•23.co te biedne drzwi ci zrobiły•

1.8K 80 15
                                    

Właśnie zaparkowałam pod domem Salvatorów i chyba przez przypadek wjechałam w jakieś kwiatki czy coś.. nie ważne! Przyjechałam tu wyjaśnić typa a nie zamartwiać się, że rozjechałam jakieś głupie kwiatki!

Zrobiłam, drugi raz dzisiaj, z buta wjeżdżam i wyważyłam drzwi. Chwila moment. A one nie były już wywalone? Czyżby tak szybko je naprawili?

-Co do cholery!?-usłyszałam po mojej prawej stronie. Obróciłam głowę i zobaczyłam - - no właśnie. Kto to? Nie wiem, ale wygląda na nastolatka, brązowe włosy itp. .. Zauważyłam, że w dłoni trzyma śrubokręt a obok niego leży skrzynka z narzędziami. Chyba właśnie naprawił drzwi.- Kurwa co z tobą nie tak!? I kim ty w ogóle jesteś!?-wykrzyknął wkurzony. Dobra. Wkurwiony na maksa.

-Jeremi, chłopcze czemu tak się drzesz?-usłyszałam głos, który dochodził gdzieś z posiadłości. Nie zdążyłam jeszcze zwiedzić całego domu, ale wydaje mi się, że pochodzi on gdzieś z korytarza po mojej lewej stronie. Doskonale za to wiedziałam do kogo ten głos należy.

-Chodź i kurwa sam zobacz!-krzyknął wkurzony i rzucił śrubokrętem gdzieś na podłogę.

-Uważaj na język. Co by powiedziała Eleeeeee...-przeciągnął ostatni wyraz, gdy zobaczył mnie, stojącą na drzwiach, które leżały znowu na ziemi. Najpierw jego spojrzenie wyrażało zdziwienie i złość, a potem załamanie.-... Moje drzwi! Znowu!-teraz przeniósł wzrok na mnie.-Melanie! Dlaczego moje drzwi!? Co one ci zrobiły!?

-Ciesz się, że to tylko drzwi, a nie ty.-powiedziałam wkurwiona i zeszłam z drzwi podchodząc do Damona.-Chociaż to chyba nie tylko je będzie trzeba naprawiać.-skomentowałam stojąc twarzą w twarz z tym idiotą.

-Uhhh co znowu?-zapytał zirytowany, najwyżej nie przejmując się moimi groźbami. Oj, to się jeszcze zmieni.

-Może masz mi coś do powiedzenia?-zapytałam tym razem bez żadnych emocji, ani w głosie, ani na twarzy. Zero. Dam mu jeszcze ostatnią szansę. Jak mi teraz powie, to troszkę mu odpuszcze. Jak nie, to krzyż na drogę.

-Emm..- widząc, że ja poważnie podchodzę do tej rozmowy, trochę się zmieszał.- Pięknie dziś wyglądasz?-zapytał niepewnie. Pewnie nie wie o co mi chodzi. Spokojnie. Zaraz się przekona. Zmierzyłam go morderczym wzrokiem, po czym chwyciłam go mocno za kark i zaczęłam kierować się z nim w stronę wyważonych drzwi i przedsionka.

- Damon, złotko. Ty jesteś głupi, czy tylko udajesz?-zapytałam kpiąco, stając na drzwiach, żeby trochę podwyższyć moją pozycję. Do najwyższych osób to ja akurat nie należę.

-Eem... Nie rozumiem o co ci chodzi?-powiedział, zapytał. Jeden chuj. Ale wręcz czuć było na kilometr od niego niepewność. Uśmiechnęłam się kpiąco i popatrzyłam na niego "pocieszająco".

-To zaraz się przekonasz.-powiedziałam, po czym rzuciłam chłopakiem do salonu, gdzie wylądował na rogu jednej z kanap. Słyszałam jak jakaś kość mu pękła. Podeszłam do niego w wampirzym tempie i przeniosłam go na stół, trzymając go mocno za szyję.

-Robi się ciekawie. Mogę popatrzeć?-usłyszałam za sobą głos, chyba, Jeremiego. Zerknęłam na niego przez ramię. Stał w połowie schowany za framugą. Uśmiechnęłam się na to.

-Nie krępuj się. Możesz skoczyć po popcorn i cole, jeśli chcesz. Mamy czas.-powiedziałam patrząc Damonowi prosto w jego oczy.

-O-o co ci d-do kur-rwy cho-chodzi..?-wydusił z siebie. A raczej próbował wydusić. Jakoś mu wyszło. Gratki. Uśmiechnęłam się, kolejny raz, kpiąco.

- O co mi chodzi? Hmm, zastanówmy się...-pokazałam teatralnie wolną ręką, że się zastanawiam, przykładając dłoń do brody (chyba wiadomo o co chodzi cnie? XD).-..Może o to, że kurwa nic nie raczyłeś mi powiedzieć o jebanych sobowtórach, którymi, jak się przed chwilą dowiedziałam, są Katherine i Elena?-zapytałam patrząc na niego z mordem. On wytrzeszczył oczy na to. Po czym posłał wzrok zrozumienia i westchnął.

-Wszystko ci wytłumacze, tylko p-proszę, puść.- wyjęczał, trzymając obie dłonie na mojej ręce, która nadal zaciskała się na jego szyi.

-Chyba trochę za późno na to, nie sądzisz?-zapytałam marszcząc brwi i patrząc na niego gniewnie. Jednak poluzowałam lekko uścisk.

