Dlatego najlepiej żyć tak, by później miało się co wspominać.
Rano obudziły mnie promienie słońca, połączone z szumem wody. Kochałam klimat Malibu. Ciepłe promienie kazały mi wstawać, a ja teraz robiłam to z chęcią.
Otworzyłam oczy i poczułam okropny zawód. Nie jestem w Malibu, a nadal w Seattle. To tylko moja wyobraźnia płata mi figle. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. Chwila, nie siedziałam na łóżku. Za poduszkę służyła mi kupka ubrań, a za łóżko dość zimna podłoga. Niechętnie wstałam, otwierając okno, przy czym wpuszczając chłodne powietrze, które do końca mnie obudziło. Spojrzałam na godzinę w telefonie. Szósta jeden. Mruknęłam niezadowolona. Nadal wstaję tak, jakbym miała iść do szkoły. Skierowałam swoje kroki w stronę łóżka. Gdy byłam już blisko, stanęłam na klocku, który musiała zostawić tutaj Emily. Okropny, najgorszy klocek świata. Dobra, nie będę go obwiniać. To wszystko tylko i wyłącznie przez moją nieuwagę. Przeszył mnie okropny ból, a ja teraz trzymałam się za stopę, próbując nie wydać z siebie niepokojących dźwięków. Usiadłam na krawędzi łóżka, krzywiąc się z bólu.
Gdy poczułam, że już jest trochę lepiej, stwierdziłam, że zdecydowanie mogę jeszcze trochę pospać. Położyłam się już w prawdziwym łóżeczku i przykryłam kołderką. Nie ma szans, że teraz usnę, ale poleżeć zawsze można. Nagle usłyszałam ciężkie i powolne kroki za drzwiami, które zwiastowały obudzenie mnie na dobre. Czyli jednak nie poleżę... Zakryłam twarz kołdrą, a drzwi się otworzyły.- Do szkoły Maddy! - ton głosu taty wskazywał na to, że się uśmiecha.
- Tato...serio? - zapytałam, odkrywając twarz i spoglądając na mężczyznę.
- Nie no, żartowałem... A co tu się stało? Jakaś III wojna światowa? - zaśmiał się tata, patrząc na bałagan na mojej podłodze.
Miał rację. To była największa bitwa od czasów II wojny światowej. Dwie strony walczyły ze sobą tak zaciekle, że z tego wszystkiego zapomniałam posprzątać. Znowu coś zaburzyło porządek w moim pokoju. I kolejny raz byłam temu winna ja.
- Zapomniałam... - mruknęłam pod nosem, zakrywając twarz rękoma.
- Więc posprzątasz to, gdy wrócimy z biegania. Co ty na to? - zapytał tata, stojąc w drzwiach.
Kusząca propozycja. Podparłam się na łokciach i spojrzałam na niego. Skoro i tak nie usnę, a w wakacje zawsze razem biegamy, to nie mogę zaprzestać tej tradycji. Popatrzyłam jeszcze raz na tatę, który już był ubrany. Uwielbiałam biegać. Interesowało mnie wtedy tylko i wyłącznie to. Zapominałam o problemach życia codziennego.
- Dobra, biegamy - powiedziałam, energicznie zeskakując z łóżka, by za chwilę się nie rozmyślić.
- Czekam na dole - powiedział tata, zamykając drzwi, gdy już byłam przy szafie.
Spojrzałam w stronę okna. Wydaje się ciepło, ale to może być złudne wrażenie. Powróciłam wzrokiem do szafy i przeanalizowałam pozostałe w niej ubrania. Wzięłam legginsy i sportową koszulkę, zarzucając na to bluzę. Włosy związałam jeszcze w wysoką kitkę, wzięłam telefon i ruszyłam cicho na dół, z zamiarem nieobudzenia nikogo. Kilka minut później byłam już przy tacie, który teraz nalewał wody do bidonu. Misja wykonana, nikt nie został obudzony. Brawo Madeline.
- Jestem - powiedziałam do taty, by go uświadomić o swojej obecności.
Mężczyzna akurat odkładał butelkę z wodę na stół, więc nie wylądowała na podłodze. A ja już widziałam, jak pięknie się wylewa...
- Madeline! - usłyszałam wystraszony głos taty.
- Nic się nie wylało, spokojnie - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę drzwi, by włożyć buty.
ESTÀS LLEGINT
Wrogowie na pół etatu
Novel·la juvenilWakacje. Wolne. Gorące słońce. Ciepła woda. Malibu. Black. To ostatnie nazwisko burzy piękną harmonię definicji wakacji Madeline Thompson. Szesnastolatki, która przychodząc na świat, dostała zadanie. Było nim poznanie i akceptowanie Adriana Blacka...