•34.Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?•

1.2K 71 16
                                    

- Gdzie byłaś? - usłyszałam zaraz po przekroczeniu progu drzwi domu państwa Salvatorów. I prawie dostałam paluchem w oko. Zmarszczyłam brwi i odsunęłam się do tyłu.

- Te, gdzie z tym paluchem? - zapytałam ignorując wcześniejsze pytanie wymijając Damona. Wchodząc do salonu zobaczyłam, że Stefan zaś siedzi nad laptopem tam gdzie wcześniej. - A ty co widzisz takiego ciekawego w tym laptopie? Dziewczynę byś se znalazł. - skomentowałam ale w odpowiedzi uzyskałam jedynie poirytowane spojrzenie. Westchnęłam z zamiarem pokierowania się do mojej sypialni, gdy drogę zastawił mi nie kto inny a Damon Salvatore. Spojrzał na mnie gniewnie.

- Gdzie. Byłaś.? - zapytał twardo a ja wywróciłam oczami. - uważaj, bo ci oczęta zaraz wylecą. - skomentował i skrzyżował ramiona oczekując mojej odpowiedzi.
Westchnęłam i podniosłam siatkę.

- Byłam na zakupach. Zadowolony? - odpowiedziałam a on zero reakcji. Zirytowana odwróciłam się w stronę jego brata.

- Kwiatuszku powiedz mu coś. - powiedziałam do Stefana.

- Mówię ci coś. - mruknął nawet nie racząc mnie ani jednym spojrzeniem. Otworzyłam buzię z niedowierzaniem i odwróciłam się z powrotem do starszego z braci.

- Co wam się dzisiaj dzieje? - powiedziałam niby do siebie ale po cichu licząc na odpowiedź z strony któregoś z nich. Jednak nic. Nadal cisza. Warknęłam zirytowana i w końcu nie wytrzymałam. - O co wam chodzi do cholery jasnej! - krzyknęłam wyrzucając ręce do góry, przy okazji przywalając Damonowi z siatki z sukienką. Wciągnęłam głośno powietrze a chłopak pomasował obolałe miejsce mówiąc "ała". - Przysięgam, że jak coś jej się stało to zabije. - powiedziałam stanowczo i zerknęłam do wnętrza siatki upewniając się, że z ubraniem wszystko okej.

- Okres masz czy co? - burknął Damon odchodząc i siadając na przeciwko brata. Prychnęłam.

- Mogłabym zapytać o to samo. - mruknęłam i nie odwracając się ruszyłam do swojego pokoju.
Co im dzisiaj odpierdala? Jeden nie rozstaje się z laptopem, a drugi zachowuje się nadwyraz irytująco. Co jest grane do cholery? Ugh. Nevermind, mam ważniejsze sprawy na głowie.

Po wejściu do pokoju od razu zamknęłam drzwi na klucz, żeby nikt mi już nie przeszkadzał. Potem powiesiłam sukienkę na jutro na wieszaku. Spojrzałam na nią.

Tak. To na pewno jest "ta".

Westchnęłam i biorąc poprzednie ubrania, które służyły mi za piżamę ruszyłam do łazienki.

Gdy kładłam się do łóżka zerkając na telefon zobaczyłam kilka nieodebranych połączeń od Gerarda i godzinę 22:24.
No to pięknie. Jeszcze równe 19 godzin i 36 minut do spotkania z Mikaelsonami. Rany julek. Znowu poczułam ucisk w żołądku. Odłożyłam telefon decydując, że do Marcela odezwę się kiedy indziej. Kiedy będzie już po wszystkim.
Hm, ciekawe jak to będzie.

Przewróciłam się na plecy i zaczęłam patrzeć tępo w sufit.

Jeszcze kwestia tych cholernych snów. W końcu może czegoś się dowiem na temat mojego pochodzenia. Tylko najpierw muszę wiedzieć po kiego grzyba sprowadziły mnie tutaj. Do Mikaelsonów. Wszystko kręci się wokół nich. Cały czas. Dlaczego? Dlatego, że odegrali tak wielką rolę w moim życiu? Dlatego, że byli moimi pierwszymi prawdziwymi przyjaciółmi, rodziną? Ale Esther była dla mnie jak matka, a mnie zabiła. Teoretycznie.
Ciekawe jakby to było gdybym nie odeszła. Czy dalej moje stosunki z nimi były by takie same? A może by się pogorszyły? Nie wiem. Ale wiem jedno. Muszę to teraz naprawić. Sama wiem ile ja dla nich znaczyłam. Widziałam to na własne oczy. Czemu wtedy nie dałam im żadnego znaku na to, że żyje? Mogłam coś zrobić, gdy Klaus ... robił co robił. Mogłam go odepchać, przecież miałam na tyle siły. Więc czemu nie zrobiłam nic? Strasznie mnie to flustruje. Byłam idiotką. Dalej jestem, skoro do tej pory nie odważyłam się im pokazać. Cieszę się, że jakimś cudem udało mi się ukryć moje istnienie przed Mikaelsonami. Nie wiem jak to możliwe skoro było wiele okazji, aby się dowiedzieli. A może już wiedzą? Może mnie już szukają, żeby mnie zajebać? Co jeśli tak na prawdę dowiedzieli się o mnie prawdy i mnie znienawidzili? Jaka będzie ich reakcja kiedy z nikąd pojawię się u nich w domu? Co wtedy?
Niestety dowiedzieć się tego mogę tylko w jeden sposób.
Iść jutro na ten jebany bal. Przecież nie na darmo męczyłam się tyle w tych sklepach żeby znaleźć kieckę nie? Czy może mam jeszcze wyjście? Nie! To był mój pomysł, więc teraz muszę dać z siebie wszystko, aby go zrealizować. Nawet gdyby to oznaczało bezpośrednią konfrontację. Nie czuję się w tej sytuacji ani trochę pewnie. Wręcz przeciwnie. Nie jestem pewna czego mogę się spodziewać i tego się obawiam. Ich reakcji. Mojej reakcji. Co jeśli ściśnie mnie w żołądku i odbierze głos a co dopiero nie wspominając o trzeźwym myśleniu?
A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?

𝓐𝓵𝔀𝓪𝔂𝓼 𝓐𝓷𝓭 𝓕𝓸𝓻𝓮𝓿𝓮𝓻 | Klaus Mikaelson Where stories live. Discover now