•39.Pierdolona Melanie Jefferson•

606 31 11
                                    

- Więc? Już się ogarnęłaś, czy mam ci w tym pomóc? - zapytała kpiąco (bo jakżeby inaczej), patrząc na mnie z siedzącej pozycji na parapecie. Oczywiście nawet siedziała jak pieprzona bogini. Nie wiem jak długo już siedzę na tej podłodze i gapie się na ścianę przede mną, w sumie nawet wiele nie myśląc, po prostu nie wiedząc co. Jestem skołowana ale zgaduje, że pierwszy szok już minął, bo udało mi się wydusić odpowiedź:

- Czemu mam wrażenie, że ta twoja "pomoc" nie skończyła by się dobrze?- mruknęłam pod nosem, pomału kładąc się na podłodze, która była po części nadal pokryta we krwi wciąż bezimiennej kobiety.

Nie wiem czemu ale czuje, że mówi prawdę, jakbym doskonale mogła stwierdzić kiedy kłamie, że gdyby kłamała, to złączyła by dłonie za plecami lub po prostu bawiła by się palcami u dłoni, nawet nie zdając sobie sprawy, że tak robi.

Po jej "wyznaniu" mam wrażenie że bije od niej jakaś dziwna znajomość, która mówi : zaufaj mi, mimo że jestem kompletną suką, po prostu to zrób, nie czuje większego zagrożenia z jej strony, prawdopodobnie nigdy nawet nie miała na celu zrobić mi krzywdy. No, nie licząc wzbudzania we mnie takiego szoku, że zacięłam się na dobre kilkanaście minut.

Zaczęłam czuć nawet jakiegoś rodzaju komfort przy nieznajomej, pomimo jej sukowatości, której ominąć się nie da. Nie wiem, po prostu myślę, że potrzebuje zmienić podejście. Odpowiedzi i tak dostanę, prędzej czy później. Sama mi je udzieli.

- I znowu, czy znasz definicję słowa "pomoc"? Na prawdę powinnaś zainwestować w słownik. - prychnęła zakładając ręce na piersi, spoglądając na mnie. Zmarszczyła brwi, widząc moje, najwyraźniej nietypowe, działania. - Co ty wyprawiasz..?

Rzuciłam na nią jedynie znudzone spojrzenie i westchnęłam przymykając oczy.

- Kim jesteś? - zapytałam, otwierając oczy i patrząc zmęczonym wzrokiem w jej brązowe. Tak bardzo podobne do moich.

Miałam wrażenie, że przez moment lekko zesztywniała ale trwało to tak krótko, że prawdopodobnie tylko mi się wydawało.
Nie odpowiedziała od razu, jedynie patrzyła na moją żałosną formę, leżącą w jej krwi na podłodze, widać było, że nad czymś rozmyślała, po chwili jednak wyraz jej twarzy złagodniał i chyba pierwszy raz od naszego spotkania nie było na nim ani grama kpiny.

- Nie domyślasz się jeszcze? - westchnęła, spoglądając na mnie z pewnego rodzaju sympatią, co trochę mnie zmyliło.

- Brak sarkazmu i drwin w twojej wypowiedzi trochę mnie nie pokoi. - skomentowałam niepewnie, dostając w odpowiedzi karcące spojrzenie. Tym razem ja westchnęłam i poprawiłam trochę moją pozycję na podłodze, czując jak całe moje ubranie przesącza się pomału w krwi, co jakby nie patrzeć nie jest dla mnie nowym przeżyciem. - Mam pewne przypuszczenia.

- Nazywam się Loren i jestem twoją siostrą.

- Ha! Wiedziałam! - wykrzyknęłam triumfalnie i aż usiadłam unosząc ręce do góry z zachwytu moją celną dedukcją.
Loren posłała mi zdziwione i zmieszane spojrzenie, ewidentnie nie oczekując takiej reakcji z mojej strony.

I wtedy to mnie uderzyło.

Uśmiech z mojej twarzy pomału zniknął i ręce opadły bezsilnie po obu stronach mojego ciała, natomiast tępy wzrok utkwił w twarzy mojej siostry.

Siostry.

Pierdolonej, w dupe ruchanej SIOSTRY to chuja nędzy.

S I O S T R Y

- Zaraz... że co? Że siostra? Że ty? Ale jak, co - zamrugałam kilka razy, próbując odzyskać zdolność normalnego myślenia, która najwyraźniej opuściła mnie na kolejne pare minut.

𝓐𝓵𝔀𝓪𝔂𝓼 𝓐𝓷𝓭 𝓕𝓸𝓻𝓮𝓿𝓮𝓻 | Klaus Mikaelson حيث تعيش القصص. اكتشف الآن