Rozdział 2

1.2K 48 12
                                    

Dlatego najlepiej żyć tak, by później miało się co wspominać.

Rano obudziły mnie promienie słońca, połączone z szumem wody. Kochałam klimat Malibu. Ciepłe promienie kazały mi wstawać, a ja teraz robiłam to z chęcią.
Otworzyłam oczy i poczułam okropny zawód. Nie jestem w Malibu, a nadal w Seattle. To tylko moja wyobraźnia płata mi figle. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. Chwila, nie siedziałam na łóżku. Za poduszkę służyła mi kupka ubrań, a za łóżko dość zimna podłoga. Niechętnie wstałam, otwierając okno, przy czym wpuszczając chłodne powietrze, które do końca mnie obudziło. Spojrzałam na godzinę w telefonie. Szósta jeden. Mruknęłam niezadowolona. Nadal wstaję tak, jakbym miała iść do szkoły. Skierowałam swoje kroki w stronę łóżka. Gdy byłam już blisko, stanęłam na klocku, który musiała zostawić tutaj Emily. Okropny, najgorszy klocek świata. Dobra, nie będę go obwiniać. To wszystko tylko i wyłącznie przez moją nieuwagę. Przeszył mnie okropny ból, a ja teraz trzymałam się za stopę, próbując nie wydać z siebie niepokojących dźwięków. Usiadłam na krawędzi łóżka, krzywiąc się z bólu.
Gdy poczułam, że już jest trochę lepiej, stwierdziłam, że zdecydowanie mogę jeszcze trochę pospać. Położyłam się już w prawdziwym łóżeczku i przykryłam kołderką. Nie ma szans, że teraz usnę, ale poleżeć zawsze można. Nagle usłyszałam ciężkie i powolne kroki za drzwiami, które zwiastowały obudzenie mnie na dobre. Czyli jednak nie poleżę... Zakryłam twarz kołdrą, a drzwi się otworzyły.

- Do szkoły Maddy! - ton głosu taty wskazywał na to, że się uśmiecha.

- Tato...serio? - zapytałam, odkrywając twarz i spoglądając na mężczyznę.

- Nie no, żartowałem... A co tu się stało? Jakaś III wojna światowa? - zaśmiał się tata, patrząc na bałagan na mojej podłodze.

Miał rację. To była największa bitwa od czasów II wojny światowej. Dwie strony walczyły ze sobą tak zaciekle, że z tego wszystkiego zapomniałam posprzątać. Znowu coś zaburzyło porządek w moim pokoju. I kolejny raz byłam temu winna ja.

- Zapomniałam... - mruknęłam pod nosem, zakrywając twarz rękoma.

- Więc posprzątasz to, gdy wrócimy z biegania. Co ty na to? - zapytał tata, stojąc w drzwiach.

Kusząca propozycja. Podparłam się na łokciach i spojrzałam na niego. Skoro i tak nie usnę, a w wakacje zawsze razem biegamy, to nie mogę zaprzestać tej tradycji. Popatrzyłam jeszcze raz na tatę, który już był ubrany. Uwielbiałam biegać. Interesowało mnie wtedy tylko i wyłącznie to. Zapominałam o problemach życia codziennego.

- Dobra, biegamy - powiedziałam, energicznie zeskakując z łóżka, by za chwilę się nie rozmyślić.

- Czekam na dole - powiedział tata, zamykając drzwi, gdy już byłam przy szafie.

Spojrzałam w stronę okna. Wydaje się ciepło, ale to może być złudne wrażenie. Powróciłam wzrokiem do szafy i przeanalizowałam pozostałe w niej ubrania. Wzięłam legginsy i sportową koszulkę, zarzucając na to bluzę. Włosy związałam jeszcze w wysoką kitkę, wzięłam telefon i ruszyłam cicho na dół, z zamiarem nieobudzenia nikogo. Kilka minut później byłam już przy tacie, który teraz nalewał wody do bidonu. Misja wykonana, nikt nie został obudzony. Brawo Madeline.

- Jestem - powiedziałam do taty, by go uświadomić o swojej obecności.

Mężczyzna akurat odkładał butelkę z wodę na stół, więc nie wylądowała na podłodze. A ja już widziałam, jak pięknie się wylewa...

- Madeline! - usłyszałam wystraszony głos taty.

- Nic się nie wylało, spokojnie - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę drzwi, by włożyć buty.

Wrogowie na pół etatuOn viuen les histories. Descobreix ara