Rozdział 9

880 42 17
                                    

Woda była teraz lustrem, w której przeglądały się księżyc i gwiazdy.

Doprawdy, przez całe szesnaście lat nie widziałam podobnego zjawiska. Adrian Black prosi mnie do tańca, a ja się zgadzam. Przecież to paradoksalne. Ewidentnie coś z nami nie tak.

Pierwszy raz stałam tak blisko Adriana Blacka. Oddzielało nas naprawdę niewiele, co troszkę mnie krępowało. W dodatku mój totalny brak zdolności tanecznych kazał mi przestać. Jednak delikatne, niemal aksamitne ruchy chłopaka, prowadziły mnie teraz i niezwykle zadziwiały. Przez cały ten czas nieudolnie starałam się naśladować jego kroki, ale jeśli mam być szczera, wychodziło mi to koszmarnie. Pewnie z punktu widzenia obserwatorów było jeszcze gorzej. Wiem, że Black również to zauważył, ale nie skomentował mojego slalomu.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że jeśli chodzi o taniec, jestem totalnym amatorem i niestety na stopień mistrzowski nigdy nie dojdę. Ostatni raz robiłam to kilka miesięcy temu w szkole i przypadkowo zmiażdżyłam nogę niewinnego kolegi... Wolę więc nie prowokować kolejnych takich sytuacji. Jednak chyba robię to właśnie teraz.
Spojrzałam na twarz Adriana, na której widniał lekki uśmiech. Chyba ustanowił swój rekord w uśmiechaniu się przy mnie.
Miałam okazję spostrzec też, że nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na jego perfumy. Teraz wydają mi się całkiem ładne. Po prostu z tak niewielkiej odległości nie sposób ich nie czuć.

Kolejny raz weszłam w głąb moich myśli. Zaskakuje mnie teraz nie tylko on, ale ja sama oraz moje spontaniczne decyzje. Tak to właśnie jest, gdy nie mam chwili do namysłu. Westchnęłam lekko, zwracając przy tym na siebie uwagę chłopaka.

- Coś nie tak? - zapytał cicho, a ja podniosłam głowę.

- Nie wszystko, okej - odpowiedziałam lekkim uśmiechem i spojrzałam mu w oczy.

To był ogromny błąd. Moje nogi z niewiadomej przyczyny straciły panowanie nad sobą i wdepnęłam na stopę Blacka. Puściłam go szybko, by nie narobić jeszcze większej szkody. A z tym nie byłoby problemu. Już kolejny raz Madeline... Muszę w końcu zacząć słuchać swojego rozumu.
Rzecz jasna powodem mojego rozkojarzenia nie były jego oczy. Adrian Black jest moim wrogiem i muszę wbić to sobie do głowy. Nie wiem, jakim cudem po tylu latach nienawiści, jestem w stanie się do niego uśmiechać.

- Przepraszam... Ale uprzedzałam, że nie umiem tańczyć - usprawiedliwiłam się szybko, patrząc na Blacka.

- Spokojnie, człowiek uczy się na błędach - odpowiedział, obdarzając mnie uśmiechem. Spojrzałam na niego zszokowana. Nie byłam przygotowana na taki zwrot akcji. Bardziej spodziewałabym się czegoś w stylu „Thompson, patrz wreszcie pod te krzywe nogi!". Jednak nic takiego się nie nastąpiło. Nawet zdobył się na uśmiech. Co on właściwie wyrabia? I co ja robię? Ewidentnie muszę się ogarnąć. Pozbierałam wszystkie myśli do kupy i spojrzałam na niego.

- Chyba powinnam wrócić do stolika - wymamrotałam szybko, nieświadomie zakładając kosmyk włosów za ucho i ruszyłam w stronę wyznaczonego sobie przed chwilą miejsca.

- Hej, czekaj! - usłyszałam głos chłopaka. Nie wiem dlaczego, ale spodziewałam się tego. Zatrzymałam się więc i szukając przez chwilę wzrokiem Cartera, odwróciłam się - Skoro taniec to nie twoja bajka, może przejdźmy się po plaży?

- Wiesz, ja jestem tu z Cadenem... - uświadomiłam go, pokazując na chłopaka, który najwidoczniej o mnie zapomniał.

- Chyba byłaś - zaśmiał się, a ja posłałam mu wrogie spojrzenie - Ja to załatwię.

- Co załatwisz? - zapytałam, jednak zrobiłam to tak wolno, że Black szedł już w stronę kolegi. Naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy nie mam jakichś urojeń. Uszczypnęłam się, sprawdzając, czy nie śnię. Ku mojemu zdziwieniu, zabolało.

Wrogowie na pół etatuWhere stories live. Discover now