długo zastanawiałam się co tak właściwie miało tam miejsce. Próbowałam nawet zrozumieć to, dlaczego Salvatorowie i Elena nie pochwalili się wiedzą o zmartwychwstaniu Esther. Jednak żadne z możliwych wytłumaczeń ich nie usprawiedliwiało. Starałam się, na prawdę się starałam im to wybaczyć, wrócić i obmyślić co dalej. Ale to co zrobili, a raczej czego nie zrobili uraziło mnie do tego stopnia, że po prostu moja duma i ten cichy głosik z tyłu głowy nie pozwoliły mi na to posunięcie.
Mimo wszystko jednak chce znać odpowiedzi na pytania, które powstały po tamtym wieczorze. I zdobędę je, chociaż wiem, że odpowiedzi na nie mogą mi udzielić jedynie osoby, których w tym momencie najbardziej nie chce widzieć na oczy.

Przez całą noc błąkałam się po okolicy, chodziłam różnymi ulicami, trafiłam do lasu a tam nawet pod jakiś wodospad, przy którym aktualnie siedzę. W potarganej od dołu sukience, rozwalonymi włosami i pustym wyrazem twarzy. Nie chciałam nic czuć, nie chciałam dać się tym dobrym emocjom, aby zmusiły mnie do przebaczenia i życia dalej z kłamcami. W końcu jak okłamali, oszukali mnie jeden raz, to prędzej czy później zrobią to i drugi. Nie rozumiem też kolejnej rzeczy. Przysięga krwi, którą złożyliśmy. Miała chronić mnie przed bólem, a co za tym idzie jeśli ktoś robiłby coś co miało mi bardzo zaszkodzić miał zostać ukarany, a ja wiedziałabym kim owa osoba by była. Dlaczego więc nie uprzedziła mnie przed ich oszustwem? Niemożliwe żeby akurat wtedy się zepsuła, takie rzeczy nie ulegają uszkodzeniom. Więc w czym problem?

Westchnęłam i oparłam się wygodniej o jakiś kamień, który znajdował się za moimi plecami. Patrzyłam prosto na słońce, które było już prawie na środku swojej dziennej drogi przez niebo. Wnioskując z tego mogę stwierdzić, że dochodzi 12. Na prawdę porządnie się tu zasiedziałam. Znalazłam to miejsce około 4-5 nad ranem. Trochę przypomniały mi się dawne czasy. Nic tylko ja, las, dzikie zwierzęta, nadzwyczajne rośliny i moja samotność. Mówiąc szczerze nigdy na nią nie narzekałam. Było mi dobrze. Po prostu. Dobrze. Nie wspaniale, super ale też nie źle. Polegałam tylko na sobie, dzięki czemu nigdy się nie zawodziłam. Nie musiałam nikogo pilnować, ani sprawdzać, czy czegoś nie knuje za moimi plecami. Byłam po prostu sama. Żadnych fałszywych ludzi. Jednak czy Damona, Stefana i Elenę mogę nazwać fałszywymi? Skusiłabym się jeśli chodziło by tylko o ostatnią dwójkę ale Damon? Również wiedział co się święci a nie powiedział mi. Udawał tak dobrze, że nawet się nie skapłam. Swoje plany zamaskował zazdrością o brata i brunetkę. Tylko... dlaczego?
Jest jeden sposób abym poznała na to odpowiedź. I wcale mi się on nie podoba ale nie potrafiłabym żyć dalej z tą nieświadomością. Muszę się poświęcić i wrócić do domu Salvatorów.

Nagle usłyszałam ten głupi dzwonek od telefonu. Warknęłam na niego kilka przekleństw zastanawiając czemu jeszcze go nie zmieniłam.
Spojrzałam na ekran i mówiąc szczerze wcale się nie zdziwiłam widząc jej imię. Nie myśląc długo pewnym ruchem nacisnęłam na zieloną słuchawkę i przyłożyłam przedmiot do ucha gotowa na fale żałosnych przeprosin.

- Melanie? O rany, cieszę się, że odebrałaś.. - usłyszałam po drugiej stronie głos dziewczyny z moich wcześniejszych rozmyślań.

- Wolałabym tego nie robić ale potrzebuje znać odpowiedzi. - mruknęłam, powoli wstając i przeciągając się. Siedzenie w miejscu przez pare godzin jednak daje o sobie znać.

- Słuchaj, ja... - zaczęła niepwenie ale przerwała wzdychając lekko. - nie chciałam, żeby tak to wyszło. Wszystko ci wytłumaczę, tylko proszę nie rozłączaj się ani mi nie przerywaj, błagam! - powiedziała błagalnie, bojąc się, że zaraz się rozłączę, czego akurat w dzisiejszych planach nie miałam.

- Nie mam zamiaru. - odpowiedziałam twardo i oparłam się o skałę, przy której spędziłam ostatni czas. - ale to ty posłuchaj. Powiem to tylko raz i nie będę się powtarzać. - zaczęłam czując, że Elena zaraz zacznie paplać, czego w tej chwili nie chciałam. - za godzinę u Salvatorów. Tam wszystko sobie wyjaśnimy. - powiedziałam nie znosząc w odpowiedzi jakiegokolwiek słowa sprzeciwu. Rozłączyłam się, nie czekając na jej odpowiedź. Przyjdzie to przyjdzie, jak nie, to to nie mój problem i bez niej uda mi się dowiedzieć czego chce. Jednak poczułam małe ukłucie w sercu, że to właśnie ona zadzwoniła a nie Damon, czy chociażby kwiatuszek.

𝓐𝓵𝔀𝓪𝔂𝓼 𝓐𝓷𝓭 𝓕𝓸𝓻𝓮𝓿𝓮𝓻 | Klaus Mikaelson Where stories live. Discover now