-L-lepiej późno, .. .niż wc-wcale?-zapytał niewinnie, łapiąc głębszy oddech po poluzowaniu mojej ręki. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Rozpatrzmy jego propozycję. Hmm.

-Masz pięć minut.-syknęłam i puściłam go, siadając na kanapie. Zerknęłam na chłopaka, który nadal przyglądał się całej tej sytuacji. Westchnęłam, wstałam i podeszłam do niego. On z lekka wystraszony trochę się odsunął, ale nadal dumnie stał, nie okazując strachu. Jednak bicie jego serca go zdradziło.-A ty.., Jeremi tak?-zapytałam i objęłam go ramieniem, co było trudne, bo oczywiście był ode mnie wyższy. Gdy usłyszałam moją odpowiedź, czyli "tak", uśmiechnęłam się i zaczęłam iść z nim w stronę drzwi, a raczej dziury, gdzie kiedyś się one znajdowały.- Więc, Jeremi... Wypad.- powiedziałam i wypchnęłam go przez otwór w ścianie. On lekko się zachwiał, po czym spojrzał na mnie zdziwiony.

-Że co? A-ale mam jeszcze drzwi do naprawienia, bo ktoś je znowu wyważył.-powiedział stanowczo, akcentując słowo "ktoś". Ja popatrzyłam na niego wzrokiem "seriously?" I bez żadnych słów, po prostu podeszłam do drzwi, podniosłam je, zatrzaskując przy okazji mu je przed nosem i za pomocą magii poskręcałam je. Jednymi słowy, naprawiłam te cholerne drzwi. Gdy to zrobiłam, otworzyłam je, patrząc na zdziwionego chłopaka z wyższością.

-Słuchaj chłoptasiu, to jest rozmowa dla dorosłych, dlatego wypierdalaj, albo znajdziesz się na miejscu Damona.- zagroziłam mu. On zaglądnął za mnie, patrząc na wspomnianego chłopaka, który masował sobie kark i szyję, przy okazji nastawiając sobie rękę, którą najwyraźniej mu złamałam. Jeremi przełknął ślinę, popatrzył na mnie i uśmiechnął się niewinnie.

-Dobra robota z tymi drzwiami, wiesz? Chyba nic tu po mnie.-powiedział, odwrócił się w zawrotnym tempie i odszedł. Ja na to się zaśmiałam i weszłam spowrotem do domu, trzaskając drzwiami. Niestety, (stety) znowu wypadły z zawiasów i spadły na swoje poprzednie miejsce.

-Ups?- skomentowałam patrząc na zażenowaną i zrezygnowaną minę Damona.

-Dalej zastanawiam się, co te biedne drzwi ci zrobiły..-powiedział, jednak widząc mój wyraz twarzy spuścił wzrok. Podeszłam do niego i usiadłam obok chłopaka na kanapie.

-No więc, masz swoje pięć minut. Wykarz się.-powiedziałam do niego poddenerwowana. On spojrzał na mnie i zaczął mówić:

- No więc widzisz, po tym jak pokazałaś mi swoje niektóre wspomnienia i zobaczyłem w niej tamtą dziewczynę... Tatię?-zapytał mnie dla pewności. Ja skinęłam głową na tak.- od razu wiedziałem, że coś nie gra, bo wyglądała dokładnie tak samo jak Katherine. Albo raczej Katherine jak Tatia. Musiałem to sprawdzić, jednak nie chciałem ci o tym mówić...,

-Dlaczego?

-...-Damon westchnął zrezygnowany i popatrzył na mnie.-wiedziałem, że masz swoje problemy, nie chciałem ci narzucać kolejnego, który był mój. Byliśmy ze sobą tyle czasu, to dzięki tobie jestem tym kim jestem, zawdzięczam tobie praktycznie wszystko...ale w końcu musiałem wyfrunąć z gniazda i zacząć żyć samodzielnie. Tak więc zrobiłem.-popatrzyłam na niego jak na idiotę. Dobra, wiem poważna rozmowa i te sprawy. Ale to "musiałem wyfrunąć z gniazda" mógł se darować.

-Podsumowując, nie chciałeś mi o tym mówić, chociaż doskonale wiedziałeś, że to by bardzo dużo dla mnie znaczyło, dlatego zdecydowałeś się mnie zostawić i "wyfrunąć z gniazda" i zacząć żywot samotnika, poszukując odpowiedzi na pytania?-zapytałam ironicznie.

-Taa, jak tak to teraz mówisz, to głupie to było jak cholera.-skomentował i zaśmiał się z swojej bezsilności. Ja westchnęłam. Szczerze? Rozumiem go. Co nie zmienia faktu, że mógł mi powiedzieć jak mieliśmy czas na rozmowę! Gdyby potrafił używać tego co ma w głowie to by się skapnął, że prędzej czy później bym to odkryła. A lepiej by było, gdyby sam mi to powiedział. Nastała niezręczna cisza. Albo zręczna. Oboje chyba musieliśmy sobie w tym momencie poukładać myśli. Jednak po chwili ktoś przerwał naszą ciszę.

-Już jestem!

*Hejo! Cóż, nie mam za dużo do gadania dzisiaj, dlatego tak tylko się przywitam i spadam XD. Przepraszam za błędy, jeśli takie się pojawiły. Jakby jakieś pytania, to pisać. Dzięki za przeczytanie.
To do następnego, bajo👋!*

𝓐𝓵𝔀𝓪𝔂𝓼 𝓐𝓷𝓭 𝓕𝓸𝓻𝓮𝓿𝓮𝓻 | Klaus Mikaelson Where stories live. Discover now